John Steinbeck
Dziennik z podróży do Rosji
John Steinbeck Dziennik z podróży do Rosji Wydawnictwo Prószyński i S-ka

„Boimy się tego, czego nie znamy” Dan Brown, Kod Leonarda da Vinci.

REKLAMA
Rok 1947, jeden z nowojorskich barów. Siedząc na stołkach barowych John Steinbeck i Robert Capa, układają plan egzotycznej, jak na tamte czasy, wyprawy. Chcą dostać się do stalinowskiej Rosji i przyjrzeć się zarówno realiom życia, jak i poznać zwykłych Rosjan. Ich plan wydaje się nie do zrealizowania, przed rokiem padły słowa o żelaznej kurtynie dzielącej europejski kontynent, nad którym unosi się widmo wojny. Wprawdzie żadna ze stron przyszłego konfliktu nie jest do niej przygotowana, zarówno militarnie jak i propagandowo, ale obie czynią do niej staranne przygotowania. Społeczeństwo amerykańskie nie opanowała jeszcze histeria makkartyzmu, mimo to, na obu naszych bohaterów patrzy się z podejrzliwością i współczuciem. Wyjeżdżali podejrzewani przez jednych o to, iż Moskwa ich kupiła i żegnani na zawsze przez wieszczących ich zgubę w łagrach Kołymy, wyjeżdżali nie wiedząc, jak zakończy się największa przygoda ich życia.
Nasi bohaterowie postanowili unikać rozmów na temat polityki i wojskowości. Nie od takiej strony chcieli poznać Rosję. Rosji nie utożsamiali z wojną czy partią komunistyczną, Rosja, którą chcieli poznać, to zwykli, szarzy ludzie, ich codzienne problemy życiowe spotęgowane koniecznością odbudowy kraju. To, co zobaczyli na miejscu przerosło ich wyobrażenia. Odbudowywane wsie na Ukrainie, życie w ruinach Stalingradu, gorąca Gruzja i Moskwa, pełna absurdów biurokratyzmu. Wszechobecne zakazy musiały denerwować zwłaszcza Cape, który fotografią potrafił wyrazić więcej niż inni tysiącem słów. Jako przybysze z innego świata byli jednak podejrzani, stara rosyjska zasada niezmienna od wielu lat, spotęgowana została komunistyczną podejrzliwością. Podejrzliwość jednak nie przesłoniła starej słowiańskiej gościnności. Przyjmowani z serdecznym zainteresowaniem, stali się niejako ambasadorami zwykłych Amerykanów u zwykłych Rosjan.
Książka Steinbecka opatrzona fotografiami Capy stała się dla wielu Amerykanów jedynym źródłem odbrązawiającym Rosjan. Pisana z dużą sympatią do zwykłych mieszkańców Związku Radzieckiego nie była wolna od krytyki zarówno wszechobecnej biurokracji, jakości hoteli, czy bezmyślnej często arogancji władzy, która z wiadomych sobie pobudek czyniła ze zwykłych ludzi pariasów. Steinbeck przypomniał w niej starą prawdę, że to rządy dzielą ludzi, nie zaś języki. Barierę językową może przełamać zjedzona wspólnie kolacja i rozmowa, choćby na migi. A jeśli Iwan zobaczy w Johnie podobnego sobie człowieka, wówczas nie będzie skory do odebrania mu życia.
Nie zapominajmy o tym.

Czy chcesz dostawać info o nowych wpisach?