Dojrzewanie w warszawski getcie. Samo to zdanie wywołuje przerażenie. Czy możemy wyobrazić sobie bardziej potworne miejsce do wkraczania w dorosłość? Czy możliwa jest pierwsza miłość w takim miejscu, przyjaźń czy normalna edukacja? Jak na tę rzeczywistość patrzy nastolatka, która w normalnych warunkach martwiłaby się o nowe pantofelki, fryzurę czy zazdrościłaby koleżance powodzenia w miłości? Każdy, kto ma nastoletnią córkę zasmuci się patrząc na okładkę tej książki. Zestawienie dwóch atrakcyjnych, jeszcze nie kobiet, ale już nie dziewczynek, z niemieckim żandarmem, nie wywołuje pozytywnych reakcji….
Nastoletnia Miriam Wattenberg zaczyna spisywać swoje obserwacje w pierwszych dniach wojny. Ucieczka na Wschód, powrót do okupowanej, a później przyłączonej do Rzeszy Łodzi, wreszcie przedostanie się do warszawskiego getta. Te wydarzenia powodują, że Miriam musi gwałtownie dorosnąć. W czasach wojny dzieci zapominają o dzieciństwie. Każda zabawa może skończyć się tragicznie podobnie jak każda niefrasobliwość czy zlekceważenie otaczającej rzeczywistości. Nasza bohaterka może uznać się za osobę szczęśliwą. Dzięki amerykańskiemu obywatelstwu jej matki, mieszkanie Wattenbergów jest względnie bezpieczna. Amerykański paszport nie uchroni wprawdzie przed kulą czy razem ze strony zwyrodniałego żandarma, skutecznie jednak powstrzymuje niemieckich poszukiwaczy żydowskich dóbr, które jakże łatwo można zaryzować.
Listy i paczki nadane w Stanach Zjednoczonych. Dla Wattenbergów są szansą na ocalenie. Żywność, lekarstwa, ukryta waluta, wreszcie wieści z tej części świata, która nie znalazła się pod nazistowskim butem. Wszystko to jest przedmiotem zazdrości sąsiadów czy nawet przechodniów. Już sama możliwość swobodnego wychodzenia z getta czy wizyt w konsulacie amerykańskim oznacza wyjątkową sytuację całej rodziny. Jeśli dodamy do tego bezpieczeństwo ze strony Niemców, to będziemy mogli zrozumieć czym w tym czasie był paszport odległego mocarstwa. Paszport, dzięki któremu cała rodzina została wymieniona za internowanych w Ameryce obywateli niemieckich.
Nie samo jednak ocalenie jest tematem książki. A jest to książka wyjątkowa, choćby z tego względu, że była pierwszą relacją, złożoną przez naocznego świadka o warunkach życia w getcie. Ten dokument epoki pisany jest, jak już wspomniałem, przez osobę, która należała do uprzywilejowanej grupy, jednocześnie jednak przez osobę, która nie zamykała oczu na wszechobecną biedę i nędzę. Próby pomocy, choćby w postaci akcji łyżkowej dla domu sierot doktora Korczaka, są jakby rozpaczliwą próbą zachowania własnego człowieczeństwa. Autorka nie potrafi nazwać tego w sposób fachowy, jednak pomiędzy wierszami czytelnik wyczuje niewypowiedziane poczucie winy. Winy wprawdzie niezasłużonej, bowiem wszyscy mieszkańcy getta, zarówno cierpiący biedę, jak i ci, którzy jeszcze mogli żyć dostatnio mieli umrzeć. Ta wspólnota celu i losu zmuszała wszystkich do walki o każdy kolejny dzień, a pewność przeżycia kilku miesięcy była wręcz bezcenna. To poczucie winy towarzyszyć będzie naszej bohaterce w obozie w Vittel, miejscu, które przy Warszawie było wręcz rajem.
Miriam Wattenberg i jej rodzinę uratował jeden tylko dokument, niepozorny, zadrukowany zeszycik, ozdobiony orłem, opatrzony zdjęciem matki i wieloma pieczęciami. Ten, zdaniem Autorki, niezasłużony cud, zobowiązał ją do przeredagowania i opublikowania swojej relacji. Przeżyć, by dac świadectwo. Przeżyć nie na darmo.