Rząd wprowadza możliwość odpisu 0,5% podatku dochodowego dla osób przynależących do zarejestrowanych Kościołów i związków wyznaniowych. Posunięcie to jest majstersztykiem marketingu politycznego. Cieszy się z niego znaczna część wyborców, bo słyszą, że rząd w końcu zlikwiduje Fundusz Kościelny. Jeszcze więcej powodów do radości ma Kościół katolicki. Dzięki tak dużemu odpisowi pieniądze popłyną do kościelnej kasy znacznie szerszym strumieniem.
Doktor psychologii, prezes zarządu firmy badawczej INSE Research
Rząd szacuje, że odpis 0,5% podatku da Kościołowi wpływy na poziomie 150 mln zł rocznie. To szacunki bardzo ostrożne i dotyczą pierwszego okresu po wprowadzeniu zmiany. Potem, jak już podatnicy zostaną dobrze poinstruowani przez swoich pasterzy, co i jak wypełnić w zeznaniu podatkowym, będzie to o wiele większa kwota. Może sięgnąć nawet 200 mln złotych. A z Funduszu Kościół otrzymywał „zaledwie” 90 mln złotych.
Warto zwrócić uwagę, że umożliwienie osobom wierzącym dokonywania odpisu podatkowego na Kościół pomniejszy podatek odprowadzany na cele ogólnospołeczne. Jest to dyskryminacja ateistów, agnostyków i wszystkich osób nieprzynależących do żadnego związku wyznaniowego. Będą oni płacili podatki o 0,5% wyższe od osób wierzących na utrzymanie służby zdrowia, edukacji, służb porządkowych itp. Ale, zgodnie z nowym prawem, niewierzący obywatele nie będą mieli możliwości dokonywania analogicznego odpisu na cele związane z ich duchowością. Bo dlaczego np. ateiści nie mogliby w podobny sposób wspierać organizacji, które są ważne dla ich rozwoju moralnego i duchowego, tj. przekazywać 0,5% swoich podatków na różnego rodzaju związki ateistyczne, stowarzyszenia wolnomyślicielskie itp.? Wsparcie tego typu organizacji jest możliwe np. w Belgii. Tam ateiści mają takie same prawa, jak osoby wierzące. Bo duchowość to nie tylko religia, można ją realizować na wiele sposobów.
Część podatków, która będzie przekazywana Kościołowi i innym związkom wyznaniowym, istotnie pomniejszy więc pulę środków przeznaczanych na cele ogólnospołeczne, z których korzystają zarówno osoby wierzące, jak i niewierzące. O wiele lepsze od propozycji rządu byłoby rozwiązanie na wzór niemiecki, które w ogóle nie jest dyskutowane w Polsce. U naszych zachodnich sąsiadów fiskus pośredniczy w dobrowolnym przekazywaniu datków na Kościoły w wysokości 8 lub 9% podatku. W Niemczech jest to jednak obciążenie dodatkowe, a więc nie zmniejsza istotnie kwoty podatku, która jest przeznaczana na cele ogólnospołeczne, niezwiązane z wiarą. Podatnik może za to odpisać darowiznę przekazywaną na Kościół od podstawy opodatkowania. Polski rząd jednak nie rozważa podobnego rozwiązania, bo boi się reakcji Kościoła. Nie rozpoczął nawet debaty na temat możliwych modeli relacji państwo-Kościół po zlikwidowaniu Funduszu. O planowanych zmianach rozmawiano za zamkniętymi drzwiami.
Warto zwrócić uwagę na sposób wprowadzania półprocentowego odpisu. Rozmowy na ten temat rząd rozpoczął jeszcze w marcu ubiegłego roku. Fundusz Kościelny miał być zastąpiony odpisem 0,3% podatku od początku 2013 roku. Episkopat po prostu się na to nie zgodził. Stawiał twarde warunki, żądał nawet wprowadzenia religii na maturę. Ostatnio groził zerwaniem rozmów i brakiem zgody na likwidację Funduszu Kościelnego. W rezultacie tych nacisków rząd zgodził się na 0,5%. I choć odpis ma dotyczyć wszystkich Kościołów i związków wyznaniowych, to minister Boni ostateczne rozwiązanie wypracował podczas obrad zespołów roboczych rządowej i kościelnej komisji konkordatowej. O zmianach dotyczących wszystkich Kościołów poinformował na wspólnym briefingu kardynał Kazimierz Nycz wraz z ministrem Bonim. Czy jest to dobry obyczaj w kraju neutralnym, przynajmniej w teorii, pod względem wyznawanej religii?
Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji niektórym Kościołom odmawia rejestracji i związanych z tym przywilejów. Tuż przed ogłoszeniem możliwości odpisywania 0,5% podatku, minister Boni przekazał Kościołowi Latającego Potwora Spaghetti ekspertyzę, z której wynika, że jego rejestracja nie będzie możliwa. I to mimo spełnienia wszystkich wymogów zawartych w polskim prawie. A pastafarianie już dawno zapowiadali, że w swojej działalności będą dbać nie tylko o wyznawców własnego Kościoła, ale o wszystkich ludzi, a zwłaszcza o grupy w Polsce dyskryminowane - ateistów, agnostyków i osoby niezdeklarowane pod względem wyznania.
W Konstytucji Rzeczpospolitej jest napisane, że zarówno wierzący w Boga, jak i niewierzący obywatele Polski są równi wobec prawa. Rząd natomiast w porozumieniu z episkopatem wprowadza prawo, z którego będą mogły korzystać tylko osoby wierzące. Oczywiście wszystko robione jest w białych rękawiczkach, ponieważ zawsze można powiedzieć, że nikt nie będzie bronił ateiście odprowadzać 0,5% podatku na stawianie kolejnych kościołów. Bo może mu się wydaje, że jest ich w Polsce za mało? Ale w praktyce niewierzący obywatele będą płacić wyższy podatek dochodowy na cele ogólnospołeczne niż osoby wierzące. O równe 0,5%.