Sarah Moss
Mur duchów
Sarah Moss Mur duchów Wydawnictwo Poznańskie
REKLAMA
To miały być wakacje życia. Przynajmniej dla ojca Silvie, z pozoru beztroskiej nastolatki. Ten mężczyzna jest bowiem pasjonatem. Historia, badanie przeszłości jest jedynym sensem życia kierowcy ciężarówki, a obóz antropologiczny, na którym odtwarzane są warunki życia dawnych mieszkańców wysp brytyjskich wydaje się wymarzonym wypoczynkiem. Oczywiście mężczyzna nie liczy się ze zdaniem najbliższych, zmuszając ich do uczestnictwa w spektaklu, a wszelkie przejawy oporu czy niezadowolenia tłumi karami. Powoli groteska, którą dostrzegamy na początku książki, zamienia się w koszmar. Nietrudno przewidzieć, że w każdej chwili dojść może do tragedi.
Tak, Sarah Moss w Murze duchów porusza problem, który dla nas staje się niezwykle aktualny. Przemoc domowa i ochrona ofiar, stały się w ciągu ostatniego tygodnia tematem pierwszych stron gazet. Tak, uznanie Konwencji Stambulskiej za szkodliwą dla naszego społeczeństwa, za sprzeczną z tradycyjnymi wartościami narodowymi, a nawet sprzeczną z Konstytucją, byłyby być może śmieszne, gdyby nie to, iż są niebezpieczne dla tych najsłabszych, dla bitych żon i terroryzowanych dzieci. Niestety za słowami stoją wielkie dla poszczególnych jednostek tragedie, a ich charakter możemy poznać dzięki tej, z pozoru skromnej książeczce. Tak, to lektura na jedno popołudnie, ale jeśli ktoś myśli, że będzie to miłe popołudnie, to się myli. Wrażenie stale zaciskającej się pętli, wywierające tym większe wrażenie, że dostrzega ją tylko jedna osoba, która postanawia nagle zapobiec nieszczęściu. Tylko, że starania jej nie przyniosłyby pożądanego skutku, gdyby nie mogła liczyć na wsparcie machiny państwowej, takiej, która nie relatywizuje przemocy, której przedstawiciele nie będą zasłaniać się religią, tradycją czy własnymi doświadczeniami. Bowiem obowiązkiem państwa, silnego i demokratycznego, jest ochrona tych najsłabszych, nawet wbrew reszcie społeczności.
Tego bowiem wymaga odwaga. Ta prawdziwie męska.