rosja-ukraina-flagi-wojna-zolnierz
rosja-ukraina-flagi-wojna-zolnierz Fot. stock.adobe.com/Tomas Ragina

Upływa pół roku, a na froncie bez zmian. Sytuacja przypomina do złudzenia wojnę pozycyjną, z tym, że z dronami, ogniem artyleryjskim przez nie kierowanym, ofiarami także cywilnymi, bezlitośnie ostrzeliwanych osiedli mieszkalnych i wybuchającymi składami broni za linią frontu. Wojna poza Ukrainą przestaje być głównym tematem serwisów informacyjnych. Spektakularne eksplozje na lotnisku wojskowym Saki, w Nowofedoriwce, w okupowanym Krymie, przykuwają ponownie na chwilę uwagę. Ukraińcy w wojnie psychologicznej niezmiennie wygrywają, udało im się nakręcić panikę na Krymie nie tylko wybuchami, lecz ogłaszając po raz wtóry, że niebawem zaatakują most krymski, długi na ponad 18 kilometrów.

REKLAMA
Jeszcze w lutym, marcu czy kwietniu, przebieg rosyjskiej agresji i jej skutków dominował w serwisach informacyjnych, był najważniejszym tematem komentarzy, tweetów czy kanałów eksperckich na YouTube, szczególnie te ostanie wyszły naprzeciw wielkiemu zapotrzebowaniu odbiorców, by zrozumieć przyczyny i skutki agresji Rosji przeciw Ukrainie. Dla Polski, namacalnym bezpośrednim skutkiem wojny był napływ i to w krótkim czasie, kilku milionów uchodźców. Gigantyczny kryzys został zażegnany dzięki nadzwyczajnej mobilności społeczeństwa polskiego. Skutki energetyczne, finansowe i gospodarcze wstępnie już można oszacować, ale nie dysponujemy pełnym obrazem – także w skali całej Unii Europejskiej.
Po 24 lutego, wielu ekspertów, komentatorów, publicystów snuje różne scenariusze, a mianowicie w jaki sposób, a właściwie na jakich warunkach zakończy się ten konflikt? Początkowo wydawało się nawet, że faza kinetyczna nie potrwa zbyt długo, a po odwrocie Rosjan spod Kijowa, co najbardziej optymistyczni obserwatorzy euforycznie wieszczyli, że dni reżimu Putina mogą być już policzone, a rosyjskie imperium trzeszczy w szwach, także pod naporem bezprecedensowych sankcji. Okazuje się, że Rosja, także sam Putin mimo różnych medialnych spekulacji o wielu jego śmiertelnych chorobach, wciąż trwa, a tym bardziej nie ma przesłanek by mówić w tym momencie o rozpadzie Federacji Rosyjskiej.
Putin i jego najbliższe otoczenie też nie pozostali dłużni w ujawnieniu bombastycznych planów, dla nich działania militarne miały być zaledwie uwerturą przed przejęciem politycznej kontroli nad Ukrainą i jej zwasalizowaniem. Oficjalnie mówiono o przejęciu w całości administracyjnie obwodów donieckiego i ługańskiego oraz odcięcia Ukrainy od Morza Czarnego wraz z Odessą i co najważniejsze dążeniu do zainstalowania w Kijowie prorosyjskiego rządu z Janukowyczem, albo z innym kolaborantem na czele. By zrobić z Ukrainy Białoruś, wydaje się bardziej aniżeli pewne, że zapanowałyby w podbitej Ukrainie masowy terror i prześladowania. Być może jej rozmiary byłby podobne do terroru stalinowskiego. Najpoważniejszy błąd tych założeń polegał na tym, że nie doceniono determinacji Ukraińców i szybkiej reakcji Zachodu oraz równocześnie przeceniono znaczenie sieci agentów wpływu i poparcia dla Moskwy. Przygotowując inwazję, Putin i jego akolici, zdaje się, że wciąż myśleli o pogrążonej w kryzysie Ukrainie w 2014 r., a nie o tej w 2022 r., nie zauważyli, że jak wiele się zmieniło, a przede wszystkim Ukraina nie zamierzała oddawać bez walki swojego terytorium.
Mimo olbrzymich strat poniesionych przez siły rosyjskie, co po chwilę wybuchających kolejnych magazynów amunicji, przyprawiających o zawrót ilości zniszczonego sprzętu, wciąż nie widać na horyzoncie, choćby w oddali majaczącego brzegu, zwiastującego koniec wojny. Oddala się on także ze względu na rosyjskie zbrodnie, których wymownym symbolem stała się Bucza. Nie należy zapominać, że rosyjski walec zajął cały obwód ługański i w 55% doniecki, mimo wielu niedomagań, bardzo wysokich kosztów i mało finezyjnych działań, może ponownie za chwilę ruszyć nieśpiesznie do przodu. Pozostawiając za sobą obrócone w perzynę miejscowości, zdobyte bez oglądania się na cenę i zakrytych ognieniem artyleryjskim odważnych obrońców.
Jak wspomniałem, nie ma przesłanek by mówić o szybkim zawieszeniu działań wojennych, a przede wszystkim bez konieczności akceptacji warunków, wymuszonych i niekorzystnych dla Ukrainy. Nie oznacza to, że nic się nie udaje. Pozytywnym, choć o ograniczonym zakresie, przykładem były mediacje zbożowe Erdogana, zakończone porozumieniem. Udało się odblokować transport czarnomorski dla ukraińskiego zboża. Jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach, część rynków na ukraińskie produkty rolne przejęli Rosjanie i inni producenci, a ze względu na zaminowanie i wciąż trwający konflikt, znacznie wzrosły koszty transportu i ubezpieczenia. Ponadto wydaje się niemożliwe, by szybko nadrobić utracony czas o drobić straty, a mianowicie zniszczone pola, silosy, także te zrabowane przez Rosjan.
Zanim przejdę do omówienia różnych scenariuszy i jestem daleki od przekonywania, że się urzeczywistnią. Niestety dynamika konfliktu, ale także sytuacja wewnętrzna w Rosji i Ukrainie może doprowadzić do zupełnie innego ciągu zdarzeń. Przewidywanie, nawet krótkoterminowe obarczone jest sporym ryzykiem ze względu występowanie zbyt wieli zmiennych, współzależności pomiędzy nimi, ale także tych, które nie braliśmy pod uwagę, albo nie docenialiśmy ich znaczenia. To niczym mozolne układanie puzzli, bez matrycy, dodatkowo z tym zastrzeżeniem, że nie dysponujemy pełnym obrazem i możemy się jedynie domyślać co może się wyłonić z tej zagmatwanej układanki.
Igranie z ogniem w Ukrainie - niedoceniane ryzyko katastrofalnej eskalacji, w taki sposób, ostrzega swoich czytelników, John J. Mearsheimer, argumentuje na łamach prestiżowego Foreign Affairs, że skalowalny typowy konflikt konwencjonalny może przestać nim być, gdy zarówno Rosja jak i Stany Zjednoczone będą chciały za wszelką cenę uniknąć porażki. Autor dowodzi, że wtedy może się zrodzić pokusa sięgnięcia po tzw. gamechangera, w przypadku Rosji może być to taktyczna broń jądrową albo doprowadzenie do wycieku radioaktywnego w zaporoskiej siłowni atomowej, kontrolowanej przez Rosjan. Trzeba przyznać, że Mearsheimer z równą gorliwością przestrzega USA przed bezpośrednim zaangażowaniem się w ten konflikt, ale także krytykuje dostarczanie broni dla walczącej Ukrainy. Według niego przedłuża to niepotrzebnie niebezpieczny impas i jak podkreśla, może rodzić pokusę po sięgnięcie po nadzwyczajne środki, co zwiększa ryzyko katastrofalnej eskalacji.
Tenże guru realizmu, w swoisty sposób analizuje sytuację, brzmi niezwykle kontrowersyjnie w interpretacji przyczyn agresji Rosji przeciw Ukrainie. Według Mearsheimera, głównym winowajcą wywołania konfliktu są Stany Zjednoczone przez jego zdaniem bezrefleksyjne przyciąganie Ukrainy do NATO, co wywołało reakcję Putina. Zanim doszło do takiej sytuacji, Waszyngton zbagatelizował wiele ostrzegawczych sygnałów wysyłanych przez Moskwę, a przekroczeniem istotnej dla Rosji czerwonej linii był szczyt NATO w Bukareszcie w 2008 r. i deklaracja, że w przyszłości do sojuszu północnoatlantyckiego będę mogły wejść Gruzja i Ukraina. Argumenty zbudowane zostały na trudnym do obronienia założeniu, że Putin, gdyby nie został sprowokowany, nie zaatakowałby Gruzji czy Ukrainy. Główną wadą tego typu swoistej interpretacji, że zakłada a priori dobrą wolę przywódcy Rosji. Otóż, zanim Putin przejął władzę na Kremlu, jeszcze w czasach Jelcyna, sformułowana została doktryna bliskiej zagranicy, co oznaczało obszar byłego Związku Radzieckiego jest kluczowy dla bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej. Już w latach 90-tych Moskwa wykorzystywała konflikty zamrażając i odmrażając je, w dogodnym dla Moskwy momencie zarówno w Osetii Południowej, Abchazji, Naddniestrzu, by wpływać na destabilizację Gruzji czy Mołdowy i blokując w ten sposób ich akces do NATO.
Należy podkreślić, że nie było żadnej gwarancji, że Moskwa nie wykorzysta takiego sprawdzonego instrumentu przeciw Ukrainie, szczególnie, że Putin nie podważył tej doktryny, a nawet twórczo ją rozwinął doprowadzając do końca pacyfikację Czeczenii. Dlatego argumentacja Mearshimera nie jest dla mnie przekonywająca. Nawet gdyby nie doszło do politycznej deklaracji w Bukareszcie w 2008 r., Putin zgodnie z doktryną bliskiej zagranicy, gdyby było trzeba zapewne nie zawahałby się bronić żywotnych interesów Federacji Rosyjskiej kosztem Ukrainy.
Bezsprzecznie Putin umiejętnie wykorzystywał swoje obiekcje przeciw rozszerzaniu NATO i otaczaniu w ten sposób Rosji i egzystencjalnym zagrożeniu dla tego państwa, co bez zastrzeżeń przyjął za oczywiste Mearsheimer. Nie trzeba chyba przypominać, że NATO jest sojuszem obronnym, a przyjęcie nie jest automatyczne, musi być ratyfikowane przez wszystkich członków. Warto w tym momencie odwrócić argumentację Mearsheimera, co stałoby się, gdyby Gruzja i Ukraina zostały przyjęte do NATO w 2008 r., czy doszłoby wówczas do pełnoskalowej inwazji na terytorium członka NATO?
Kolejnym problemem wynikającego z mearsheimerowskiego podejścia, że jest zbyt powierzchowne, bowiem koncentruje się jedynie na „zachowaniu” aktorów państwowych, głównie mocarstw, bez wnikania w złożone uwarunkowania społeczne, ekonomiczne, kulturowe i wiele innych. Jego narracja prowadzi do fałszywych wniosków, że Putin jawi się niemal jako ofiara ekspansji Zachodu pod wodzą USA. Mearsheimer całkowicie pomija znaczenie narodów i procesów demokratyzacyjnych w Europie Środkowo-Wschodniej, czego sprawczym przykładem były transformacja w Polsce i runięcie muru berlińskiego, i szerzej upadek żelaznej kurtyny. Także w 2014 r. naród ukraiński zadecydował, że chce się związać na stałe z Zachodem, zresztą Białorusini także wyrazili takie świadectwo w sierpniu dwa lata temu.
W jednym należy się zgodzić z przytaczanym, a zarazem kontrowersyjnym badaczem, że wojna Rosji z Ukrainą weszła w fazę terminalną i niestety może ten stan trwać z różną intensywnością wiele lat. W tej kwestii wielu innych ekspertów jest raczej zgodna, że po pół roku trwania tego konfliktu są coraz mniejsze szanse, że wojna Rosji z Ukrainą skończy się rozejmem do końca 2022 r. W badaniach nad konfliktami, przyjęło się, że linią graniczną stanowi 30 dni trwania działań wojennych, jak się ją przekroczy, oddala się i to w znaczący sposób możliwość osiągnięcia rozejmu, i nie tylko chodzi tutaj o konflikty pomiędzy państwami, ale także wojny domowe. Przykładami są ośmioletnia wojna iracko-irańska oraz wojna domowa w Syrii po 2011 r., która choć straciła na intensywności, trudno powiedzieć, że się definitywnie skończyła.
Prawdopodobnie Putin zgodziłby się na zakończenie konfliktu na swoich warunkach, czyli utrzymania zdobyczy terytorialnych i po zajęciu całego obwodu donieckiego. Nie tylko działania kinetyczne, ale także Putin liczy na zmęczenie Europy, a mianowicie osłabienie, a nawet rozbicie koalicji proukraińskiej. W jego rachubach szantaż gazowy i kryzys energetyczny doprowadzi do zmiany nastawienia opinii publicznej, w szczególności w Niemczech. Już teraz mocno przebija się argumentacja, że najwięcej na tej wojnie traci Europa, a zyskują Chiny i USA.
Dlatego w tym kontekście, wciąż wydaje się mało prawdopodobne, że wojna ta zakończy się przed zimą 2022 r. Putin, nie bez podstaw uważa, że czas może grać na jego korzyść, tym bardziej, że ma większe zasoby oraz gospodarkę, aniżeli Ukraina. Wystarczy, że Zachód zacznie zmniejszać wsparcie dla Ukrainy, która by przetrwać jest zdana na pomoc z zewnątrz i będzie także zależna od niej po zakończeniu wojny.
Przyjmijmy, że Zachód, choć mógłby zrobić więcej i Ukraina otrzymuje pomoc na dotychczasowym poziomie, a zarazem przez zimę nie rozpada się koalicja proukraińska, a Rosja prawdopodobnie utraci w znacznej części, intratny rynek gazowy w Europie. Wówczas możliwy, choć uważam mniej prawdopodobny może być następujący ciąg zdarzeń. W Rosji dochodzi do szeregu eksplozji, zamachów terrorystycznych, 21 sierpnia w zamachu zginęła Daria Dugina, córka Aleksandra Dugina, wpływowego autora koncepcji Eurazji, wielkiego imperium rosyjskiego. Propaganda kremlowska wykorzystuje te i inne zamachy, oskarżając za nie „terrorystów ukraińskich”, by w ten sposób doprowadzić do masowej mobilizacji oraz przestawienia gospodarki na tory wojenne. Znika retoryka o „operacji specjalnej”, a zastępuje ją narracja o nowej wojnie ojczyźnianej z „nazistami” ukraińskimi. Warto pamiętać, że po tajemniczych wybuchach w blokach mieszkalnych w 1999 r. m.in, w Moskwie, padły wówczas znamienne słowa premiera Putina – „dopadniemy ich choćby w wychodku”. Jego zdecydowana postawa dała spore poparcie Rosjan do twardego rozprawienia się z Czeczenami i stała się fundamentem jego władzy. Czy znowu taka propaganda zadziała w przypadku Ukrainy? Będzie to to oznaczało przyznanie się do porażki „specjalnej operacji” i poniesionych strat, tak skrzętnie skrywanych przed opinią publiczną. Rosjanie raczej wolą oglądać tę wojnę w telewizji, ale czy będą chcieli zostać rekrutami i zostać wysłanymi na front, jako mięso armatnie?
Najmniej prawdopodobnym scenariuszem jest wykorzystanie broni jądrowej, choćby użytej w celach taktycznych. Po takiej eskalacji niekoniecznie doprowadzi ona do deeskalacji. Raczej będzie to przekroczenie czerwonej linii i ryzyko eskalacji z włączeniem bezpośrednio sił NATO, nie mówiąc o potępiającej reakcji świata. Może to doprowadzić do izolacji Rosji także ze strony jej „przyjaciół” jak Chiny. Warto pamiętać, że nawet Hitler miał także opory by użyć broni chemicznej przeciw alianckim miastom, doskonale zdając sobie sprawę z poważnych konsekwencji takiego czynu.
Część znawców geopolityki przewiduje niebawem otwarcie „drugiego frontu” przez Chiny z powodu inwazji na Tajwan – co spowoduje automatycznie zmniejszenie pomocy amerykańskiej dla Ukrainy i przerzucenie większości sił i zasobów na wojnę z Chinami. Uważam ten scenariusz także za mało prawdopodobny w najbliższym czasie, przynajmniej do 2025 r. Argumentów przeciw konfliktowi w Azji jest wiele, przede wszystkim oznaczałoby to gigantyczne straty i przekreślenie modelu wzrostu Państwa Środka, także recesję dla USA, Europy i świata. Nie należy zapominać, że Chiny nadal korzystają na wolnym handlu, przepływowi inwestycji, a ich wzrost gospodarczy przyspieszył po wejściu do Światowej Organizacji Handlu – systemu, który został zbudowany został przez USA po 1945 r. Mówiąc wprost, Chiny i to pomimo napięć geopolitycznych, wciąż potrzebują otwartych przepływów i handlu, globalnych łańcuchów dostaw i raczej zdają sobie sprawę z olbrzymiego ryzyka dla stabilności własnego systemu władzy. Ponadto, umyka to uwadze wielu komentatorów, że Chiny są dość zdystansowane wobec wojny Rosji przeciw Ukrainie, nie mylmy tego z przyjazną retoryką. Chiny natomiast korzystają na niższej taryfie opłat za rosyjskie surowce energetyczne i coraz większej zależności Moskwy od Pekinu. Warto pamiętać, że Chiny nie wysyłają sprzętu wojskowego do Rosji, nie udzielają zbyt hojnie pożyczek, nie zmierzają wysłać „obserwatorów” do Ługańska i Doniecka np. w ramach Szanghajskiej Organizacji Współpracy. Pozostaje kroplówka, Xi Jinping i jego otoczenie, prawdopodobnie nie zamierzają być rewizjonistyczną potęgą wobec systemu, który nadal obsługuje interesy chińskie. W ubiegłym roku padł rekord bezpośrednich inwestycji w Chinach, znacznie przekraczających 200 mld. USD, w tym roku zapewne padnie kolejny rekord.
No i na koniec, scenariusz najkorzystniejszy dla Ukrainy, przedłużający się konflikt odsłania coraz więcej dysfunkcjonalności putinowskiego systemu władzy, doprowadzając do erozji reżim wznoszony z taką pieczołowitością po 2000 r. Decydując się na pełnoskalową inwazję przeciw Ukrainie, Putin odszedł do sprawdzonej przez siebie metody małych kroków, tak gorliwie ćwiczonej w przypadku Gruzji czy Ukrainy w 2014 r. Po 24 lutego nie udało mu się powtórzyć „małej wojny” i scenariusza po myśli Kremla. Presja sankcji, mimo iż nieszczelna oraz tracenie sił i zasobów na wojnie, ma niszczący wpływ na gospodarkę rosyjską. Problem z zamkniętymi systemami autorytarnymi polega na tym, że nawet wnikliwemu obserwatorowi niezwykle trudno dostrzec krytyczne pęknięcia, które mogą doprowadzić do rozszczelnienia systemu. Być może Putin dojdzie do wniosku, że trzeba „odpuścić” Ukrainie i wycofa się z większości zdobyczy terytorialnych po 2022 r. wątpię, że będzie chciał oddać Krym, by ratować nie tyle twarz, co swoją władzę. W tym wariancie, jeśli przegapi możliwość zakończenia kosztownej wojny, może to zrobić to już jego następca. W tym wariancie pozostaje także otwarta kwestia odszkodowań Rosji dla Ukrainy.
Zaprezentowane powyżej scenariusze, są jedynie próbą ułożenia bardzo wielu elementów, niezwykle wymagającej puzzlowej układanki. Prowadzą one do mało optymistycznej konkluzji, że prawdopodobnie wojna będzie kontynuowana także w 2023 r. Ostrzeżenia Mearsheimera o gwałtownej także jądrowej eskalacji, choć możliwe, wydają się jednak mało prawdopodobne, także otwarcie w najbliższym czasie „drugiego frontu” w Azji. Jedno jest pewne zarówno dla Rosji jak i Ukrainy, koszty wojny z każdym kolejnym dniem rosną, i choć Ukraina nie ma takich jak Rosja zasobów, ma natomiast niezwykły atut – zdeterminowany do obrony niepodległości naród ukraiński. Trudno dostrzec po stronie rosyjskiej podobną determinację, by złamać ukraiński opór.
Bibliografia
John J. Mearsheimer, Playing with Fire in Ukraine. The Underappreciated Risks of Catastrophic Escalation, “Foreign Affairs”, August 17, 2022.