To jest piosenka na ten moment, kiedy znowu chce się być po prostu małym chłopcem, któremu ktoś pokaże jak żyć. Czyli w zasadzie na każdy moment.
REKLAMA
I kiedy znów usłyszałem: „to naprawdę dla twojego dobra”, pomyślałem: może tak wreszcie ktoś dla odmiany zrobi coś dla mojego zła, skoro robienie czegoś dla mojego dobra kończy się zawsze tak samo, kończy się zawsze tak, jakbym bardzo nie chciał, żeby cokolwiek się jeszcze kiedyś kończyło. I wtedy pomyślałem, że może i z jednej strony dobrze jest być dla wszystkich dookoła powodem do nagłego dorastania i podejmowania całkiem dorosłych i śmiertelnie odpowiedzialnych decyzji, ale z drugiej - chciałbym, żeby może wreszcie ktoś jednak podjął dla mnie jakąś decyzję kompletnie nieodpowiedzialną, gówniarską, beztroską i bezceremonialnie radosną. Nawet jeśli potem mielibyśmy się nawzajem sobą poharatać i boleśnie poranić. Może byłoby warto. I wtedy pomyślałem, że wcale nie jest tak, jak w tym wyzutym już dziś całkowicie ze swego pierwotnego sensu banale o tym, że wszystko powtarza się dwa razy: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim zaś już tylko jako komedia. Chyba, że to polska komedia, w której kompletnie nic nie jest śmieszne, a każdy kolejny moment niemal fizycznie boli. Podczas której chce się jak najprędzej wyjść z kina, ale siedzi się do końca tylko dlatego, że wie się bardzo dokładnie, że kiedy się wyjdzie i wróci do rzeczywistości, będzie dokładnie tak samo, albo wręcz jeszcze gorzej. I wtedy pomyślałem, że może, że nawet na pewno, gdzieś zrobiłem błąd, że coś zrobiłem nie tak i dlatego moje życie idzie w zupełnie innym kierunku, niż chciałbym, żeby szło.
Może już wtedy kiedy byłem małym chłopcem. I wcale nie paliłem potajemnie z innymi małymi chłopcami papierosów w krzakach. I nikt nie pokazał mi, jak żyć. Jak żyć, żeby było dobrze, czyli kompletnie nie tak, jak jest teraz. Jak żyć, żeby umieć się cieszyć tym, jak się żyje i co się przeżywa, żeby mieć poczucie, że jakoś się trzyma to życie w cuglach, że chociaż trochę się je kontroluje - choćby na tyle, żeby nie robiło krzywdy na każdym kroku, każdego dnia, każdego poranka, który nawet kiedy jasno świeci słońce, zaczyna się źle.
Nikt mi nigdy niczego nie pokazał, wszystkiego musiałem się uczyć sam i najwyraźniej nauczyłem się zupełnie źle, nauczyłem się całkiem nie tak, a może nie nauczyłem się zupełnie, nawet jeśli wydawało mi się, że coś wiem, że potrafię cokolwiek z tym zrobić i czymkolwiek pokierować. Nawet jeśli kierowałem, najwyraźniej zawsze kierowałem nie w tą stronę, w którą kierować powinienem.
I wtedy znalazłem tą piosenkę. Która zdaje się być właśnie dokładnie o tym. O tym momencie, kiedy się jeszcze zupełnie nie wie nic, ale żyje się w usprawiedliwiającym wszystko i dającym błogą pewność przekonaniu, że wie się już dokładnie wszystko. O tym momencie, kiedy wszystko jest jeszcze możliwe, kiedy cały świat jest jedna wielką szansą. O tym momencie, kiedy nic nie jest jeszcze przesądzone, nic nie jest jeszcze definitywne, wszystko jest za to radośnie potencjalne i prawdopodobne.
Sin Fang to swego czasu solowy projekt muzyka z Islandii - bo skąd by indziej, to właśnie tam powstaje przecież najsmutniejsza, choć zarazem w jakiś przewrotny sposób porywająca muzyka świata. Sindri Mar Sigfusson na co dzień jest liderem zespołu Seabear, a swoje autorskie kompozycje wydawał pod szyldem Sin Fang Bous. Trzeci album w swojej samodzielnej dyskografii sygnuje skróconą, pozbawioną trzeciego członu nazwą. Płyta, pod iście wiosennym tytułem „Flowers”, nagrana pod opieką Alexa Somersa, człowieka odpowiedzialnego za brzmienie płyt znacznie większej gwiazdy islandzkiej muzyki, zespołu Sigur Ros i solowych wydawnictw jej lidera, Jonsiego, będzie miała premierę 1 lutego, a promuje ją właśnie piosenka „Young Boys”. Delikatna, choć podskórnie przecież bardzo dynamiczna, łagodna, choć w jakimś sensie zadziorna - dokładnie tak jak tytułowi młodzi chłopcy, którzy lubią się bić, choć przecież wcale jeszcze nie umieją, którzy lubią brać się z rzeczywistością za bary, bo jeszcze zupełnie nie wiedzą, że przecież nie maja z nią najmniejszych szans.
Przemysław Gulda
