W środę wreszcie finał znalazła sprawa prywatyzacji Polskich Kolei Linowych, a więc również naszej ukochanej kolejki na Kasprowy Wierch. To bardzo dobra wiadomość, która mam nadzieje jest dopiero początkiem zmian na "świętej górze".
Sześciokrotny Mistrz Polski, pierwszy Polak, który stanął na podium Rajdu Dakar, zdobywca Pucharu Świata, przedsiębiorca i filantrop.
Informacja jest doskonała z dwóch powodów. Po pierwsze przedłużający się stan niepewności co do losów spółki i jej zarządzania nie służył firmie. Po drugie w znakomitej większości miejscowości alpejskich, struktura własności kolei oparta jest o lokalne gminy. Tak będzie i u nas, bo przecież spółkę Polskie Koleje Górskie tworzą miasto Zakopane, Bukowina Tatrzańska, Poronin i Kościelisko.
Teraz wyzwaniem będzie już nie sfinansowanie tej transakcji, ale skonstruowanie strategii rozwoju dla firmy. Bo nie kupuje się czegoś tylko po to, aby uchronić przed niekontrolowanym przejęciem. PKL nie mogło być "oczkiem w głowie" PKP, ale może nim być dla podhalańskich gmin. Mam nadzieję, że ten fakt przyczyni się do znacznego rozwoju nie tylko pod względem biznesowym, ale również tym odczuwalnym dla każdego turysty.
Dla mnie jako narciarza najważniejsze jest to, żeby burmistrz Zakopanego i burmistrzowie innych miejscowości prowadzili pozytywny dialog z prezesem kolei linowych i dyrektorem TPN, a jak trzeba z ministerstwem środowiska. I żeby przekładało się to nie tylko na poprawę sytuacji samej firmy, ale również na życie w górach. Żebyśmy chociażby mogli wyjeżdżać na szczyt Kasprowego w lecie, bez dotychczasowych ograniczeń. Żebyśmy mieli zmodernizowaną infrastrukturę na Goryczkowej, która już od wielu lat woła o nowy wyciąg. Żeby była pozytywnie rozstrzygnięta kwestia dośnieżania na stokach, kiedy naturalnego puchu jest za mało żeby jeździć. To wszystko są sprawy, które z pewnością zbudują pozytywną atmosferę wokół PKL.
Na pewno wielu ludzi miało nadzieje i czekało na tę decyzję. Dobrze, że firma Polskie Koleje Górskie jest w rękach lokalnych samorządów. Teraz trzymajmy tylko kciuki, żeby one mądrze z nią postępowały. Ufam, że jeśli ktoś ma w sobie tyle determinacji, jak burmistrz Zakopanego, żeby zakończyć prywatyzację na swoją korzyść, to teraz nie zabraknie mu jej przy reralizacji nowego, jeszcze większego wyzwania.