To kolejna piosenka, która dla mnie jest przede wszystkim o tym, jak łatwo jest przegapić coś, co kiedyś potrafi się okazać bardzo ważne. I o tym, jak trudno zauważyć granicę, za którą jest już za późno, by do tego wrócić.

REKLAMA
Ta historia zaczyna się gdzieś w połowie lat 90-tych. Słuchałem wtedy głównie bardzo ostrej, radykalnej i brutalnej muzyki, jeździłem po całej Polsce i połowie Europy na koncerty zespołów ze sceny niezależnej i pilnie śledziłem, co się na niej dzieje. Mniej więcej w tym właśnie momencie pojawił się na niej Refused - młody zespół ze Szwecji, który początkowo nie różnił się niczym innym od dziesiątek zespołów, które wówczas powstawały w tym kraju, jednym z najważniejszych miejsc na hard core'owej mapie kontynentu. Jego twórczość to ostra muzyka, mocno zaangażowane, osobiste teksty i duża ekspresja na koncertach - w tamtym czasie to wszystko mieściło się w standardzie tego gatunku. Grupa była nawet w Polsce, grając kilka razy jako suport dla bardziej popularnych zespołów.
I nagle, właściwie trochę znienacka, w 1998 roku wydarzyło się coś niezwykłego. Zespół wydał płytę, która w zdumiewający sposób wyprzedziła epokę, a może nawet kilka epok, płytę o znamiennym tytule „A Shape Of Punk To Come”. To była rzeczywiście muzyka przyszłości - nikt tak wówczas nie grał punk rocka, nikt nie wykorzystywał tak zaskakujących pomysłów brzmieniowych, aranżacyjnych, kompozycyjnych, nikt nie prezentował tak niezwykłej energii. Ale to wszystko zupełnie do mnie wtedy nie dotarło. Zanurzony w trochę inne odmiany punk rocka, nie doceniłem tego wydawnictwa, nie zauważyłem, jak ogromny potencjał w nim tkwi, jak bardzo jest ono wyjątkowe. Potraktowałem tą płytę tylko jako kolejny punkowy album, który trafił w moje ręce i z którym spędziłem trochę czasu, tylko po to, żeby odstawić go na półkę i szukać czegoś nowego, innego, bardziej emocjonującego.
I tu kończyłaby się ta historia, tak jak skończyło się wiele innych podobnych historii. Ale w tym przypadku było jednak inaczej. Bo okazało się, że zespół po wielu latach postanowił powrócić na scenę i przypomnieć o swoich dawnych dokonaniach. Członkowie grupy na początku tego roku zapowiedzieli, że pojawią się na kilku letnich festiwalach, nie było więc innego wyjścia: musiałem sobie przypomnieć ich twórczość sprzed lat. Zacząłem od obejrzenia filmu dokumentalnego o ich ostatniej trasie koncertowej przed zawieszeniem działalności. I już to było dla mnie pierwszym sygnałem, że kilka lat wcześniej zignorowałem coś bardzo ważnego: oto bowiem portret kilku niezwykłych, bardzo świadomych tego, co się w nich i wokół nich dzieje, wrażliwych w stopniu absolutnie ponadprzeciętnym ludzi, którzy grają bardzo ostrą muzykę, wkładając w to ogromną ilość emocji. I może dlatego, że sam rozumiem i czuję dziś trochę więcej albo trochę inaczej niż kiedyś, poczułem, jakie to było ważne. Wróciłem do ich płyt, a zwłaszcza „The Shape Of Punk To Come” i zobaczyłem je w zupełnie innym świetle niż kiedyś - dostrzegłem jak ważna, inna i mocna to muzyka.
Jeszcze bardziej poczułem to wszystko na trzech koncertach zespołu, które udało mi się zobaczyć podczas ich letniej trasy. Każdy z nich naładowany był emocjami tak gęstymi, jak muzyka, którą grali Szwedzi, tak mocnymi, jak ich brzmienie. Każdym dźwiękiem, każdym gestem, każdym słowem ci artyści udowadniali, że nie są tylko i wyłącznie muzykami, którzy wrócili po latach na scenę, bo taka jest moda. Udowadniali, że - jak głosiło dawne punkowe hasło - „nie są tu tylko dla muzyki”.
I kiedy stałem pod sceną podczas ich koncertów nie mogłem się nadziwić, że nie dostrzegłem tego wszystkiego wcześniej, że tak zignorowałem ten płomienny, pełen emocji przekaz, który nieśli wtedy, że musiało upłynąć tyle lat, żeby to do mnie dotarło. I przestraszyłem się, jak mało zabrakło, żeby nie dotarło to do mnie zupełnie, żeby ten zespół już na zawsze został na półce z coraz bardziej zakurzonymi muzycznymi wspomnieniami z przeszłości. I pomyślałem, że może jest tak, że do pewnych spraw trzeba dorosnąć, trzeba dojrzeć, trzeba dojść do punktu, w którym potrafi się je w pełni docenić, zrozumieć i zachwycić się nimi. I strasznie się ucieszyłem, że mi się to udało. I że nie było za późno.