Julia Boyd
Wakacje w Trzeciej Rzeszy
Narodziny faszyzmu oczami zwykłych ludzi
Julia Boyd Wakacje w Trzeciej Rzeszy Narodziny faszyzmu oczami zwykłych ludzi Wydawnictwo Prószyński i S-ka

Wyobraź sobie, zacny Czytelniku, że jesteś w Podróży poślubnej. Wybrałeś sobie kraj piękny, o którym jednak słychać zarówno wiele dobrego, jak i złego. Na jednym z przystanków w Podróży podchodzi do Ciebie jego mieszkanka, która błaga Cię, byś wywiózł z tego kraju jej dziecko. W tym momencie już wiesz, że wszelkie doniesienia o niebezpieczeństwie, jakie czeka wielu mieszkańców tego kraju, nie są przesadzone, wiesz, że teraz stoisz przed najtrudniejszym z wyborów swego życia. Co zrobisz?

REKLAMA
Ta autentyczna historia została przywołana we wstępie do znakomitego opracowania Julii Boyd. Wakacje w Trzeciej Rzeszy. Cz ten tytuł, z perspektywy naszej wiedzy o obliczu nazimu, nie brzmi jak oksymoron? Wszak wakacje to czas, który odrywa nas od wszelkich trosk. Na wakacjach zapominamy o upierdliwym szefie, nawale pracy, jaka nas po nim czeka, a nawet o wydarzeniach politycznych w naszym kraju. Wakacje to przede wszystkim czas odpoczynku, nierzadko jednak są okazją do zdobycia najcenniejszego doświadczenia życiowego. Tym doświadczeniem, które czekało podróżujących po hitlerowskich Niemczech, była obserwacja narodzin zła absolutnego.
Wszystko to znamy, ale warto o tym powiedzieć jeszcze raz. Propaganda aliancka z Pierwszej Wojny Światowej przedstawiała Niemców jako ucieleśnienie zła. To odhumanizowanie jednej ze stron barykady kosztowało obie strony konfliktu setki tysięcy ofiar i stało się, w pierwszych powojennych latach, powodem wstydu dla wielu zachodnich intelektualistów. Niemcy skrzywdzone, zdradzone, wykorzystane. Te słowa miały w przyszłości stać się przyczynkiem militaryzacji Niemiec, dojścia do władzy populistów i rewanżystów. Pozytywny obraz Niemiec zaistniał przede wszystkim w krajach anglojęzycznych. Czy to odwieczna niechęć do Francuzów, czy poczucie winy, obawa przed komunizmem, a może zwykła empatia i szacunek do zdyscyplinowanych narodów spowodowały, że właśnie narody anglojęzyczne z upodobaniem wybierały kraj Wagnera, Heinego i Bacha, jako miejsce turystycznych wojaży. Niemiecka propaganda skwapliwie wykorzystała ten fakt, przedstawiając Niemcy, jako kraj ludzi dobrych, którzy tu u siebie wprowadzają własną dobrą zmianę. Wielu ludzi dało nabrać się na to przedstawienie, niemniej jednak znalazło się wielu takich, którzy dostrzegli, że król jest nagi. I ich relacje zamieszczone zostały w tej książce.
Tej książki nie sposób opowiedzieć. Obok historii opisanej na samym początku, znajdziemy również obserwacje Seftona Delmera, przyszłego architekta brytyjskiej wojny w eterze, czy ojciec Martina Lutera Kinga. Obaj, znani nam ludzie, odmiennie zrozumieli zmiany w niemieckiej rzeczywistości. Ciemnoskóry King zafascynowany niemieckim porządkiem i faktem, że regulacje rasowe były znacznie łagodniejsze niż te z amerykańskiego Południa, zmienił, na bardziej niemieckie, imię swego syna. Delmer zaś stał się zaprzysięgłym wrogiem niemieckiego faszyzmu. Reakcje wielu ludzi były podobne. Uważni i empatyczni obserwatorzy, nawet jeśli mieli antysemickie przekonania, dostrzegali w zmianach przyszłe zło, niebezpieczeństwo dla całego cywilizowanego świata. Ich historie to zapis zaciskającej się pętli, zbliżającego się Armagedonu, jeszcze nie uświadomionego, ale jakże realnego. To obowiązkowa lektura, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, czasach zapomnienia, iż zło zaczyna się najpierw w słowach, a kiedy przejdzie do czynów, jest już za późno.
Pamiętajmy o tym.