Przyznam od razu. Obce mi było to nazwisko i do sięgnięcia po tę książkę zachęciła mnie okładka. Tak to jest, że mężczyzna palący fajkę zawsze ma coś ciekawego do powiedzenia, czas spędzony w czasie palenia wystarczy bowiem do wielu przemyśleń. W przypadku Antoniego Kępińskiego był to strzał w dziesiątkę, lektura tej książki dostarczyła mi wielu informacji nie tylko o psychiatrii, ale i o nieznanych polskich losach z czasów wojny.
Antoni Kępiński był przedstawicielem typowej przedwojennej inteligencji i w jego życiorysie mieści się całe poświęcenie i tragizm tej klasy. Urodzony zaledwie kilka dni po odzyskaniu niepodległości dorastał na Sądecczyźnie a potem w Krakowie. Studia na Uniwersytecie Jagiellońskim wyrobiły w nim nie tylko skłonność do systematycznej i ciężkiej pracy, ale też normalną empatię udzielaną każdemu słabszemu, który jest gnębiony przez silniejszych od siebie. Sam doświadczył fizycznej i ngdy nie wyjaśnionej przemocy, doświadczenie to spotkało go również po latach, we frankistowskim obozie koncentracyjnym, Miranda de Ebro i było prawdopodobnie powodem, dla których w przyszłości, już jako uznany lekarz, zajmował się badaniami dawnych więźniów obozów koncentracyjnych i poznawaniem psychiki oprawców.
Muszę przyznać, że zafascynowała mnie postać Kępińskiego. Przede wszystkim jego życie było pełne niespodzianek i nadawało by się, przynajmniej z czasów młodości, na powieść na poły łotrzykowską, na poły tragiczną. Wyobraźmy sobie bowiem niespełnionego żołnierza, któremu los oszczędził dramatycznych i bohaterskich czynów, ale nie skąpił lat odosobnienia, tęsknoty i pragnienia wolności. Chyba, wbrew oczywistym pragnieniom jego pokolenia, los uparł się, by nasz bohater stał się lekarzem, a nie kolejnym martwym bohaterem. Bolesne doświadczenia, depresja i tęsknota połączona z poczuciem odpowiedzialności za rodzinę, skłoniły go do powrotu do Polski, gdzie z medycznym dyplomem miał zacząć normalne życie. Życie to poświęcił pacjentom, to oni byli dla niego najważniejsi, uznał, że wyleczenie pacjenta uwarunkowane jest jego zrozumieniem, a samo poznanie pacjenta porównywał do pogoni za zachodzącym za morski horyzont słońcem. Nie chcę streszczać życia naszego bohatera, a tym bardziej jego książki. Powiem tylko, że było ono raczej smutne, na pewno jednak piękne i ważne.