W najnowszym numerze polskiego Newsweeka, ukazał się ciekawy artykuł mojego blogowego sąsiada Marka Rabija, dotyczący praw autorskich w Chinach.

REKLAMA
Tekst możecie przeczytać w tym Newsweeku, który jeszcze do poniedziałku ( niedzieli wieczorem?) będzie w kioskach.
Ja w zasadzie chciałem się tylko krótko odnieść do głównego tematu.
Fakt, że Chiny zasłynęły na całym świecie z bezlitosnego kopiowania czego się da, ma przyczyny historyczne i społeczne. Te historyczne, to trauma wojen opiumowych i nieszczęsnego XIX wieku. Trochę to rozumiemy, bo sami mieliśmy rozbiory, choć u nas po 89 roku nacjonalizm wygasł ( w sumie musiał, jeśli chcieliśmy się zintegrowaś z UE), a w Chinach stał się oficjalna ideologią państwową.
Dlatego wielu Chińczyków, choć rzadko zdobędzie się na taką szczerość z obcokrajowcem, w gruncie rzeczy uważa kopiowanie za coś w rodzaju dziejowej sprawiedliwości. Grabić i rabować tych którzy poniewierali Chiny w XIX wieku ( USA, Japonia, Niemcy, Francja, Rosja) i sprzedawali im narkotyki (Brytyjczycy!), uprawiając dilerkę na masową skalę, to rzecz chwalebna.

logo
Chińscy "opium smokers" w XIX wieku http://opioids.com/opium/opiumwar.html
Dlatego też, o czym pisze Marek Rabij, sądy są stronnicze i rzadko kiedy orzekają po mysli zachodnich koncernów, na zasadzie iż "bliższa ciału koszula".
Po drugie Chińczycy jako naród praktyczny, chcą przejść drogę do nowoczesności jak najszybciej. Skoro inni wymyślili już coś co działa i działa dobrze, łatwiej to... po prostu skopiować, niż metoda prób i błędów do tego dochodzić samemu. Oczywiście trzeba troszeczkę ściemnnić, ale zachodniacy, coś tam ponarzekają w mediach (swoich własnych oczywiście), wydadzą jakąś petycje i... jedziemy dalej :)

Jednakże jest jeszcze aspekt społeczny czyli etapu na jakim znajdują się Chiny. Dziś trudno uwierzyć, na przykład w to że dawniej Japończycy czy mieszkańcy Hong Kongu także bawili się w podróbki. Obecnie Chińczykom, się to jeszcze nie opłaca. Ale idą oni drogą azjatyckich tygrysów i niedługo może już nie tylko im się opłacać podrabiać, ale co pewniejsze zwyczajnie nie chcieć. Po prostu skłonność do kopiowania maleje wraz ze wzrostem dochodu. Przerabialiśmy to w Polsce, gdzie spora część ludzi już nie kopiuję, a spora kopiuje nadal, co wyszła przy sprawie ACTA i głośnym tekście-manifeście niespodziewanie opublikowanym na pudelku. ( zapewne wiecie o czym pisze, chodziło o atak na celebrytów, że zarabiają po kilkadziesiąt tysięcy to ich stać na płyty, ale nie stać młodzieży z całej Polski i dlatego słucha muzyki i ogląda filmy w necie, bo ceny są horrendalne i dostosowane do kieszeni Mellera czy Hołdysa).

Oczywiście dziś to USA bronią starego "all rights reserved" i chcą jako wytwórca na nim zarabiać. Ale sytuacja nie jest wcale taka oczywista, że w momencie jak Chiny dojdą do poziomu Stanów i same zaczną być wytwórcą kontentu i od razu stana się orędownikiem, all rights reserved w starym stylu. Może się okazać ze wszystko jest już tak rozdrobnione, że żyjemy w innym świecie i powrotu starego modelu praw autorskich AD 2011 już nie ma.
Jak wszystko co ma związek z Chinami wiąże się z niewiadomą :)