
Reklama.
Starszemu pokoleniu znany jest ten wiersz Tuwima opiewający trud górników i efekty ich pracy. W latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy następowała odbudowa i uprzemysłowienie Polski, huczące maszyny, kominy zatruwające środowisko i smog były synonimem nowoczesności. Tak na dobrą sprawę podobna wizja nowoczesności była powszechna. Musiały minąć dekady zanim człowiek zaczął dostrzegać, że czyste powietrze jest dobrem samym w sobie. Ale i tak pobrzmiewają głosy, które relatywizują ochronę środowiska, w tym właśnie czyste powietrze. Cóż, przemysł wydobywczy i motoryzacyjny to naprawdę spory kapitał, który nie ma zamiaru dokonywać przebranżowienia, to ludzie, którzy wykonują określony zawód, wreszcie to politycy, którzy nie chcą podejmować niepopularnych decyzji. To wreszcie, jak mawiał pewien polityk, zasada, że „na razie nie stać nas na ekologię”. A przecież z powodu zanieczyszczonego powietrza umiera rocznie na całym świecie około siedem milionów ludzi. To więcej niż palenie papierosów, cukrzyca, wypadki samochodowe i AIDS razem wzięte. Skoro więc nie stać nas na ekologię, to stać nas na leczenie chorych, zabijanych powoli przez zanieczyszczone powietrze?
Dziwnie się czyta tę książkę ze świadomością, że oto w naszym kraju likwiduje się wiatraki prądotwórcze, kiedy rząd stawia na spalanie węgla i to węgla sprowadzanego spoza granic kraju, kiedy nasze miasta spowija smog. Polska staje się ilustracją dla Beth Gardiner, mimo, że naszemu krajowi poświęconych jest zaledwie kilkanaście stron. Kiedy wreszcie zrozumiemy, że problem tego, czym oddychamy, jest chyba najważniejszym problemem z jakim zmaga się ludzkość? Jak więc mogliśmy dopuścić, że oddychanie, to czym właściwie oddychamy jest dla nas mniej ważne niż kwestie ekonomiczne? Jak w ogóle możemy bagatelizować tę sprawę? Dlaczego przeszkadza nam smród, a nie przeszkadza dym? Jak to możliwe, że w imię oszczędności skazujemy siebie i najbliższych na choroby układu oddechowego? Że to samo jest powszechne na całym świecie? Tym się tłumaczymy? A gdzie do jasnej cholery uciekniemy, kiedy haust świeżego powietrza i łyk czystej wody będzie cenniejszy niż złoto?
Pomyślmy o tym.