Kocham czytać. Lubię pisać. Moje serce bije po lewej stronie. I co ciekawe, od urodzenia. https://twitter.com/PrzemekPrekiel
W Katolickim kraju Narodu Polskiego, niemal wszystko zawłaszczone jest przez kler, który rości sobie prawo niemal do wszystkiego. Nie dotyczy go jedynie zjawisko pedofilii, które jak wiemy, jest swoistą próbą włażenie w buty w wewnętrzne życie Kościoła. Seks, i wszystko co wokół niego się dzieje, interesuje Kościół najbardziej. To zapewne jakiegoś rodzaju parafilia- nie mylić z parafią- na której bzika mają mężczyźni, którzy są swoistym kluczem francuskim- są znawcami od wszystkiego. Pasują wszędzie.
Premier Donald Tusk ogłosił rok 2013, rokiem rodziny. Jak bardzo nasz wódz dba o swoją rodzinę, wiedzą chyba wszyscy. Przykład mieliśmy nie tak dawno, kiedy to na twitterze wyznał miłość swojej córce. Urocze prawda? Okazja była wręcz nietuzinkowa, gdyż Tuskówna obchodziła drugie urodziny. Nie, nie swoje, swojego bloga. Serwisy informacyjne nie podały jednak, czy córka premiera dostała coś jeszcze.
Jak więc wygląda tradycyjny los przeciętnej rodziny? Mówiąc krótko źle, o czym świadczą wszystkie dane. Weźmy chociażby Matki I Kwartału. To spontanicznie utworzony ruch rodziców, których dzieci przychodzą na świat między 1 stycznia a 17 marca 2013 roku i których tym samym nie obejmie ustawa o wydłużonym urlopie rodzicielskim z 24 do 52 tygodni. Poza tym rodziny te pozbawione zostały m.in. becikowego - wprowadzono limit dochodowy w jego przyznawaniu, zwiększono limit dochodowy pozwalający na skorzystanie z ulgi podatkowej z tytułu posiadania jednego dziecka, usunięto program „Rodzina na swoim”, już w 2012 r. podwyższono VAT na artykuły dziecięce z 8 na 23%. Oznacza to kilkadziesiąt tysięcy rodzin praktycznie pozbawionych świadczeń prorodzinnych z powodu przyjścia na świat dziecka w I kwartale w tzw. „Roku Rodziny”. Premier tłumaczył to tak, iż komuś zabrać trzeba było, żeby komuś dać. Pokrętne, ale typowe.
Rodzina kojarzy mi się przede wszystkim z seksem. Wiadomo, prokreacja w świętej polskiej rodzinie jest najważniejsza. I tu wraca mityczna edukacja seksualna, której młodzież jest pozbawiona. Ma za to internet i wszechobecną pornografię, z której czerpie „wiedzę”. A co wypływa z ów edukacji? Tam seks nie ma za wiele wspólnego z tym realnym. Jest kompletnie oderwany od rzeczywistości. Młody chłopak widzi, jak aktor może szczytować kilka razy pod rząd, bez żadnych przeszkód, wszystko jest takie wydepilowane, gładkie, kobieta ma zawsze ochotę, a nawet jak nie ma, to i tak jej się spodoba. Co więc da edukacja seksualna młodym ludziom? Może ich uchronić przed molestowaniem - ucząc je, co wolno dorosłym, a czego nie, gdzie jest granica, której nie wolno przekraczać, nastolatki przed niechcianymi ciążami - ucząc je asertywności, żeby nauczyły się odmawiać i ucząc o antykoncepcji, a także żeby chronić młodzież przed chorobami przenoszonymi drogą płciową. A także po to, żeby im dać wiedzę i narzędzie - czyli język - jak w dorosłym życiu o tym rozmawiać, jak radzić sobie z problemami, czyli jak je rozwiązywać, a nie pielęgnować. To co dla jednych jest edukacją, dla prawicy jest seksualną rozpustą. Cóż, jednym ogórek kojarzy się z mizerią, innym z seksem oralnym.
Ale co ciekawe, wielką orędowniczką edukacji seksualnej była Anne Frank, słynna żydowska dziewczynka, której „Dziennik”czytał chyba każdy. To jedna z najważniejszych książek XX wieku. Ukrywająca się wraz z rodziną w Holandii kilkunastoletnia dziewczynka, prowadziła swoje osobliwe zapiski, w formie listów do nieistniejącej przyjaciółki Kitty. Jeden z listów poświęcony jest właśnie tematowi seksu. Anne Frank miała wówczas 15 lat. Bardzo dojrzałe były jej spostrzeżenia: „Rodzice i ludzie w ogóle bardzo osobliwie podchodzą wobec tego tematu. Zamiast opowiedzieć wszystko swoim dziewczynkom, tak jak i chłopcom, gdy mają dwanaście lat, wyprasza się przy takich rozmowach dzieci z pokoju i niech same się dowiedzą , skąd mają czerpać swoją wiedzę. Gdy rodzice zauważą później, że dzieci dowiedziały się jednak czegoś, myślą, że dzieci wiedzą mniej lub więcej, niż to jest w rzeczywistości. Dlaczego nie próbują wówczas jeszcze nadrobić straty i zapytać, jak to się przedstawia?
Istnieje ważna przeszkoda dla dorosłych, ale jest do według mnie mała przeszkódka.; oni myślą mianowicie, że dzieci nie będą już, jak to się mówi, mieć przed oczami małżeństwa świętego i nienaruszonego, kiedy będą wiedzieć, że ta nienaruszalność w większości przypadków jest bzdurą. Osobiście w ogóle nie uważam, żeby to było złe dla mężczyzny, jeżeli wniesie do małżeństwa trochę doświadczenia, a samo małżeństwo nie ma z tym potem nic wspólnego”.
Pisała to młoda dziewczynka, prawie siedemdziesiąt lat temu! Cóż za głębia i wnikliwe obserwacje.
Czytając młodzieżowe pisemka typu „Brawo”, łapałem się nie raz za głowę. Poziom wiedzy młodych ludzi na temat seksu jest przerażający. Młodzi ludzie myślą, że poprzez całowanie można zajść w ciążę, że przy pierwszym razie, ciąża nie wchodzi w grę itd. Dlatego więc edukacja seksualna, to najlepszy prezent, jaki można podarować zagubionym młodym ludziom. Niech zajmą się tym specjaliści, których przecież nie brakuje. Nie każdy rodzic przecież potrafi przekazać tę wiedzę. Nie każdy też uważa, że jest ona w ogóle potrzebna. Dopiero, gdy rodzic staje się dziadkiem lub babcią zapala się lampka. Ale wówczas jest już za późno.
Mam nadzieję, że Pan premier, nie zostawi dzieci na pastwę pornografii.