
O tej książce słyszał chyba każdy z nas. Zagadka detektywistyczna, rozważania religijne i wątek miłosny. Dla wielu z nas znana jest bardziej z filmu z wybitnymi kreacjami Seana Connery, Murraya Abrahama czy Christiana Slaytera. Czterdziestolecie wydania tej książki zostało uczczone nowym wydaniem książki, gratką dla wielbicieli twórczości Eco.
REKLAMA
Przypomnijmy fabułę książki. XIV wiek w jednym z włoskich klasztorów ma odbyć się debata o istocie chrześcijaństwa. Opat klasztoru prosi jednego z przybyłych mnichów, by ten rozwiązał zagadkę tajemniczej śmierci jednego z mnichów. Śledztwo prowadzi do klasztornej biblioteki, gdzie przechowywana jest tajemnicza księga. Zaledwie sześć lat po literackim debiucie Umbeto Eco (tak, ta książka była debiutem jednego z najmądrzejszych myślicieli XX wieku) książka ta została przeniesiona na ekrany kinowe przez Jeana-Jacquesa Annauda. Film skupił się na wątku kryminalnym i miłosnym, zaledwie dotykając teologicznych rozważań na temat ubóstwa kościoła czy radości życia i śmiechu, przez co dla czytelników, którzy poznali najpierw film, wydaje się ona nieco nudna. Tymczasem Imię róży jest początkiem długoletnich poszukiwań Autora płaszczyzny porozumienia między chrześcijanami a osobami niewierzącymi, poszukiwania bardziej ludzkiego, bardziej przyjaznego zwykłym ludziom oblicza kościoła. Uważającemu się za ateistę Autorowi przypisuje się mylnie jedno zdanie z kolejnej jego powieści, z Cmentarza w Pradze, zdanie nawołujące do zniszczenia wszystkich kościołów. Tymczasem Umberto Eco był człowiekiem, którego można nazwać prawdziwym ateistą. Prawdziwy ateista nie neguje istoty wiary innych ludzi, nie walczy z instytucją kościoła, która jest mu obojętna, oczywiście do czasu, kiedy ta chce wkraczać w jego życie i kierować nim. Ta postawa jasno wynika z eseju, który jest dodatkiem do książki.
I oto otrzymujemy jubileuszowe wydanie tej świetnej książki. Od razu urzeka nas sama okładka, prosta, której przezroczysta obwoluta ozdobiona jest śladami palców, kojarzonych ze śladami czytelników klasztornej biblioteki. W dalszej kolejności zwracamy uwagę na czerwone brzegi kartek. Czerwień, kolor krwi, kojarzyć się musi ze śmiercią, tak często obecnej w książce. I wreszcie rysunki samego Autora, proste, jakby kreślone w przerwach między kolejnymi zdaniami, kreślone po to, by zastanowić się nad kolejnym zdaniem, by poprawić, czy zamienić zamiennik słowa, na to słowo, które wydawało się bardziej trafne. Już samo obcowanie z tym tomem jest przyjemnością dla czytelnika.
A kiedy wreszcie skończymy napawaniem się książką jako przedmiotem czy prezentem świątecznym możemy zająć się ponownie lekturą. Tylko teraz zacznijmy może od dołączonego eseju i poznajmy Eco na nowo.
