
Nazywano go pisarzem, który kala własne gniazdo. To specyficzne określenie jest chyba ponadnarodowe i szufladkuje artystę jako wroga ludu. Tak to już jest, że nie potrzebujemy refleksji, nie jest nam potrzebne zastanawianie się nad własnymi wadami, nad własną przeszłością. Chcemy być chwaleni tak bardzo, byśmy zasypiali z poczuciem wyższości nad innymi. Nawet, jeśli jest to poczucie tylko wyimaginowane.
REKLAMA
Pod tym względem Thomas Bernhard znalazł się w doborowym towarzystwie. Podobnie atakowany jest Orhan Pamuk i Ece Temelkuran, w przeszłości taką samą łatkę przyszywano Kurtowi Tucholsky`emu i Erichowi Marii Remarque, podobnie też traktowano naszą Olgę Tokarczuk. Mówienie prawdy, zmuszanie do myślenia, czy wytykanie wad nigdy nie jest mile widziane, systemy zaś, które dążą do autorytaryzmu starają się tworzyć mity. Cóż bowiem łatwiej jednoczy prosty, niewykształcony lud od czegoś z czym wszyscy możemy się identyfikować i grupować niczym walczący żołnierze wokół sztandaru na polu walki. A lud zjednoczony, ufający rządzącym jest uległy i bezmyślny jak tłum na demonstracji. A tu nagle przychodzi pisarz i twierdzi, że to wszystko jest fasadą, uproszczeniem i bajką dla grzecznych dzieci. A, że każdy pisarz jest niebezpiecznym, bowiem słowo napisane nie ginie, jest nieśmiertelne, najlepiej jest walczyć z nim przekonując ogół, iż nie jest on godny lektury.
Przed odejściem w stan spoczynku. Trudno chyba o lepszy przykład sztuki Thomasa Bernharda, która zmusza do refleksji na temat własnej przeszłości. To trzecia z zebranych w tomie pierwszym jego Dramatów wydanych waśnie nakładem Czytelnika. Mamy oto trójkę rodzeństwa. Dwie siostry żyją wraz z bratem, jedynym, który jest w stanie zadbać o rodzinę. To prezes sądu, szanowany mieszkaniec miasteczka, istna podpora społeczeństwa, człek podziwiany i obdarzany współczuciem za ofiarną opiekę nad kaleką siostrą. Nikt jednak nie wie, co się dzieje za ścianami domu naszego bohatera, dopiero rozmowa, którą oglądając sztukę dane nam jest zobaczyć, ujawnia przeszłość. U Bernharda nigdy nie jest ona dopowiedziana, w tym jednak wypadku nawet aluzje mogłyby nie być do końca czytelne, gdyby nie rekwizyty, które nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Mundur oficera SS i obozowy pasiak, do tego wyraźne aluzje o tym, że nasz bohater przed laty ruszył do Polski by tam walczyć o wielkość i przyszłość Niemiec. Tak, teraz wystarczyłyby tylko słowa spowiedzi naszego bohatera, jednak one nie nastąpią, przynajmniej nie publicznie. Łatwiej jest przyznać się przed siostrą do stopnia oficerskiego, paradnego munduru szytego w Łodzi czy sądów polowych w czasie oblężenia Leningradu. Ale ta właśnie rozmowa jest wstępem do tego, by drugie pokolenie, to urodzone po wojnie zaczęło zadawać pytania i nie dać się zbyć ogólnikami, że była wojna, a naloty amerykańskie były również bestialskie, a cała niemiecka armia składała się z trębaczy i kierowców ciężarówek. Ale żeby młodzież zadała te pytania musi im je ktoś podpowiedzieć. I tu wkracza pisarz kalający własne gniazdo.
Bo prawda to jego zadanie.
