Jamie Bartlett
Ludzie przeciw technologii
Jak internet zabija demokrację (i jak ją możemy ocalić)
Jamie Bartlett Ludzie przeciw technologii Jak internet zabija demokrację (i jak ją możemy ocalić) Wydawnictwo Sonia Draga

Demokracja i współczesne technologie uwikłane są w konflikt, z którego tylko jedna ze stron może wyjść zwycięsko.

REKLAMA
Ten fragment recenzji książki Jamie Bartletta, zamieszczonej w The Times, trafnie oddaje istotę naszych czasów. Demokracja na całym świecie przeżywa bowiem kryzys. W zapomnienie odeszły już czasy, kiedy debata polityczna wyglądała na prawdziwą debatę, starcie argumentów obu stron, intelektualny, równorzędny bój, który miał pobudzić myślenie wyborców, przekonać ich, bez używania emocji i uprzedzeń. A przecież demokracja, władza ludu, polega właśnie na władzy ludzi myślących, władzy ludzi, którzy pragną intelektualnego awansu, pragną rozwinąć swoje horyzonty, dzięki krytycznej analizie zdobytej wiedzy. Ludzi, którzy nie boją się zadawania pytań i zasłyszanych odpowiedzi. Istotą demokracji jest to, że głos oddany przez intelektualistę ma taką samą wagę, jak głos oddany przez robotnika. I system ten jest idealny tylko wówczas, gdy ten drugi chce poznać i zrozumieć argumenty pierwszego, kiedy chce go intelektualnie doścignąć. W zamian wyhodowaliśmy system, w którym intelektualista z własnej i nieprzymuszonej woli zrezygnował z samodzielnego myślenia.
Internet niebezpiecznie zbliżył ludzi. By nawiązać kontakt z dowolnie wybraną osobą wystarczy kilka kliknięć myszki, nie trzeba żadnych starań, większych zabiegów. Grono znajomych na portalach społecznościowych relatywizuje pojęcia „znajomy” i „przyjaciel”, a to z kolei prowadzi do osłabiania więzi międzyludzkich. Po cóż się starać, skoro zdobycie akceptacji jest takie proste? Tak samo dzieje się z naszymi wyborami. Ot, ktoś podpowiada nam nasze polityczne wybory. Rzetelna informacja zastępowana jest przez memy, które są uproszczeniami, podają gotową receptę naszych wyborów. A co gorsza, odpowiednia kompozycja memów wywołuje u ich odbiorcy wrażenie, iż uczestniczy w orwellowskim kwadransie nienawiści. Wystarczy pokazać nielubianego polityka w śmiesznej sytuacji, wystarczy pokazać jego skrzywioną twarz, by wzbudzić niechęć personalną, zamiast do określonej postawy i poglądów. Świetnie zorganizowana grupa ludzi jest w stanie przeprowadzić internetowy atak za pomocą memów i zmienić decyzję tysięcy wyborców. Tak właśnie stało się w trakcie kampanii referendalnej w Wielkiej Brytanii, tak samo stało się w czasie wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych, czy naszych wyborów z 2015 roku. Populistyczne, krótkie hasło, zręcznie skonstruowany mem i grupa dobrze opłacanych propagandzistów. Prosta metoda na sukces wyborczy powoli zmienia nasz świat. Wolność panująca w Internecie nie służy, jak widać, propagowaniu wiedzy czy zbliżaniu ludzi, ale obraca się przeciwko samej wolności.
Jamie Bartlett nie wymyślił niczego nowego. Nowoczesne technologie mogą być dokładnie taką samą bronią i mogą być wykorzystywane w prowadzeniu wojny hybrydowej. Nikt przecież nie zagwarantuje nam, iż za propagandzistami nie stoi wrogie państwo. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że nie jesteśmy poddani manipulacji, dzięki której sami staniemy się przeciwnikami własnej ojczyzny. Jak więc się chronić przed wrogiem demokracji? Jak ją uratować dla siebie i przyszłych pokoleń? Autor proponuje nam kontrolę. Ale jakie są granice jej stosowalności tak, by nie obróciła się przeciwko nam samym? I czy sama kontrola wystarczy, bez edukacji, bez powrotu do czasów, kiedy myślenie było modne? Jeśli szybko nie znajdziemy na to recepty, możemy stracić świat jaki znamy, demokrację i to, co cenimy najbardziej.
Wolność.