Niewyobrażalną głupotą popisał się polski kitesurfer, Jan Lisewski, który bez odpowiedniego przygotowania próbował przepłynąć Morze Czerwone. Nie przewidział, że wiatr po prostu może przestać wiać. Spędził dwie noce na swoim latawcu, wzywając pomocy. Na szczęście został uratowany przez Saudyjczyków.
Na stronie internetowej Urzędu Miejskiego w Gdańsku czytamy, że kitesurfer płynął jako ambasador miasta. Miał przekazać członkom saudyjskiej rodziny królewskiej oficjalny list od władz. Szkoda tylko, że zapomniał wziąć wizę. Nie pomyślał też o jakiejkolwiek asekuracji.
W akcję ratunkową były zaangażowane saudyjskie i egipskie służby – w sumie 16 statków, 2 helikoptery i kilkaset ludzi na lądzie i morzu. Saudyjczycy nie żądają za akcję ani grosza i to pewnie dlatego Lisewski ocenia ją jako nieprofesjonalną. Za swój wyczyn gdańszczanin dostanie 40 000 złotych z kasy miasta, a po powrocie przez cały sezon letni ma promować Gdańsk. Trzymamy kciuki za kolejne wyczyny kitesurfera. Oby następnym razem przyszło mu być ratowanym przez profesjonalistów.