Bez względu na to, co sądziłem o pewnych skrajnych (czasami graniczących z przesadą) strategiach ideologicznych i politycznych używanych przez Kurkiewicza jako redaktora naczelnego Przekroju, jego odejście uważam za ogromną stratą dla polskiej opinii publicznej i myśli polityczno-społecznej. Spowoduje one zatopienie polskiej prasy w mętnych rozlewiskach 'ni to lewicy, ni to prawicy' czyli bezbarwnej miazgi pt. 'ni to prasa, ni to tabloid', zwanej u nas szumnie opiniotwórczą, choć z opiniami - w odróżnieniu do Przekroju - nie ma nic wspólnego.
Roman Kurkiewicz po dziesięciu miesiącach pracy w Przekroju we wstępniaku żegna się ze swoimi czytelnikami pod hasłem 'Media mogą mieć sens'. Ja (i myślę, że nie jestem w tym osamotniony, a przynajmniej mam taką nadzieję) w tej sytuacji żegnam się z Przekrojem i nadzieją na silną, opiniotwórczą prasę w RP, choć podzielam wiarę w 'sensowne media'. Nie zawsze się zgadzałem z linią jaką obierał Kurkiewicz. Często artykuły były przesadzone, ślepo dogmatyczne i lewicowe do takiego ekstremum, że aż niekoherentne. Nie zmienia to faktu, że Przekrój był jedynym tygodnikiem na rynku polskim który kupowałem co tydzień i z którego mogłem się naprawdę dowiedzieć czegoś więcej o świecie i Polsce niż jakie majtki nosi Doda, dlaczego Kaczyński/Tusk jest zły/dobry, ile cierpiała Mała Madzia i co ostatnio i gdzie wpierdalała Magda Gessler.
W wywiadzie udzielonym NaTemat Kurkiewicz mówi, że decyzja była 'stricte polityczna', choć we wcześniejszym wywiadzie dla lewica24.pl, raczej skłania się w stronę decyzji umotywowanej przyczynami ekonomicznymi. Myślę, że oba elementy odegrały tu zasadniczą rolę i nie wiem czy w ogóle odróżnianie ich jest w dzisiejszym klimacie polityczno-ekonomicznym (o czym zresztą wielokrotnie pisano na łamach Przekroju) możliwe lub zasadne. Tak jak wielokrotnie nie zgadzałem się z poglądami eks-redaktora naczelnego Przekroju, tak tutaj muszę mu przytaknąć. Amputację tego tygodnika z wielkiego cielska medialnego jakim jest Presspublica, uważam za karygodną. Przypomina to częste w Polsce likwidowanie czegoś, co jest niedochodowe, zanim w ogóle mogłoby się takie stać. Pozwolą Państwo, że wytłumaczę to na przykładzie seriali amerykańskich. Gdy HBO na początku XXI wieku wprowadziło na antenę seriale, które - mówiąc delikatnie - odbiegały od norm telewizyjnych, nie zdejmowało ich z anteny tylko dlatego, że po roku nadal były niedochodowe. Na pewno CEO tej stacji myśleli o tym, ale zaryzykowali, gdyż w odróżnieniu od nas, Amerykanie wiedzą, że rynek medialny (jak zresztą każdy rynek w dobie neoliberalnego kapitalizmu) choć pozornie reaguje od razu, jest to przeważnie reakcja histeryczna podyktowana strachem przed tym co nieznane. Czasami trzeba wbrew wynikom badań rynkowych zaryzykować i zainwestować. Gdyby HBO zrezygnowało wtedy z 'Rodziny Soprano', 'Seksu w wielkim mieście' czy 'Sześciu stóp pod ziemią' nie mielibyśmy rewolucji telewizyjnej, ani takich seriali jak 'Mad Men', 'Dexter', 'Homeland' czy nawet 'Lost' lub 'Gossip Girl'. Stacja natomiast nie miałaby miliardów dolarów dochodu i czołowej pozycji na międzynarodowym rynku medialnym. A taka była sytuacje po pierwszych sezonach tych wyżej wymienionych seriali, które w ocenach Nelsona plasowały się poniżej 'Mody na Sukces'. Nie można bowiem oczekiwać od przeciętnego widza, że od razu zaakceptuje pedała w domu pogrzebowym, mafiosa z depresją czy otwarte seksualnie nowojorskie singielki po trzydziestce. Nie oznacza to natomiast, że nie chce. Trzeba rynkowi dać trochę czasu, zainwestować by później czerpać jeszcze większe - pośrednie lub bezpośrednie - zyski. Coś czego Przekrój nie dostał, a szkoda.
Bez Przekroju jako swoistego wentyla medialnego, polski rynek prasowy wraca do tytułowej miazgi prasowej. Aby nie być gołosłownym pozwólcie na małą analizę porównawczą. Postanowiłem zbadać zawartość pięciu najbardziej popularnych tygodników w naszym kraju czyli Wprost (W), Polityka (P), Newsweek (N), Przekrój (Prze) i Uważam Rze (U). Wszystkie numery omawianych tygodników pochodzą z 8 października, poza numerem Polityki, który pochodzi z 3 października. Skupiłem się tylko na artykułach mających min. 2 strony (wyjątek stanowią teksty z Przekroju, który z racji objętości drukuje jednostronicowe artykuły). W tej analizie nie uwzględniam felietonów, ani notek prasowych. Nie wnikałem w retorykę artykułów, ani ideologiczne przesłanie, chyba że stanowiło ono temat sam w sobie. Skupiłem się tylko na warstwie informacyjnej. Oto wyniki.
Tradycyjnie wszystkie tygodniki musiały omówić polskie meandry polityczne, zrobili to w bardzo tradycyjny dla polskiej prasy sposób, czyli nie wnosząc nic nowego, odkrywczego, konstruktywnie krytycznego czy nawet ciekawego. Tematem numer jeden był oczywiście 'parapremier' Gliński. Tylko Newsweek i Przekrój wyłamali się z tego owczego pędu, za co chylę czoło. Nie ma bowiem sensu marnować papieru i tuszu pisząc o tak idiotycznej i przelotnej sprawie jak kolejny figurant Kaczyńskiego. Drugą gwiazdą był etatowy temat prasy czyli Smoleńsk wraz z jego nowym przydupasem - ekshumacją zwłok (P, W, U). Kolejny faworyt to banki i ekonomia (P, W, U) w ujęciu najbardziej standardowym i konsumpcyjnym czyli gdzie inwestować, gdzie i jak duże brać kredyty, co się stanie z pożyczkami, czy kryzys jest realny itp. Jedynym tygodnikiem, który znowu nie poddał się tej masówce to Newsweek. W żadnym z tych artykułów ani raz nie padło pytanie czy w ogóle brać kredyty? Ani nie przeprowadzono krytycznej analizy sposobów funkcjonowania banków czy idei współczesnej ekonomii. To można była znaleźć w Przekroju. Niestety już nie. Obowiązkowo trzeba było poświęcić minimum trzy strony i opisać zmagania polityczne PiS (2xN, U) i PO (U, W, N), czyli poinformować czytelników tonem sensacji, że nic od trzech lat się w tej sprawie nie zmieniło. Faworytem pozostaje pyskówka na temat tego czy Tusk jest zły (U) lub dobry (2xN) i czy Kaczyński jest zły (N) lub dobry (2xU). Z samograjów znaleźć jeszcze można tekst o depresji (N), portrety polskich przedsiębiorców którym się udało, czyli zarabiają w pizdu kasy z Newsweeka (Pesa i Cacek), mesjanistyczne wersje polskiej historii z Uważam Rze, Amber Gold (W) i OLT Express (U). No i Kościół. W tym tygodniu modnie było pod pozorem głębszej analizy zastanowić się nad kryzysem kościoła w kontekście agnostycyzmu i ateizmu (P, W, U) i starym ale jarym problemem pedofilii (P, U) i Watykanu (P, U). Polityka jeszcze poświęciła 7 stron na analizę marszu 'Obudź się Polsko', ale będzie jej to wybaczone, bo numer pochodzi z zeszłego tygodnia. Ciekawiej wygląda sekcja 'świat', tutaj bowiem znaleźć można teksty z cyklu 'kraj w pigułce' o Chinach (2xP), Wenezueli (P), konfliktach post-wiosennych w krajach arabskich (N), Turcji (N, W), Iranie (N), Rosji (W, N), Stanach Zjednoczonych (W, N), Niemczech (2xU) i Gruzji (W, U). Jak zwykle masy też musiały coś dostać, więc dano im Bonda (P, N), wyznania starzejących się rockmenów polskich (P, W), trującą czeską wódkę (P), metroseksualizm (N), filmowy remake (U) i skarb narodowy, czyli kolejna rola Adamczyka (W). W tej kategorii wybijają się dwa artykuły. Zaskakująco (aż nie chciałem uwierzyć i dwa razy przeczytałem) trafna analiza seriali polskich w Uważam Rze i najbardziej obciachowy i degenerujący bubel prasowy ostatnich lat, jakim był 'temat z okładki' Wprost czyli 'najgłupsze polskie programy telewizyjne’. Poza wyżej wymienionymi (z pewnymi wyjątkami) przykładami epigonizmu prasowego można było w tym tygodniu również poczytać ciekawe artykuły o wystawie Szapocznikow w MoMA (N, Prze), nowych powieściach J. K. Rowling i Mendozy (N, W), rewitalizacji Kina Helios przez Romana Gutka (N), poznańskiej School of Form (P), kobiecych kryminałach (P), Beatlemanii (P), otyłości dzieci (P), smartphonach (P), największym księżycu Saturna (P), Geraldzie Fordzie (P), Radiu Tyran (P), Aleksandrze Watcie (U), suplementach diety (P), ezoteryce jako biznesie (P), Rene Redzepim z Noma (P), Polskim Związku Piłki Siatkowej (P), domach weselnych (P), 'zwrotach' dzieci przez rodziny zastępcze (N), Ciemnej energii (N), Richardzie Dawkinsie (N) i przedwojennych Wiadomościach Literackich (N). Zaskoczeniem dla mnie był tekst Piotra Semka z Uważam Rze o Annie Walentynowicz, który, jeżeli pominie się potworną prawicową retorykę, stawia istotne pytania o brak zainteresowania kręgów feministycznych 'walczącymi kobietami' ze skrajnie prawicowych środowisk.
Poza dwoma wyjątkami, tematy poruszane w Przekroju natomiast są oryginalne, głęboko przeanalizowane, nowatorskie i w porównaniu z innymi tygodnikami zupełnie 'niemodne'. W tym numerze można było dowiedzieć się o mechanizmach funkcjonowania 'korporacji najemniczych', problemie polskiej lewicy z tożsamością, sposobach działania polskich grup nacjonalistycznych, Ericu Hobsbawmie, Antoniu Hardtcie i Michaelowi Negri, dyskryminacji polskich Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, ustawie o zgromadzeniach, protestach ulicznych, praktyce fotoreportażu wojennego, polityce narkotykowej, zjawisku wymiany społecznościowej i konferencji naukowej pt. 'Macierzyńswto i Polityka'; nie wspominając o mistrzowskich felietonach Piątka, Ostolskiego i recenzji nowej książki Rushdiego. Niestety już ostatni raz.
Podkreślam, Kurkiewicz czasami przesadzał. Jestem zdecydowanie lewicowy, ale nawet dla mnie pewne teksty były przerysowane. Nie wszystko jest tak czarno-białe jak częstokroć przedstawiała to redakcja Przekroju. Nie zmienia to faktu, że Przekrój był jedyną tak naprawdę z definicji antyprawicową czyli lewicową (co w Polsce nie rozumie sie samo przez się) gazetą w tym kraju i jedyną (znowu z definicji) opiniotwórczą. Likwidacja Przekroju odzwierciedla polityczno-społeczny klimat w Polsce. Bo albo idziesz za skrajną prawicą i czytasz Uważam Rze, albo jesteś za trochę mniej skrajną prawicą i czytasz Politykę, albo jesteś za umiarkowaną prawicą i czytasz Wprost lub Newsweek lub po prostu w ogóle nie masz zdania i wtedy czytasz Wyborczą lub jej wydanie delux czyli Vivę. Jak jestes lewicowy to możesz się w dupe pocałować i w ostateczności wziąść do ręki Tygodnik Powszechny lub dla beki NIE. A prasa w każdym kraju demokratycznym jest jednym z czynników kształtujących gusta polityczne obywateli. Jeżeli likwiduje się ideologicznie określony tygodnik, to nie róbmy wielkiego halo gdy nie mamy na kogo głosować w wyborach, bo to jest jedna z konsekwencji tego, że nie mamy wyboru co do prasy.
Każdy ma prawo do wyrażania swoich opinii i jeżeli przyjęło się kulturowo w tradycji zachodu, że mamy prawice i lewice, to w Polsce, jak w każdym rozwiniętym kraju powinna obok prawicowej prasy, istnieć również lewicowa, przynajmniej jedna. Można jej nie kupować, można pisać/mówić/blogować że to lewicowa agitka, że gówno ale być powinna. Tak było dotychczas, był Przekrój pod redakcją Kurkiewicza, teraz nie wiem co będzie. Może rzeczywiście PiS powinien wygrać następne wybory, przynajmniej wtedy wiadomo, że rozpieprzy w drobny mak ten system i nie będzie pytań o to, co jest prawicowe a co lewicowe, kto jest fajny a kto nie. Oczywiście mielibyśmy wtedy dyktaturę ale czy Polacy naprawdę tak strasznie jej nie lubią? Skoro ostatnie czasy pokazują, że mniej lub bardziej świadomie za nią tęsknimy. Bo czy to jest polityka czy media (zupełnie innym pytaniem jest czy w ogóle one się czymś dziś jeszcze różnią), rozrywka, prasa czy telewizja (znowu, czy jest jakaś różnica?) - Polak zeżre wszystko co mu podadzą. I nieważne, że nie mamy politycznego reżimu, że nikt nas nie torturuje, kulturowy - czego symptomem jest polska prasa - jest równie zły lub nawet gorszy, bo jak pokazuje historia, od tego całe ta sieczka totalitaryzmu się zaczyna.