Historia nie jest czarno-biała jak mawiają słusznie politycy Sojuszu. Odkłamywanie czarnej legendy Polski Ludowej, którą emanuje IPN-owska prawica, jest słusznym posunięciem. Postać Edwarda Gierka, którą politycy SLD wzięli sobie teraz na sztandary, to postać złożona. Obawiam się jednak, że wychwalając dekadę Gierka politycy SLD zapomnieli o jego ciemnej stronie, a o której lewica, jak mało kto pamiętać powinna.
REKLAMA
Rok Edwarda Gierka, którego ogłosił z wielką pompą Sojusz, ma za zadanie przełamie monopolu prawicy na ich wersję polityki historycznej, prowadzanej od lat, której apogeum sięgnął roku 2005, kiedy to bracia Kaczyńscy doszli do władzy. Odtąd wszystko miało być jednowymiarowe. „My jesteśmy tu gdzie wtedy, oni tam gdzie stało ZOMO”- to swoiste historyczne credo z lubością podtrzymywane przez obóz PiS-u oraz całą rzeszę ich gorących zwolenników. To co, że w partii była cała rzesza ludzi szanowanych, uczciwych, ba!, nawet prawdziwych bohaterów a nawet autorytetów z Ireną Sendlerową na czele. Prawicowa wersja historii wrzucała tych wszystkich ludzi do jednego worka, choć złożoność ich losów, oraz rola jaką odegrali była praktycznie żadna.
Każde państwo próbuje prowadzić swoją politykę historyczną. Robi to oczywiście na różne sposoby. Politycy Sojuszu Lewicy Demokratycznej uznali, że osobą, która najlepiej ich zdaniem odzwierciedli ich ideały, będzie postać Edwarda Gierka, którego z rozrzewnieniem wspominają starsi obywatele. Dla partii postkomunistycznej, którą jest SLD, czy tego by chciał czy nie, to logiczne, a wręcz znakomite posunięcie. Jednak polityka Edwarda Gierka i jego dekada rządów to nie tylko bum gospodarczy, rozwój budownictwa, wzrost poziomu życia oraz zwiększona liberalizacja życia społecznego. To również antypracownicze podejście do ludzi pracy, którą władza ludowa miała wszak reprezentować. Tego politycy SLD nie chcieli dostrzec. Krytyczne myślenie na lewicy bywa jednak twórcze.
Chodzi oczywiście o wydarzenia w Ursusie i w Radomiu. W odpowiedzi na zgłoszoną przez premiera Jarosiewicza podwyżkę cen, wybuch strajk w wielu zakładach pracy. Strajki odbyły się w w 97 zakładach pracy w 24 województwach. Według ówczesnych władz udział w nich wzięło 55 tysięcy osób. Ekipa Edwarda Gierka postanowiła ukarać w typowy dla reżimu sposób „warchołów” i „chuliganów”, jak określano wówczas robotników, fundując im nie tylko osławione już ścieżki zdrowia, ale również masowe zwolnienia z pracy. Sam Edward Gierek pokazał wówczas swoją drugą twarz, tak nieobecną w konferencjach z okazji 100-lecia urodziny byłego I Sekretarza KC PZPR. Były opozycjonista, Jan Józef Lipski, późniejszy Przewodniczący Rady Naczelnej PPS, twierdził, że w czerwcu 1976 roku ogółem zatrzymano 2,5 tysiąca osób. Wszyscy oni doświadczyli okrutnego bicia.
Owe ścieżki zdrowia milicja wypróbowała już wcześniej, w grudniu 1970 na Wybrzeżu. Wtedy jednak na skutek pobić zginęło dużo więcej osób. Tym razem milicjanci byli na to uczuleni, jednak mimo to, bito nie tylko w ten sposób. Brutalnie traktowano zatrzymanych również na przesłuchaniach. Co więcej, dwie osoby- ks. Roman Kotlarz oraz Jan Brożyna- zmarły właśnie wskutek pobić, nie na komendzie, ale w pobliżu swoich domów, przez „nieznanych sprawców”. Jedyną zasługą ekipy Gierka był fakt, iż w końcu władza nie postanowiła strzelać do robotników. Jednak oberwać musieli, dla zasady.
Równie uciążliwe jak pobicia była kolegia do spraw wykroczeń, które w ekspresowym tempie zaczęły skazywać sprawców. Świadkami byli oczywiście milicjanci, nikt nie przejmował się udowodnieniem winy. Po zaostrzonym kursie przez partię zmieniono wkrótce taktykę i wprowadzono również bezwzględny, trzymiesięczny areszt. Według Lipskiego ok. 400 osób zostało ukaranych przez kolegia. Zarówno w Radomiu jak i w Ursusie. Pomoc skazanym była utrudniona, zazwyczaj władza nie dopuszczała świadków obrony, utrudniano również pracę adwokatów, którzy zdecydowali się pomóc. Sądy od razu odrzucały skargi na bicie w śledztwie, jako „niewiarygodne”. Do sadu trafiło ok. 500 spraw, w samym tylko Radomiu przed sądami stanęło 290 osób.
Jednak najbardziej dotkliwa karą jaką władza wysunęła przeciw protestującym robotnikom było wyrzucanie ich z pracy. Zostawali pozostawieni samym sobie, bez środków do życia, niejednokrotnie więc był to dramat całych rodzin, które utrzymywane były przez jedną osobę. Według szacunków, zwolniono wówczas od kilku do kilkunastu tysięcy osób.
Jednak najbardziej dotkliwa karą jaką władza wysunęła przeciw protestującym robotnikom było wyrzucanie ich z pracy. Zostawali pozostawieni samym sobie, bez środków do życia, niejednokrotnie więc był to dramat całych rodzin, które utrzymywane były przez jedną osobę. Według szacunków, zwolniono wówczas od kilku do kilkunastu tysięcy osób.
Co o tym wszystkim myślał sam Edward Gierek? Wykazał się niesłyszaną butą, stwierdził bowiem- „ Trzeba załodze tych czterdziestu paru zakładów, które strajkowały, powiedzieć, jak my ich nienawidzimy, jacy to są łajdacy, jak oni swoim postępowaniem szkodzą krajowi. Uważam, że im więcej będzie słów bluźnierstwa pod ich adresem (...) – tym lepiej dla sprawy.(...) To musi być atmosfera pokazywania na nich jak czarne owce, jak na ludzi, którzy powinni się wstydzić, że w ogóle są Polakami, że w ogóle na świecie chodzą”. Dodając bardziej zwięźle- „ Powiedz tym swoim radomianom, że ja mam ich wszystkich w dupie i te wszystkie działania też mam w dupie. Zrobiliście taką rozróbę i chcecie by to łagodnie potraktować? To warchoły, ja im tego nie zapomnę”.
W odpowiedzi na represje władzy powstał Komitet Obrony Robotników, który jako główne zadanie postawił przed sobą pomoc represjonowanym i zwolnionym z pracy. Organizowano im pomoc pieniężną i pomoc prawną.
Wychodząc więc ze słusznego założenia, iż historia nie jest czarno-biała należy przypomnieć również cienie epoki Edwarda Gierka. Tak, aby wyciągnąć właściwe wnioski oraz poszerzyć swoje rewolucyjne horyzonty.
