Jorn Lier Horst
Ślepy trop
Jorn Lier Horst Ślepy trop Smak Słowa

Smak Słowa powoli przyzwyczaja czytelników do regularnego wydawania kolejnych tomów powieści Horsta. Bo co to za maj bez przygód komisarza Wistinga?

REKLAMA
Córka Wistinga wraca do rodzinnego miasta. Będąc w ciąży, postanawia zamieszkać niedaleko ojca i wreszcie zrobić sobie dawno obiecany urlop. Tylko, że zaraz po spotkaniu starej znajomej z podstawówki, zostaje wplątana w sprawę zawartości tajemniczego sejfu, a na dodatek wszystko wskazuje na to, że jest to związane z zaginięciem taksówkarza i przemytem narkotyków. A to nie koniec problemów.
„Ślepy trop” to najnowszy tom serii o komisarzu Wistingu – co jest o tyle fenomenem w wydawnictwie, że wydawanie idzie w prawidłową stronę. Dotychczas czytelnicy poznawali przygody policjanta z Larviku w kierunku odwrotnym do oryginalnego – wpierw był tom dziesiąty, potem dziewiąty i ósmy, a teraz nareszcie można dowiedzieć się, co wydarzyło się po sprawie „Jaskiniowca”. Co prawda ta kombinacja sprawia, że czytelnicy mogą mieć nie lada zagwozdkę w umieszczeniu akcji w czasie i mogą ich zdziwić dzieci, których wcześniej nie było albo nagłe zmiany kadrowe.
Tym razem trochę zmian dla czytelników poprzednich tomów. Line po raz pierwszy nie pracuje, dziennikarstwo śledcze przeszło na bok, a zatem Horst musiał znaleźć inny sposób, by włączyć młodszą Wisting w akcję. Zrobił to pomysłowo, a odbiorcy wreszcie otrzymali świeższy pomysł na zazębianie się śledztw, a że przy okazji potworzyły się różne problemy, to i tok działań Line jest nieco inny niż zwykle.
Prócz tego, w „Ślepym tropie” czytelnik otrzymał więcej niż zwyczajowe dwa śledztwa, które w pewnym momencie się stykają ze sobą. Jedno przypada na Line – dotyczące zawartości sejfu znalezionego u koleżanki z dzieciństwa, zaś kolejne trzy ma Wisting. A że sam tytuł wskazuje na błędne poszlaki, to nie tylko bohaterowie, ale i czytelnicy mają zagwozdkę, przy odkrywaniu, gdzie poszczególne tropy połączyć się mogą, a które są jedynie zmyłką.
Zmieniło się także tłumaczenie. Najnowszy tom przygód przełożyła na polski Karolina Drozdowska. Nie wiem skąd te zmiany – Milena Skoczko świetnie oddała klimat książek, a i zarzutów pod jej adresem słychać nie było. Na szczęście – dla czytelników – Drozdowska też nieźle sobie radzi i oprócz chyba jednej wpadki – brak informacji, czy tak też to brzmiało w oryginale, czy to inwencja twórcza tłumaczki, ale w polskiej wersji błoto mlaszcze. No cóż, trochę to niektórych mogło wytrącić z czytania.
Tak czy inaczej wszelkie te zmiany nie sprawiają, że „Ślepy trop” traci na wartości. Wręcz przeciwnie – w końcu czytelnik ma w ręku dowód na to, że sukcesem Horsta nie było jedynie pisanie ciągle według takiego samego schematu, a każdy swój pomysł autor potrafi sprzedać i oddać dobrze na papierze.
Bo popularność jego książek wzięła się stąd, że Horst z wprawą opisuje realia śledztw policyjnych. W końcu sam przez kilkanaście lat pracował w wydziale śledczym. Nie upraszcza zatem spraw, pokazuje trudy policjantów na drodze do odkrycia prawdy i schwytania przestępcy, a jednocześnie nie zanudza czytelnika na śmierć, potrafiąc wyważyć sceny akcji – niczym z filmów sensacyjnych – i te, gdzie bohaterowie głównie przetrząsają pudła pełne papierów z czego pewnie tylko jeden im się do czegoś przyda.
To wszystko znajduje swój doskonały przykład w „Ślepym tropie”, które jest niejako laurką dla policji i przestrogą dla wszystkich wokół, że prawda zależy od tego, jak i kto ją przedstawi. Dlatego należy mieć nadzieję, że jeśli kiedyś będzie się miało do czynienia z policją, to z taką, na czele której stać będzie Wisting.
Marta Kraszewska

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?