Wiadomość o śmierci Nelsona Mandeli lotem błyskawicy obiegła światowe media. Pierwsze strony dzienników wypełniły nekrologi, ale w tej powodzi wspomnień całkowicie pominięto fakt, iż niemalże dokładnie 20 lat temu mogłoby się okazać, że historia RPA potoczy się zgoła inaczej.
Otóż, kiedy późnym popołudniem 10 kwietnia 1993 towarzysz Chris Hani podjechał pod swój dom na spokojnych przedmieściach Johannesburga, nie spodziewał się, że przygotowano mu szczególny komitet powitalny. Parkując pod domem nie zwrócił uwagi na samotnego białego mężczyznę w zaparkowanym nieopodal samochodzie. Nie zdziwił się nawet, gdy ten pojawił się chwilę później na jego podjeździe i zawołał: „Mr Hani!”. Zdziwienie wywołała zapewne pierwsza kula z pistoletu Z-88, który niespodziewanie pojawił się w ręce napastnika. Kolejnych strzałów prominentny działacz ACN już zapewne ani nie poczuł, ani nie zauważył. Za spust pociągał zawodowiec, który bez cienia paniki oddał do swojej ofiary 4 strzały upewniając się, że są śmiertelne. Wykonawszy swoją robotę spokojnie odjechał. Choć nikt go nie zatrzymał, jego rysopis natychmiast trafił do służb specjalnych RPA, a te popisując się niebywałą sprawnością zatrzymały go w przeciągu godziny. Operacja nie była trudna. Po pierwsze, Hani mieszkał w Boksburgu na eleganckich i do niedawna wyłącznie białych przedmieściach Johannesburga, po drugie, zamach miał miejsce w Wielką Sobotę. Zabójcą okazał się Janusz Waluś, emigrant z Polski, członek organizacji Afrykanerski Ruch Oporu. W chwili zatrzymania, posiadał przy sobie listę celów. Jego ofiara znajdowała się na pozycji nr 3. Pierwszy na liście był sam Nelson Mandela. Czemu, przy okazji śmierci ikony walki z apartheidem, nie przypomniano tego wydarzenia?
Problemy z historią znacznie łatwiej zrozumieć nad Wisłą, gdzie realna transformacja ustrojowa dokonała się w zaciszu prominenckich gabinetów. Bardzo podobnie rzecz miała się w RPA, w czym upewnia szereg dyplomatycznych raportów tamtejszej ambasady USA, uprzejmie ujawnionych dzięki Wikileaks. Jako, że rewelacji ujawnianych tą drogą nie brakuje, te pochodzące z południowego krańca Afryki nie zasłużyły na główny reflektor zainteresowania medialnego. A szkoda, ponieważ pozwalałoby to lepiej zrozumieć, jak wielkie znaczenie ma dobry układ zawarty ponad głowami buntu społecznego.
O tym, jak szeroki kontekst ma powyższe określenie przekona się każdy, kto historii RPA poświęci choć chwilę. Ta interesująca wyprawa może się okazać wielce inspirująca: przekona wątpiących, jaką metodą mogą powstawać nowe państwa :) Otóż matką założycielką dzisiejszej RPA, jest poczciwa Holenderska Kompania Wschodnioindyjska, czyli nic innego, jak pierwszy na świecie koncern międzynarodowy. Ba, HKW to również pierwszy emitent publicznie oferowanych papierów wartościowych, a jej najstarsza zachowana akcja datuje się na 9 września 1606 roku :)
63 lata od tej daty była już jedną z najbogatszych firm na świecie, cieszącą się zaufaniem szeregu publicznych inwestorów przyzwyczajonych do corocznie wypłacanej dywidendy. Na zyski pracowało ponad 50 tysięcy pracowników i 150 statków. O bezpieczeństwo interesów dbała własna, ponad 10-tysięczna armia i flota morska. I kto wie, czym by się to wszystko skończyło, gdyby nie konflikt z konkurentem rynkowym, czyli Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską. O ile z zarabianiem pieniędzy Holendrzy radzili sobie nieźle, na terenie Europy nie posiadali odpowiednio dużej armii. Powyższe skwapliwie wykorzystała Korona Brytyjska traktując Niderlandy czterema wojnami.
Jak łatwo sobie wyobrazić, finansom HKW nie zrobiło to najlepiej, a rok 1798 zakończył żywot tej szacownej instytucji. Większość jej aktywów przejęła brytyjska konkurentka, zmuszając w 1814 r. Holandię do przekazania swoich praw do południa Afryki na rzecz Korony Brytyjskiej. Militarny dyktat zgrabnie politycznie potwierdził Kongres Wiedeński w roku 1815. Holenderscy mieszkańcy tych ziem z miejsca zamienili się w białych drugiej kategorii, a już w 1820 roku rozpoczęła się wielka brytyjska akcja osadnicza.
Niemniej czynnikiem, który skutecznie wygnał Burów było… zniesienie niewolnictwa w 1833 roku. Wyruszyli na północ w poszukiwaniu terenów, na których można by się osiedlić z dala od brytyjskiej ludności i administracji. Migracja, którą ochrzczono jako Gross Trek, pozwoliła stworzyć Burom dwa własne państwa: Transwal i Oranię. I być może istniałyby sobie do dzisiaj, gdyby nie to, że w 1885 roku odkryto w nich wielkie złoża złota i diamentów. Jak łatwo sobie wyobrazić owe złoża nęciły nie tylko tłumy brytyjskich osadników z południa, ale również Brytyjską Kompanię Wschodnioindyjską, która owe zasoby postanowiła pozyskać za pomocą własnego kontraktowego wojska. Efekty były marne. W 1899 roku do roboty musiała się zabrać regularna armia brytyjska, która sięgnęła jako pierwsza po nowoczesne metody walki: burskich cywili masowo internowali w obozach koncentracyjnych, łamiąc morale walecznych burskich oddziałów wojskowych.
Efekty były piorunujące, co skrzętnie opisywał wielki zwolennik tych metod, późniejszy szermierz wolności i sprawiedliwości społecznej, Winston Churchill :) Ale pojawił się mały problem. Brytyjczycy nie mieli zasobów na pełne przejęcie zdobytych terytoriów. W efekcie zawarto zgrabne porozumienie. Efektem było utworzone w 1910 zależne od Wielkiej Brytanii państwo: Związek Południowej Afryki. Władzę pozostawiono w rękach przychylnych koronie Afrykanerów, a przyjęte rozwiązanie najpewniej doskonale służyło interesom :)
Ale każdy układ ma swoje konsekwencje. Afrykanerzy nie mieli ochoty na utratę państwa na rzecz nieustająco rosnącej czarnej populacji i dlatego już w 1913 roku wprowadzili zakaz nabywania ziemi przez kolorowych, a w 1923 konieczność posiadania przepustek w miastach określonych „strefami dla białych”. Ważnym wydarzeniem w historii ZAP było zajęcie w 1915 jedynej niemieckiej kolonii w Afryce, czyli Afryki Południowo Zachodniej, co skutecznie umocniło prawe skrzydło afrykanerskiej partii narodowej. Było nie było, to właśnie z tego obszaru docierało do Burów militarne wsparcie, choć nie była to armia Cesarza Niemiec, której nieustannie wypatrywano. Politycznie wygodniej przyłączyć niemieckie dominium do proniemieckiego, ale kontrolowanego przez Brytyjczyków ZAP, niż położyć na nim rękę bezpośrednio, tym bardziej, że system ekonomicznej eksploatacji dominium działał niezwykle sprawnie. Co ciekawe, II wojna światowa wystawiła dobrą ocenę afrykanersko-brytyjskim relacjom. Choć pod koniec lat 30. radykalni Afrykanerzy sformowali wzorowaną na SA paramilitarną organizację:
i uciekali się do antybrytyjskich aktów sabotażu, Zawiązek Południowej Afryki wytrwał całą wojnę przy boku Wielkiej Brytanii. Skutkiem ubocznym było jednak osłabienie segregacji rasowej jako, że zdaniem demokratycznego Londynu, w wojnie z Hitlerem umierać mogli wszyscy. Utworzony wzorem indyjskiego odpowiednika, Afrykański Kongres Narodowy coraz mocniej upominał się o prawo czarnej większości, a w 1942 roku jego przewodniczącym został wykształcony w ZPA prawnik Nelson Mandela. W rezultacie nasilającej się paniki białych, wybory z roku 1948 przyniosły zwycięstwo tym Afrykanerom, dla których czystość kraju była zadaniem pierwszoplanowym. Od 1949 zakazano małżeństw między rasowych, od 1950 rasową segregację miejsca zamieszkania, a od 1951 roku prawa wyborcze posiadali wyłącznie biali. W 1953 roku apartheid był w już w pełnym rozkwicie: segregacja rasowa dotyczyła już całej przestrzeni publicznej włącznie z ławkami w parkach.
Jak łatwo sobie wyobrazić, powyższe wywoływało gniewne pomruki z Londynu poddawanego naciskowi przez miłujących wolność i swobody obywatelskie towarzyszy radzieckich. Pretoria odpowiadała zaostrzaniem kursu na pełną niepodległość, którą podobnie, jak inne kraje regionu, otrzymała w 1961 roku. W pierwszym okresie betonowania apartheidu, ANC pod wodzą Mandeli prowadził walkę bez używania przemocy. Po masakrze w Sharpeville (1960), powołał do życia tajną organizacje wojskową (Włócznia Narodu), której celem były akty gospodarczego sabotażu przeciwko ważnym gospodarczo instalacjom RPA. Zgodnie z jego doktryną, nie stosowano przemocy wobec białych. Organizacja zbrojna przeprowadziła niemalże 200 ataków na elektrownie, linie wysokiego napięcia, urzędy kontroli dokumentów i inne obiekty rządowe. W sierpniu 1962, dzięki pomocy CIA, Mandela został aresztowany i kolejnych 27 lat spędził w więzieniach, a działalność zbrojna uległa poważnemu ograniczeniu. Odbudowa polityki zbrojnej dokonała się już dzięki wsparciu Kremla, a szefem Włóczni Narodu (zbrojnego ramienia ACN), został doświadczony marksista, wyszkolony w Moskwie i ostrzelany na frontach walki klasowej, Chris Hani. Równocześnie organizacja zaostrzyła terror biorąc na cel również białych. W chwili, gdy Mandela wychodził z więzienia, towarzysz Hani jednoczył w swoim ręku władzę nad strukturami militarnymi ANC i… Południowoafrykańską Partią Komunistyczną.
Ci, którzy z natury sprzeciwiają się teoriom niesłusznie zwanym spiskowymi powinni wiedzieć, iż swoją popularność Hani zawdzięczał radykalnym hasłom, pośród których poczesne miejsce zajmował postulat nacjonalizacji wszelkiej własności prywatnej, co jak łatwo sobie wyobrazić, nie zaskarbiało mu miłości tradycyjnego establishmentu politycznego bez względu na to, jaki był jego kolor skóry. Raporty dyplomatów USA nie pozostawiają wątpliwości, że nawet jeśli przegrałby z Mandelą w konkursie popularności, to już na pewno nie w dziedzinie wpływów i militarnej siły. Załamanie apartheidu, podobnie jak potęgi soviet bloku, było w znacznym stopniu wynikiem sankcji i gospodarczej dekoniunktury. RPA groził niekontrolowany bunt, któremu tamy nie postawiłaby żadna armia, ani polityczne struktury szczególnie wtedy, gdy buntem zawiadowałby charyzmatyczny Hani.
Ale ten problem rozwiązały kule wystrzelone przez Walusia. Zabójcę, który już godzinę później uosabiał popis doskonale funkcjonującej policyjnej aparatury, prawdopodobnie bardzo dobrze dobrano. Wprawdzie biały i ekstremista, ale również uciekinier z Polski, kraju, którego przygody z komunizmem dobrze znano. W efekcie chylący się ku upadkowi apartheid błyskawicznie skazał zabójcę, który poza rasowym, miał również mocny motyw ideologiczny. Choć dzisiaj twierdzi się, że ów krok miał wywołać rasową wojnę, realia dni następujących po zamachu ujawniły zmasowany atak ze wszystkich stron nawołujących do pojednania i zaprzestania przemocy. Warto przy okazji przypomnieć, iż dialog pomiędzy afrykanerskim rządem i ACN trwał już prawie 3 lata i od dłuższego czasu rozmowy znajdowały się w impasie. Zabójstwo Haniego stało się katalizatorem błyskawicznych zmian. 7 miesięcy od zamachu odbyły się pierwsze wolne wybory, a zaraz po nich prezydentem RPA został Nelson Mandela. Świat bił brawo, a w światowym zagłębiu złota, diamentów i uranu rozpoczęła się nowa epoka. Wprawdzie kolorowi wylęgli na ulice, ale gospodarka doceniła napływ uwolnionego od embarga kapitału.
Co z Hanim? Ulica fetuje go do dziś wierząc, że pod jego rządami żyłoby się lepiej i bez afer, z których słynie establishment wywodzący się z ACN. Waluś odsiaduje dożywocie, podobnie jak wskazany jako zleceniodawca zamachu, Clive Derby Levis. Trudno było o lepszego kandydata. Jako wieloletni żołnierz i dowódca formacji paramilitarnych i niezwykle aktywny polityk Partii Konserwatywnej, był ikoną białego rasisty niewygodną nawet dla swoich partyjnych kolegów. Jego osadzenie natychmiast złagodziło kurs partii, którą współzakładał, a która systematycznie organizowała część Afrykanerów w oporze przeciwko ugodowej polityce De Klerka. Zarówno on, jak i Waluś, kilkakrotnie ubiegali się o skrócenie kary, w kwietniu 2013 po raz kolejny odmówiono im aktu łaski. Oficjalnie dlatego, że nie wyznali wszystkich szczegółów zamachu.
A wątpliwości nadal jest sporo. Choćby taka: Hani wiedział, że szykuje się zamach, w publicznych wypowiedziach informował, że ma to być upozorowany wypadek samochodowy. Niemniej owego krytycznego dnia był w domu sam, bez rodziny i swojego zaufanego ochroniarza, z którym się nie rozstawał. Zanim zginął, zdążył się jeszcze wybrać do pobliskiego marketu po gazetę. Prowadził sam. Na liście znalezionej przy Walusiu, Hani figurował pod numerem 3. Numerem 1 był Nelson Mandela. Numerem 2 główny ideolog Afrykańskiego Kongresu Narodowego i Komunistycznej Partii Afryki Południowej Joe Slovo, który jako Josel Mashel Slovo przybył do ZPA we wczesnych latach 30. Slovo był głównym architektem porozumienia z afrykanerskim rządem.
Jeśli za zamachem stała opatrzność, trudno jej odmówić doskonałego wyczucia. Jeśli był to spisek, to przygotowano go bardzo starannie. Wojskowe służby RPA słynęły ze sprawności, o czym przekonał się również sam ACN korzystając z ich pomocy przy marginalizowaniu partii Zulusów Inkatha. Generał Malan, demiurgiczny szef afrykanerskich służb, zmarł sobie spokojnie ze starości w wieku 81 lat. Inni świadkowie przemian mieli znacznie mniej szczęścia. Jedni umierali we śnie, inni mieli wypadki samochodowe, a jeszcze inni padali ofiarą własnych czarnych pracowników.