
Przypadkowo odnalezione w murach rozbieranej szkoły zeszyty zawierające nigdy nie wysłany list – spowiedź uruchamia lawinę rozliczeń z przeszłością…. A rozliczanie przeszłości nigdy nie jest bezbolesne. Zwłaszcza w Hiszpanii.
REKLAMA
Hiszpańska prowincja pierwszych lat XXI wieku. Pewna nauczycielka wchodzi w posiadanie tajemniczych zeszytów zawierających napisany przed laty list. List ten jest obszerny i właściwie należałoby traktować go jako spowiedź, rozpaczliwą próbę uratowania swego dobrego imienia. Adresatem listu miało być nigdy nie widziane dziecko. Piszący te słowa ojciec, nauczyciel szkolny, wie, że jest jednym z najbardziej znienawidzonych ludzi.
Znienawidzony przez własną żonę i sąsiadów podejmuje rozpaczliwą próbę pozostawienia po sobie świadectwa, które pozwoli na oczyszczenie jego imienia. List ten nigdy nie dotarł do adresata, dzień, w którym nauczyciel napisał ostatnie słowa listu, był jednocześnie ostatnim dniem jego śmierci. Po latach list ten trafia do rąk obdarzonej empatią, nieszczęśliwej kobiety, która postanawia ujawnić tragedię prowincjonalnego nauczyciela. Jej działania muszą jednak wywołać niepokój żyjących bohaterów tamtych lat…
Znienawidzony przez własną żonę i sąsiadów podejmuje rozpaczliwą próbę pozostawienia po sobie świadectwa, które pozwoli na oczyszczenie jego imienia. List ten nigdy nie dotarł do adresata, dzień, w którym nauczyciel napisał ostatnie słowa listu, był jednocześnie ostatnim dniem jego śmierci. Po latach list ten trafia do rąk obdarzonej empatią, nieszczęśliwej kobiety, która postanawia ujawnić tragedię prowincjonalnego nauczyciela. Jej działania muszą jednak wywołać niepokój żyjących bohaterów tamtych lat…
Tak w skrócie można by streścić książkę Jaume Cabre, znakomitego katalońskiego pisarza. Streszczenie to krzywdziłoby jednak tę książkę, sugerując, że to kolejny głos w dyskusji o latach dyktatury generała Franco. Głosy Panamo kryją jednak w sobie coś więcej. Książka ta to portret kobiety, której żaden z mężczyzn nie chciałby spotkać na swojej drodze. Prawdziwym bowiem bohaterem książki jest kobieta z gatunku tych, którą mężczyźni zwykli nazywać modliszką, femme fatale, czy zimną suką. Żadne jednak z tych określeń nie odda w pełni tego kim naprawdę była piękna Elisenda.
Wyobraźmy sobie kobietę przekonaną o własnej wyjątkowości, kobietę, która czuje się głęboko skrzywdzona, kobietę, która postanowiła odłożyć na bok skrupuły, by osiągnąć swój cel. Kobietę świadomą swego uroku, kupczącą własnym ciałem, a jednocześnie pogardzającą swymi kochankami. Czy jednak będzie to pełen obraz Elisendy? Nie, Cabre pokazał nam kogoś, to tęskni za ciepłem, miłością i bliskością, a jednocześnie nie potrafi ani przyjąć ofiarowanej miłości, ani też kochać. Elisenda to wyprana z uczuć nieszczęśliwa istota, dla której warta jest tylko ona sama i jej wyobrażenie o miłości. Istota, która mogła zdobyć się jedynie na marną imitację miłości. Imitację tak bliską jej marzeniom, iż kultywowała ją przez resztę swego życia. Czy można jednak zmienić się przez samą imitację miłości? Elisenda nie tylko nie potrafi kochać, ale też nie jest zdolna do innych bezinteresownych odruchów. Z pozoru szlachetny uczynek, na który się zdobyła, również służy kultywowaniu jedynej, kilkumiesięcznej ułudy szczęścia.
Tak wykreowana sylwetka Elisendy nie wywołuje nienawiści czytelnika. Czytelnik zdaje sobie sprawę, że jest ona „czarnym charakterem” powieści, jednak jedynie zdobyć się może na swoistą mieszankę niechęci i tej przepełnionej pogardą litości, jaką odczuwa się w stosunku do kogoś, kogo nie chciałoby się nigdy spotkać na swojej drodze. Cabre nie każe nam jej nienawidzić pokazując, że Elisenda jest typowym produktem własnych czasów. Również sama książka nie kończy się happy endem, tu biały charakter nie pokona czarnego, zła nie pokona dobro. Ta książka bowiem jest bliska życiu, w którym zwycięża nie ten, po czyjej stronie jest racja, ale ten, kto ma większe zasoby do prowadzenia walki i nie ma skrupułów, by ich użyć.
Przygnębiające? Być może, ale jakie prawdziwe….
