
Miasto na skraju dżungli zostało opanowane przez grupę małych dzieci. Terroryzują one mieszkańców, są bezwzględne i zdeterminowane. Dzieci porzucone, posługujące się własnym, niezrozumiałym językiem. W każdej chwili może dojść do eskalacji narastającego konfliktu, który wprost zmierza do nieuchronnego nieszczęścia.
REKLAMA
Dorosły – dziecko. Odwieczne źródło konfliktu, odwieczny temat wszelkich debat, rozmów czy naukowych badań. Andres Barba kreując anonimowe państwo, dżunglę i miasto opanowane przez małe dzieci zmusza nas do spojrzenia na problem międzypokoleniowy nieco inaczej. Niezrozumienie, to pierwsze, na co zwracamy uwagę czytając Świetlistą republikę. Dzieci tworzą własny język, którego nikt nie jest w stanie zrozumieć. To jest więc pierwsza bariera stworzona dla obrony, czy może z lęku przed dorosłymi. Brak porozumienia wyklucza nie tylko zrozumienie, ale też dialog i kompromis. Dzieci z dżungli nie potrafią naśladować dorosłych. W ich języku trudno znaleźć jakiekolwiek pieszczotliwe tony, w ich zachowaniu nie sposób dostrzec dążenie do bliskości czy dawania ciepła, a jednak są blisko na tyle, by obdarzać siebie intymną bliskością. Są też zorganizowane i wobec siebie lojalne, mimo, że trudno wyodrębnić wśród nich jakąś strukturę organizacyjną. Wreszcie dzieciom tym nikt nie wyjaśnił na czym polega różnica między dobrem a złem. Ich występki, tak uciążliwe dla mieszkańców miasta, wynikają z chęci zaspokojenia głodu, ale też z ciekawości. Chcą poznać reakcje innych ludzi, chcą też zobaczyć jaki skutek przyniosą ich działania. Wreszcie dochodzi do nieszczęścia, które zmusza włodarzy miejskich do podjęcia energicznych działań. Niestety dochodzi do kolejnego nieszczęścia.
Tak, ta książka jest o tym, że powoli tracimy wspólny język z nowym pokoleniem. Nie potrafimy rozmawiać, a jeśli to czynimy to dążymy do uzyskania przewagi nad rozmówcą. Rozmowa, która traci charakter dialogu, nie jest nawet monologiem, ale potokiem oczekiwań i narzucanej woli. To początek wzajemnej niechęci. Nacisk prowokuje opór, a ten z kolei skłania do coraz mocniejszych nacisków, aż do złamania woli. A to już prosta droga do tragedii.
I o tym właśnie pisze Barba
