Moja suczka Kiri.
Moja suczka Kiri. fot. Rafał Hetman

To był mały piesek rasy angielskiej. Nazywał się Kiri. Miał prawo spać w łóżku właścicieli. A w czasie licznych spacerów sprawiał, że obcy ludzie zachowywali się nadzwyczaj przyjaźnie i otwierali się opowiadając o sobie rzeczy, których nie powiedzieliby, gdyby nie urok białego szczeniaczka.

REKLAMA
Mam psa, właściwie małego pieska, suczkę rasy Jack Russell Terier. Dzięki niej mogę być świadkiem dziwnego (ale bardzo pozytywnego) zjawiska, jakie ten pies wywołuje.
Do napisania tego tekstu zbierałem się od miesiąca, ale dopiero dziś pewna pani sprawiła, że usiadłem i zacząłem wstukiwać literki na klawiaturze.
Słodki piesek przyciąga uwagę. Kiedy Kiri była jeszcze za mała, żeby chodzić po ulicach, musiałem ją nosić na rękach. Ludzie widząc małego szczeniaczka oczywiście spoglądali w jego stronę, uśmiechali się, pytali o rasę, wiek. To normalne.
Ale byli wśród wielu przechodniów tacy, którzy kompletnie zauroczeni psem, rzucali się na niego, głaszcząc i stękając z zachwytu. - Boooooooooże, jaki piękny piesek – pewna młoda dziewczyna zatrzymała mnie na środku ulicy, zagradzając drogę. Zaczęła moją suczkę głaskać, całować, dotykać nosem, nie zwracając uwagi na mnie. Bez żadnego „dzień dobry”, „przepraszam”, „czy można”. Zachowywała się tak, jakby mnie tam w ogóle nie było, a to ja przecież trzymałem psa! Po chwili odeszła bez „do widzenia”, gapiąc się ciągle w zwierzątko.
Nie byłem zły, tylko zdziwiony. Nigdy nie widziałem takiej reakcji. Nikt nigdy nie zatrzymał mnie na ulicy, nie zaczął zachwycać się moją nową koszulą, nikt nigdy nie obmacywał mi torby, nikt nie krzyknął boże: „jaka piękna dziewczyna!”.
Rozumiem – pies jest mały, rasowy, piękny, ale koszule mam z metką uznanej marki, torbę również, a dziewczynę jak malinę – nicy tylko się zachwycać. Niestety jedynie piesek wywołuje takie (nie)kontrolowane emocje.
logo
fot. Rafał Hetman
Pies jest w przypadku takich spotkań pretekstem do rozmowy, jakimś odbezpieczaczem, który zwalnia ludzkie hamulce. To bardzo ciekawe, czemu ludzie nie są na siebie tak otwarci, kiedy idą sobie chodnikiem. Nikt nie mówi: fajną pani książkę czyta, czytałem, podobała mi się. Taka osoba boi się reakcji? Boi się przekroczyć jakąś granicę? Równie dobrze ja jako właściciel psa mogę odpowiedzieć: sam se pan kup zwierzaka, a nie ludzi pan zatrzymujesz, jak na spacerze łażą!
Dziś na spacerze zatrzymała mnie pewna starsza pani. - Niech pan nie biegnie z tym psem, bo ja chcę go pogłaskać! - krzyknęła do mnie z daleka. W pierwszej chwili się zdziwiłem, pierwszy raz ktoś mnie zatrzymuję w ten sposób, ale uznałem, że to kolejny przejaw zjawiska, o którym teraz piszę.
Kobieta podeszła, przywitała się z psem, potem ze mną (w tej kolejności). - Wie pan, ja tak kocham psy – zaczęła. - Miałam siedemnaście lat ratlerka. Po siedemnastu latach, normalnie, zasnął mi w nogach, hehe. Miałam też boksera, też 17 lat. Mówię panu, ja kocham psy, chociaż w domu teraz mam dwa koty, hehe... – zaczęliśmy iść w jedną stronę, a kobieta opowiadała dalej. - Ale jak widzę takie malutkie pieski, to mi się jakiś instynkt matczyny włącza i muszę podejść. Chyba mam nawet większy instynkt matczyny do takich piesków niż do dzieci, hehe. Chociaż mam jedną córkę! No piękny, piękny...
Codziennie odbywam kilka krótkich lub dłuższych rozmów z całkiem obcymi ludźmi. Nie ja je inicjuję. Początkowym tematem takich konwersacji jest zawsze pies, później można rozmawiać już o wszystkim.