
REKLAMA
Wraz z ekranizacją filmową „Mojego pięknego syna” do polskich księgarń trafiły przekłady dwóch powieści, które posłużyły za kanwę filmu. Opowieści ojca i syna – dwie odrębne książki opowiadające w sumie o tym samym – o uzależnieniu – tylko z dwóch perspektyw, napisane zostały niemal w tym samym czasie i tak też należy je czytać i analizować.
Jest więc „Mój piękny syn” z perspektywy ojca zmagającego się z uzależnieniem syna i opowiadającego o dorastaniu dzieci i o własnych eksperymentach z narkotykami. Jest też „Na głodzie. Moja historia walki z narkotykami” czyli pewnego rodzaju spowiedź syna o nawrotach i kolejnych odwykach. Każda z nich wychodzi z innej perspektywy, rozpoczyna swoją opowieść od innego momentu. Opowiadają w sumie tę samą historię, momentami się pokrywają – niektórymi scenami, wspomnieniami – ale z powodu punktu wyjściowego nie mówią o tym samym. Innymi słowy – dopowiadają się, uzupełniają luki w poszczególnych narracjach.
David Sheff – ojciec – przez całą powieść zastanawia się, czy był w jakiś sposób odpowiedzialny za nałóg syna. Dogłębnie analizuje więc swoją młodość, krok po kroku wspomina dzieciństwo Nica, szukając momentu, w którym to wszystko się zaczęło. Zadaje pytania, na które trudno odpowiedzieć, na które brak wyjaśnień. Czy dało się temu zapobiec? Czy gdyby zauważył wcześniej, czy gdyby silniej zainterweniował na samym początku, czy wtedy nic by się nie stało? „Mój piękny syn” pełen jest wątpliwości kochającego rodzica, który troszczy się o swoje dziecko.
Z opowieści syna wybrzmiewa z kolei szorstka prawda. O ile ojciec idealizuje swojego syna i szuka dla niego usprawiedliwień, o tyle Nic mówi o sobie szczerze – z jego pamiętnika wyziera obraz zadufanego w sobie nastolatka, w dobrych momentach zdającego sobie sprawę z tego, co złego robi i wyrzucającemu sobie błędy, ale jednocześnie osoby, która trochę celebruje swoje uzależnienie – bo to zbliża go do jego idoli. Nic ma więc dwie twarze, zależy na którą narrację się spojrzy.
Oba tytuły różnią się także stylem i ogólną budową – David Sheff w momencie pisania był już doświadczonym dziennikarzem, jego opowieść jest więc uporządkowana, z dziennikarską precyzją przywołuje wszystkie potrzebne mu informacje. Nic z kolei to nastolatek, który chciałby być artystą – niekoniecznie zaś mając do tego talent. Jego pamiętnik jest chaotyczny, jego styl wskazuje, że postrzega się samego siebie za kogoś dużo bardziej utalentowanego. Pod względem wykonania „Mój piękny syn” jest dużo lepiej napisany.
Jest drobny problem z tłumaczeniem „Mojego pięknego syna”. Samo w sobie jest dobre, tylko że momentami ma się wrażenie, że tłumacz odciął się od Internetu i tłumaczył, jak mu dusza zapragnie, nie bacząc na to, jak się przyjęło w Polsce. Jednocześnie nie robi tego konsekwentnie i w ten sposób część rzeczy, których normalnie nikt już nie tłumaczy, dostaje swoje odpowiedniki po polsku, a część pozostaje w oryginale (choć posiada już swoje polskie tłumaczenia).
Czy są to powieści w jakikolwiek sposób odkrywcze? W zasadzie nie – nie mówią o niczym, o czym nie napisano by już w innych książkach. Są pozycje o wiele bardziej odkrywcze, jeżeli chodzi o doświadczenia w uzależnieniu aniżeli „Na głodzie”, są tytuły lepiej opowiadające o doświadczeniach rodziców niż „Mój piękny syn”. Jeżeli już mówić o czymś wyjątkowym w nich, to w tym połączeniu opowieści – czyli oddaniu głosu obu stronom. Pewna oryginalność jest więc w tym dwugłosie – dlatego jeśli sięgnie się po powieść jednego Sheffa, warto przeczytać i drugiego.
Marta Kraszewska
Marta Kraszewska
