Po locie z dwiema przesiadkami, przygodami i przymusowym zwiedzaniu Casablanki dotarłem do Arfudu, gdzie już w sobotę rozpoczynamy ściganie w ostatnim rajdzie tegorocznego Pucharu Świata. Trofeum mam już zapewnione, więc mogę niejako zrozumieć pytania o to, co jeszcze motywuje mnie do startu, skoro mam już wszystko o co walczyłem. Uspokajam – nie mam takiego dylematu. Pojadę na maksa, a jak się będzie dało, to wycisnę jeszcze więcej.
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
Przeczytałem kilka dni temu obszerny artykuł o Michale Kwiatkowskim, a wcześniej o Rafale Majce. Zapoznałem się z licznymi publikacjami o Justynie Kowalczyk i innych naszych czołowych sportowcach. Myślę, że jeśli jesteś prawdziwym sportowcem, to nie odpuszczasz na żadnych, ale to żadnych zawodach, bez znaczenia jaki mają prestiż lub znaczenie. Myślę też, że decyzja odnośnie taktyki i nastawienia na wynik zapada nie na samych zawodach, ale już na etapie planowania startów. Tak jest też w moim przypadku, kiedy już zrobię pierwszy krok, to daję z siebie wszystko.
Zrozumiałe więc jest, że nie mam żadnego dylematu, jak jechać w Maroku. Dam z siebie wszystko, bo w przeciwieństwie do innych startów w sezonie tutaj mam zdecydowanie więcej do wygrania niż do stracenia. W żadnych zawodach nie mogłem sobie pozwolić na sprawdzenie wytrzymałości quada, bo na szali położyłbym cenne punkty do klasyfikacji generalnej. Tutaj mam o tyle komfortową sytuację, że nawet długi postój, naprawa na pustyni, czy strata kilku godzin nie ma żadnego znaczenia.
Jestem tu po to żeby spróbować pokonać kolejne limity. Swoje i quada. Bo chyba właśnie o to chodzi w sporcie. O przekraczanie kolejnych granic. W Maroku będę mieć do tego wprost wymarzone warunki i już nie mogę się doczekać, kiedy sędzia odliczy ostatnie sekundy do mojego startu, Raptor wyda swój potężny ryk, a ja znów poczuję w pędzie, jak piach Sahary smaga mi twarz.