Za mną pierwszy tegoroczny rajd cyklu Pucharu Świata FIM. Po Dakarze każdy kolejny start wydaje się mniejszym wyzwaniem. Ale potem okazuje się, że z powodu innych czynników, kolejne zawody w roku są równie wymagające. I tak też było w przypadku Abu Dhabi Desert Challenge.
Poza komfortowym prologiem wszystkie kolejne etapy były sporym wyzwaniem. Nie były ani łatwe, ani szybkie, ani krótkie. Mimo że się nie śpieszyłem na prologu, bo osiągnięcie najlepszego wyniku było niekorzystne, okazało się, że i tak będę "otwierać pustynię". W wielu rajdach jest to uprzywilejowana pozycja, bo nie trzeba jechać w tumanach kurzu, ale na pustyni jest odwrotnie. Czyhają za to inne pułapki...
Właśnie na jednej z takich pułapek zrobiłem salto w przód, mocno się potłukłem siebie i uszkodziłem quada. Cały rajd jechałem obolały i pokiereszowany. Nie było źle, bo choć oszołomiony wypadkiem na drugi dzień byłem ósmy, to potem nie opuściłem już ścisłej czołówki. Oczywiście jestem rozczarowany wynikiem rajdu, bo po feralnym wypadku nie mógł być już tak dobry, jak chciałem. Przyjechałem ósmy, ale biorąc pod uwagę wszystkie zajścia, to był to dobry rezultat. To czyni mnie tylko bardziej głodnym zadowalającego startu w Katarze.