Reklama.
Był złym oficerem bo nie bił żołnierzy po twarzy, ani ich nie poniżał. Dowiódł jednak męstwa w czasie walk nad Stochodem. On, miłośnik polskiej mowy, piętnujący każdy rzeczywisty lub nawet wyimaginowany rusycyzm, jako oficer elitarnego pułku armii carskiej oddał oficerski salut wizytującemu front carowi. Rewolucja zastała go w Petersburgu, gdzie jak ścigana zwierzyna umknął śmierci, czyhającej za rogiem każdego budynku. Niewiele wiemy o tym epizodzie. Sam Witkacy nie wspominał go zbyt chętnie, dbając o to, by być postrzegany przez pryzmat swojej twórczości, ekscentrycznych libacji alkoholowo narkotycznych i stada otaczających go kobiet. Niemniej jednak echa tych dramatycznych dni znajdują swój wpływ w Szewcach czy Pożegnaniu jesieni.
Praca nad tą książką zajęła Krzysztofowi Dubińskiemu cztery lata. Cztery lata żmudnej, detektywistycznej wręcz pracy pozwoliły na poznanie dotąd nieznanego okresu życia twórcy Nienasyceniu. Chwała Ci, panie Krzysztofie, chciałoby się powiedzieć, chwała Ci za tę znakomitą książkę. Bo jest i co czytać.
Witkacy jako oficer, Witkacy w środowisku obcym mu i wrogim, a jednocześnie środowisku, w którym przyszły właściciel firmy portretowej widział nadzieję na odbudowanie przyszłej państwowości. Opis pułkowych zwyczajów i zwykłej wojennej traumy dla służących w armii ponoszącej wielkie straty i klęski. Jest w tej historii swego rodzaju groźne memento o zakończeniu pewnej epoki, epoki względnego poszanowania ludzkiego życia i mocarstwowego poszanowania wolności. Książka kończy się w latach, w których wszystko, co było dobre w poprzednich epokach odeszło w zapomnienie, w czasie, w którym nacjonalizm utożsamiany został z patriotyzmem, w których rozumiano już jak niewiele warte jest życie ludzkiej jednostki, w których zapoczątkowała się tęsknota za brutalnym rządzeniem społecznościami. Przyznam, że czytając tę książkę jeszcze raz sięgnąłem po Nienasycenie i Pożegnanie jesieni. Ogarnęło mnie przerażenie, kiedy zrozumiałem jak wiele przewidział Witkacy, jak bardzo jego wizje już się ziściły i jak niewiele trzeba, by znowu stały się rzeczywistością.
Oby tak jednak się nie stało, bowiem zabraknie na świecie ludzi godnych przynależności do ludzkiego rodzaju.