Człowiek, który przynosi szczęście opowiada historię swej rodziny. Jednocześnie o początkach swojej rodziny opowiada kobieta, która szczęścia nigdy nie poznała. Zrządzeniem losu ta dwójka spotyka się pewnego wrześniowego dnia w pobliżu bliźniaczych wież w Nowym Jorku.
Po tym wstępie możemy sądzić, że znakomity Catalin Dorian Florescu, znany nam z opowieści o
Jacobie, który postanowił kochać , napisał ckliwy romans. Nic bardziej mylnego, bowiem w sadze, jaką jest ta powieść, o ludziach dotkniętych przez twardość życia, niewiele jest miłości i niewiele jest szczęścia, jakby takowe były jedynie marzeniem czy ułudą. Sama opowieść zaczyna się bowiem u schyłku XIX wieku, kiedy to na nowojorskich ulicach mały ulicznik starał się przeżyć kolejny dzień. Twarde warunki czynią człowieka coraz bardziej twardym, nieczułym na cudzą krzywdę, stale przygotowanym do odparcia kolejnego ciosu od życia. Wydawać by się mogło, że ktoś taki zagubił w sobie zdolność do kochania, do obdarzenia szczęściem czy nawet do życia. A jednak życie naszego bohatera, opowiadane przez jego wnuka, człowieka, który przynosi szczęście, zmienia się pod wpływem kilku radosnych miesięcy.
Po drugiej stronie oceanu, w dalekiej Rumunii mieszka dziewczyna, która pragnie zaznać zupełnie innego życia niż to, które było udziałem jej rodziców, znajomych czy sąsiadów. Wymarzonym do tego miejscem wydaje się Ameryka, gdzie mieszka mężczyzna daremnie szukający żony. Plany zwykłych ludzi mają to do siebie, że potrafią runąć w najmniej spodziewanym momencie i z najbardziej tragicznych powodów. Trąd, choroba biedy i brudu, był w tym czasie wyrokiem śmierci, pogrzebaniem za życia w odosobnionej kolonii. Trąd jednak nie zmniejsza libido, a trędowaci są zdolni spłodzić zdrowe dziecko, więc historię Eleny poznajemy z opowieści jej córki, która dorasta bez miłości w zastępczych rodzinach, a potem pracuje szyjąc ubrania dla całej Rumunii, a historię swej matki poznaje dopiero w chwili, gdy staje się prawdziwą sierotą. Dziewczyna postanawia spełnić marzenie matki o wyjeździe do Nowego Jorku, więc zabiera jej prochy, by rozsypać je z dachy jednej z bliźniaczych wież. Nietrudno się domyślić, że spotka tam swego bliźniaka w niedoli, który zarabia przynosząc szczęście innym.
Zaiste smutna to książka, choć dzięki niej poznajemy definicję szczęścia. Chwile godne zapamiętania, momenty, które chcemy przywoływać z naszej pamięci w chwilach, kiedy jest nam smutno. Uśmiechamy się z rozrzewnieniem wspominając rzeczy dobre i piękne, nawet jeśli one przeminęły. Zbrodnią jest więc odbierać komuś dobre wspomnienia, przykrywać je toksycznymi i pełnymi nienawiści słowami. Zbrodnią jest zabierać to, co dobre, bowiem wtedy nie ma cienia nadziei nawet na wspólne wypicie filiżanki kawy.