Ludwik Stomma
Antropologia wojny
Ludwik Stomma Antropologia wojny Wydawnictwo Iskry

Znakomity film Stanleya Kubicka „2001: Odyseja kosmiczna” rozpoczyna scena, w której neandertalczyk za pomocą kości pozbawia życia swego przeciwnika. Użycie improwizowanej maczugi stało się, w zamierzeniu reżysera, cezurą – oto powstaje nowoczesny człowiek, istota zdolna do prowadzenia konfliktów za pomocą narzędzi, istota zdolna do prowadzenia wojny.

REKLAMA
Jest taka stara teza, według której wojna jest kontynuacją zabiegów dyplomatycznych za pomocą innych środków. Teza ta usprawiedliwiać ma istnienie starej zabawki samców alfa, jaką jest instytucja wojska. Ja wiem, jestem z pokolenia, któremu wpajano, że żołnierz ma bronić nas przed zewnętrznym zagrożeniem, ma dbać o to, by murarz spokojnie „domy robić mógł”, a teza ta podpierana była przykładami z historii świata.
Jeśli jednak przeanalizujemy dokładnie historię wojen, okaże się, że tak naprawdę żadna wojna nie była przegraną. Nikt nie przegrywał, były zaś przypadki heroicznej śmierci na polu chwały, niesprzyjające warunki atmosferyczne i jednostkowe przypadki zdrady. Żołnierz zaś i jego dowódca nigdy nie byli winni klęsk, zawsze bohaterscy, zawsze też odnosili przynajmniej moralne zwycięstwo. Takie postawienie sprawy nie pozwalało na dogłębną ocenę przydatności dowódcy czy też wyszkolenia żołnierzy, pozwalało za to na zaszczytne noszenie epoletów, orderów czy innych dowodów przynależności do kasty weteranów, kasty pogardzającej tymi, którzy z wojną nie mieli nic wspólnego.
Nie jest przypadkiem, że analizując wojny na przełomie kilku wieków, Ludwik Stomma na samym początku rozprawił się z tezą o wojnie, jako kontynuacji polityki. Polityka i dyplomacja to sztuka umysłu, którą można porównać do partii szachów, rozrywki intelektualnej. Istotą wojny jest zwykła brutalna siła zwykłego żołnierza. Możemy oczywiście polemizować z Autorem dowodząc, że strategia też wymaga od wodzów przewidywania, inteligencji i przenikliwości, podobnie jak wymaga tego gra w szachy, jednakże sam Autor, analizując wojny wspaniałych Europejczyków począwszy od starożytności na ostatnim konflikcie skończywszy, dowodzi, jak miernymi byli wodzowie wielkich armii, jak często zaprzeczali swemu geniuszowi w decydujących chwilach, narażając tym samym na śmierć miliony ludzi.
Armię posiadamy na wypadek wojny. Żołnierze sami instynktownie wiedzą, że bez wojny stają się zbędnym balastem dla gospodarki, bronią się jednak przed każdą próbą ograniczenia ich budżetu. Zabiegi ograniczające możliwość zakupów zabawek wojennych spotykają się z zarzutem o brak patriotyzmu,ze straszeniem zagrożeniami, o których sami żołnierze wiedzą, iż nie są w stanie się im przeciwstawić. Uzasadnienie posiadania armii w dobie broni jądrowej? Jeden tylko polityk ośmielił się kwestionować potrzebę posiadania wielkiej armii i szybko został za jej pomocą odsunięty od władzy.
Żołnierze będą więc dalej się cieszyć, kiedy los da im możliwość praktycznego wypróbowania nabytych umiejętności, po to choćby, by nie skończyć jak bohaterowie „Pustyni tatarów” Dino Buzzatiego.

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?