Cezary Łazarewicz
Elegancki morderca
Cezary Łazarewicz Elegancki morderca Wydawnictwo WAB
Reklama.
Pierwsza powojenna dekada kojarzy nam się nieodmiennie z wysiłkiem odbudowy Polski, procesami stalinowskimi, martyrologią żołnierzy wyklętych i wielkimi tragediami tych, którzy zawiedli się na obietnicach socjalizmu. Umyka nam więc to, że i w tych latach ludzie próbowali żyć normalnie. Kochali się, zakładali rodziny, uczyli a nawet popełniali przestępstwa. Któż z nas pamięta dziś nazwisko Władysława Mazurkiewicza? A przecież jego proces obserwowało wielu ludzi, których oburzenie nie wynikało z zapotrzebowania politycznego.
Co kryje się w głowie mordercy? Jakie motywy kierują człowiekiem, który bez wahania zabija drugiego człowieka? Chęć wzbogacenia się? Zezwierzęcenie? Przyjemność z odbierania życia? A może wszystko razem, może jeszcze jest coś, co powoduje, że normalny pozornie człowiek decyduje się na dokonanie mordu? Na te pytania nie odnaleziono do tej pory odpowiedzi. Szkoda, bo gdyby odpowiedź taka padła moglibyśmy się czuć względnie bezpieczni. Czasem jednak morderca sam wyjawia swe motywy i wtedy nasza wiedza wzbogaca się o strzępy informacji o mrocznej naturze ludzkiej.
Sześć morderstw i dwie próby zabójstwa. To trzon aktu oskarżenia. W śledztwie oskarżony przyznał się do winy, więc legendzie palestry, mecenasowi Hofmokl-Ostrowskiemu pozostały jedynie starania o złagodzenie kary. Świadkowie, znalezione pod podłogą garażu zwłoki i to nieszczęsne przyznanie się do winy pozostawiają tylko jedną drogę obrony- niepoczytalność. Ta droga zawiodła, wobec czego Mecenasowi pozostała tylko rola obserwatora procesu. Wszelkie wnioski dowodowe, wszelka działalność na rzecz klienta, obowiązek adwokata broniącego klienta powodują lawinę nienawiści wobec starszego wekiem adwokata. Hofmokl-Ostrowski zostaje odsądzony od czci i wiary. Wszak w ludowym pojmowaniu sprawiedliwości postawieni przed sądem przestają mieć jakiekolwiek prawa, a każdy kto myśli inaczej stoi po ich stronie. Opisywany przez Łazarewicza proces musiał zakończyć się wyrokiem skazującym, a wyrok ten musiał być wykonany.
Jak już pisałem proces nie odpowiedział na fundamentalne pytanie :”dlaczego?”. Sam oskarżony zachowywał się tak, jakby o dokonanych przez siebie zbrodniach usłyszał dopiero na sali sądowej. Z zachowanych fotografii spogląda mężczyzna o surowej, twardej urodzie. To połączenie Humpreya Bogarta z Markiem Hłaską jeszcze dziś robi wrażenie na kobietach. Pewny siebie, sprawia wrażenie przekonanego o własnej niewinności. W ostatnim słowie wypiera się wszystkich swoich czynów, czym wywołuje powszechną konsternację. A przecież mordował trucizną i kulą. Nie wahał się biesiadować mając pod podłogą ukryte zwłoki swoich ofiar. Żył z ich pieniędzy, a swoim wystawnym trybem życia wabił niektóre z nich. Wyrok skazujący przyjął spokojnie i spokojnie też poddał się karze. Maska opanowania, za którą ukryła się na zawsze zagadka.
Przyznam, że zbrodniarz ten mi zaimponował. Nie chodzi o popełnione zbrodnie, ani odwagę czy pomysłowość z jaką ich dokonał. Władysław Mazurkiewicz z całą pewnością był człowiekiem niesamowicie inteligentnym. Znał naturę ludzką i wiedział w jaki sposób mógł podporządkować sobie wolę innych ludzi. Starannie planował swoje czyny i precyzyjnie wdrażał zbrodnicze plany. Jednocześnie ten inteligentny planista wykazał się niesamowitym opanowaniem nawet w obliczu śmierci. A jego brak przyznania się do winy traktować można jako swoisty lęk przed tym, co ludzie powiedzą.
Dziwnie się czyta reportaż z procesu, który toczył się w latach ogólnego bezprawia. W latach, w których mordy sądowe były czymś normalnym. Proces Mazurkiewicza możemy traktować jako próbę nadania słowu sprawiedliwość starego znaczenia.
Bo chyba właśnie o to zawsze nam chodzi?

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?