Na samym wschodzie Egiptu w małej wiosce tuż pod granicą z Izraelem spotkałem dwudziestosześcioletniego taksówkarza, który ze swoim wykształceniem mógłby w Europie wieść spokojne i dostatnie życie. Tymczasem ledwie wiąże koniec z końcem.
- Hello! How are you? - zaczepił mnie młody mężczyzna. - Skąd jesteś? - zapytał.
- Z Polski – odpowiedziałem.
- Aaa, Bolanda. Skandynawia! - uśmiechnął się. To nie był pierwszy raz, kiedy w Egipcie ktoś skojarzył moją ojczyznę z tym zimnym regionem na północy Europy.
- Nie Skandynawia – wyjaśniłem spokojnie. - Wiesz, gdzie leżą Niemcy? - przytaknął. - Więc tu masz Niemcy, a po prawej Polskę. Tutaj. A Skandynawia leży tu, u góry, na północy.
Mężczyzna przytaknął, uśmiechnął się i zapytał. - Jedziesz gdzieś?
- Tak, jadę na lotnisko. Czekam na autobus, który mnie zawiezie na lotnisko, a potem samolotem lecę do Polski.
- Może taxi? Ja mam taxi.
- Nie, pojadę autobusem.
- Bardzo tanio. 40 funtów (egipskich, jeden funt to około 56 groszy – red.).
- Nie mogę, bo ten autobus przyjeżdża tu specjalnie po mnie i po innych ludzi.
- To za 30 funtów.
- Dzięki, ale naprawdę nie mogę. Jestem już umówiony, to jest autobus z biura podróży i jest za darmo – wyjaśniam.
- Okej. Rozumiem.
- Jak się nazywasz? - pytam.
- Mohamed. A ty?
- Rafał.
- Rafael?
- Może być Rafael. Jesteś taksówkarzem? Jak leci biznes? - pytam. Mohamed wzdycha i gestem pokazuje na pustą ulicę.
- Tylko popatrz – mówi. - Nikogo nie ma. Żadnych turystów. Pusto. Kiedyś, przed rewolucją, to dało się zarobić. Ludzi było dużo. Przecież tu obok jest granica z Izraelem. Kiedyś bardzo dużo ludzi tędy jeździło, dużo turystów, a teraz nikogo. Ciężko jest – wzdycha.
- Długo jesteś taksówkarzem?
- Nie, ledwie ponad rok. Niedawno skończyłem studia. Jetem inżynierem systemów informatycznych, ale nie ma dla mnie pracy w moim zawodzie. Studiowałem w Kairze, ale musiałem przyjechać tu, żeby jakoś się utrzymać. W Egipcie teraz jest bardzo ciężko.
- Jeśli masz dobry dzień, to ilu uda ci się przewieźć klientów?
- Około pięciu...
- A tak normalnie, to ilu wozisz dziennie?
- Jednego. A najgorsze jest to, że muszę płacić łapówki policji.
- To znaczy?
- Zatrzymują mnie z byle powodu, szukają jakiegoś przewinienia, wykroczenia, przestępstwa. I muszę płacić! Muszę im coś dać, żeby mnie puścili. Jak tylko coś mi się uda zarobić, to zaraz muszę oddać policji. To jest nienormalne, że musimy płacić, bo to nie tylko ja. Wszyscy. Jesteśmy gorsi nawet od zwierząt. Zwierzęta mogą chodzić ulicami i nic nie płacą, a my musimy. Jesteśmy gorsi niż zwierzęta!
Mohamed kręci głową i macha rękami. Po chwili uspokaja się i milknie, myśląc o sytuacji w kraju.
- Wy tam w Europie macie dobrze. Nie to co u nas. Tu panuje taka zimna wojna. Niby nikt się między sobą nie bije, ale każdy podkopuje każdego, żeby tylko coś wziąć dla siebie. Tak jak policja.