To jest piosenka o tym, jak to jest, kiedy nikt nie chce naszej miłości. To jest opowieść o człowieku, który wie o tym, jak mało kto. I jak nikt inny potrafi o tym mówić.
REKLAMA
Nie mogłem się powtrzymać. Nawet mimo tego, że to stara piosenka, nawet mimo tego, że ten wokalista od dawna nie wydał nic nowego i nie zapowiada się, żeby jego kolejna płyta szybko ujrzała światło dzienne. Bo znów się okazało, jak bardzo ten pięćdziesięcioletni, przewrażliwiony na swoim punkcie, ekscentryczny w sposób momentami dość nieznośny, czasem niemal niedopuszczalnie pretensjonalny mężczyzna, jest dla mnie ważny. Znów okazało się - choć przecież widywałem go wcześniej na scenie wiele razy i na pamięć znam wszystkie jego sceniczne sztuczki - że ani trochę mi to nie spowszedniało i nie mogę ani przez moment oderwać od niego zachodzących co chwilę wilgocią oczu. Znów okazało się, że potrafi zaczarować jak mało kto, uwieść jak nikt inny, zauroczyć w zupełnie wyjątkowy sposób. A przede wszystkim okazało się po raz kolejny, że on to wszystko już opisał, że on ma piosenkę o wszystkim, co się dzieje w moim życiu, co dzieje się w mojej głowie, że on to wszystko wie już od dawna.
I kiedy siedziałem skulony - co prawda na podłodze, ale z najlepszym widokiem na scenę w całej hali, w której odbywał się jego koncert - nie mogłem się nadziwić, jak bardzo kolejne piosenki są o moim życiu, jak on bardzo dobrze trafia, jak świetnie wszystko rozumie, jak znakomicie potrafi o tym mówić. I jak bardzo nie muszę już nic dodawać od siebie, bo on już wszystko powiedział.
Choćby o tym, że „nikt nie zna dnia, ani godziny, ale pewnego dnia zwykłe do widzenia zamieni się w żegnaj i już nigdy nie zobaczysz tego, kogo tak bardzo kochałeś”. Choćby o tym, że „kiedy wspinam się do pustego łóżka, czuję jakby cały świat walił mi się na głowę, bo wiem, że to koniec”. Choćby o tym, że „od kiedy powiedziałaś to wszystko jasno, od kiedy przestałaś uśmiechać się do mnie, bezradnie podróżuję po całym świecie”. O tym, że „kiedy zabrakło twojej miłości, kiedy nie mogę liczyć na niczyją czułość, zdecydowałem wziąć w ramiona to miasto, bo tylko kamienie i stal chcą mojego uczucia”. Choćby o tym, że „po co mi tyle pożądania, skoro nie mam komu go ofiarować, po co mi tyle miłości w tym świecie pozbawionym miłości, w którym i tak nie ma nikogo, kto chciałby ją ode mnie dostać”. Choćby o tym, że życie to dziś już tylko: „poniedziałek - upokorzenie, wtorek - brakuje mi powietrza, środa - poniżenie, czwartek jest po prostu żałosny, do piątku takie życie mnie zabije”.
I kiedy ucichły ostatnie dźwięki, kiedy wokalista i jego muzycy - ubrani w koszulki z napisem „Bully”, tak jakby rzeczywiście swoim graniem zapędzali mnie w ciemny kąt i tam wymierzali bolesne razy kolejnymi piosenkami - zeszli ze sceny, nadal nie mogłem zapomnieć tych wszystkich słów: „skoro jesteś taki zabawny, czemu dziś w nocy jesteś sam? Skoro jesteś taki mądry, skoro tak dobrze potrafisz kogoś zabawić, czemu dziś w nocy jesteś sam? I skoro tak dobrze wyglądasz, czemu dziś będziesz spał sam?”. Bo przecież „dziś jest taka sama noc, jak wszystkie inne: jesteś sam z wszystkimi swoimi dawnymi tryumfami, z całym swoim czarem, podczas kiedy oni przytulają się do siebie”.
I zostało mi już tylko znowu, całkiem bez sensu, całkiem bez powodu i szans na to, że to w czymś pomoże, „wyjść gdzieś, gdzie jest muzyka, gdzie są ludzie, wszyscy tacy młodzi i pełni życia” i „nigdy już nie wracać do domu, bo przecież domu już zupełnie nie mam”. I wszystko skończyło się tak, jak zawsze: „stałeś tam zupełnie sam, wyszedłeś zupełnie sam i poszedłeś do domu. I płakałeś. I chciałeś umrzeć”. I tak właśnie było.
I jedyną dobrą myślą, która miałem w głowie było to, jak on to dobrze rozumie, jak on pięknie potrafi o tym wszystkim mówić. I po tej nocy, po tym kolejnym - zawsze się boję, że może już ostatnim - spotkaniu z nim, wiedziałem, że już nigdy nie będę nawet próbował „śmiać się z jego głosu”.
