
Mamy oto okazję poznania pierwszego rzetelnego opracowanie wstydliwej karty historii Polski. Goralenvolk był jedyną zorganizowaną i instytucjonalną kolaboracją części narodu polskiego z niemieckim okupantem. Fakt, iż kolaboracja ta była sukcesem pracy wywiadu niemieckiego, była wspierana i organizowana przez okupanta w niczym nie zmienia jednego, to była zdrada. I właśnie tak to nazywa Wojciech Szatkowski.
REKLAMA
Od pierwszych stron „Goralenvolku” Wojciech Szatkowski podkreśla, iż dla niego praca nad tą książką była trudna. Wszak Henryk Szatkowski, jeden z organizatorów zdrady, to jego dziadek. Tym większy podziw ogarnia Czytelnika, bo Szatkowski temat potraktował uczciwie. Nie tylko nie uległ pokusie wybielenia swego przodka, ale potraktował go o wiele surowiej niż innych góralskich kolaborantów- Krzeptowskiego czy Cukiera, a nawet Witalisa Wiedera. I obojętnie czy spowodowała to uczciwość rasowego historyka, czy chęć odcięcia się od czynów dziadka, skutkiem jest ta książka.
Goralenvolk był zdradą, zdradą polaryzującą nie tylko Podhale, ale i rodziny zamieszkujące ten region. Nie było na Podhalu rodziny, w której nie znalazłby się ktoś, kto nie odciąłby się od polskości, przyjmując dokument z narodowością góralską. Oczywiście nie każdy, kto wystąpił o kenkartę oznaczoną literą G był świadomym zdrajcą. W przeważającej większości ludzie ci nie wiedzieli, że wydzielenie narodu góralskiego stanowi preludium do całkowitego zniemczenia Podhala. Nie mieli naszej wiedzy i wykształcenia, postępowali często tak, jak przywódcy ich lokalnych społeczności. Inni z kolei ulegali szantażom i groźbom, jeszcze inni liczyli na bezpieczeństwo osobiste lub poprawę warunków materialnych. Wielu z nich zdradę formalną potwierdziło współpracą agenturalną z gestapo, innych z kolei deklaracja góralskości nie uratowała przed aresztowaniem i męczeńską śmiercią. Tylko liderzy Goralenvolku byli beneficjentami korzyści materialnych, w zamian za co uwiarygodniali hitlerowski reżim, dostarczając materiałów propagandzie gebbelskowskiej. Ich starania, poparte terrorem i nakładami materialnymi nie przyniosły spodziewanego efektu, za Goralenvolkiem opowiedziała się mniejszość mieszkańców Podhala. Porażką okazałą się też próba zorganizowania dywizji SS złożonej z Górali. Po tych niepowodzeniach Niemcy ograniczyli dotowanie Goralenvolku, choć oficjalnie wspierali ten ruch, aż do końca hitlerowskiego panowania na Podhalu.
Oceniając przywódców Goralenvolku, Autor jest nieco niekonsekwentny. Henryk Szatkowski i Witalis Wieder byli ewidentnymi zdrajcami, a w ich postawach Autor nie doszukiwał się niczego, co mogłoby w innym świetle pokazać te postacie. Inaczej traktuje pozostałych twórców i przywódców Goralenvolku. Zaznacza, że Goralenvolk zajmował się również przyznawaniem zapomóg dla poszkodowanych w czasie licznych pożarów, przywódcy Goralenvolku interweniowali też w sprawie zwolnienia z więzień aresztowanych górali. Czy jednak mogło to usprawiedliwić zdradę? Na to pytanie odpowiedziały polskie sądy- ten konspiracyjny, który wydał wyrok śmierci na Krzeptowskim i ten powojenny, który zasądził kary więzienia dla innych przywódców. Zgodzić się jednak należy z tezą, iż nigdy nie poznamy pełnego zaangażowania Górlai w kolaborację. Wacław Krzeptowski zniszczył sporą część akt Goralenvolku, a pospieszna jego egzekucja spowodowała, iż swą wiedzę na temat wielu mieszkańców Podhala zabrał on do grobu. Wielu więc ludzi weszło w powojenne życie z czystą kartą. Historyk jednak winien oceniac historię nie na podstawie domniemań a znanych faktów. Fakty, które znamy dowodzą, iż mieszkańcy Podhala, w swej większości, zdali w czasie wojny trudny egzamin z polskości.
Goralenvolk był zdradą, zdradą polaryzującą nie tylko Podhale, ale i rodziny zamieszkujące ten region. Nie było na Podhalu rodziny, w której nie znalazłby się ktoś, kto nie odciąłby się od polskości, przyjmując dokument z narodowością góralską. Oczywiście nie każdy, kto wystąpił o kenkartę oznaczoną literą G był świadomym zdrajcą. W przeważającej większości ludzie ci nie wiedzieli, że wydzielenie narodu góralskiego stanowi preludium do całkowitego zniemczenia Podhala. Nie mieli naszej wiedzy i wykształcenia, postępowali często tak, jak przywódcy ich lokalnych społeczności. Inni z kolei ulegali szantażom i groźbom, jeszcze inni liczyli na bezpieczeństwo osobiste lub poprawę warunków materialnych. Wielu z nich zdradę formalną potwierdziło współpracą agenturalną z gestapo, innych z kolei deklaracja góralskości nie uratowała przed aresztowaniem i męczeńską śmiercią. Tylko liderzy Goralenvolku byli beneficjentami korzyści materialnych, w zamian za co uwiarygodniali hitlerowski reżim, dostarczając materiałów propagandzie gebbelskowskiej. Ich starania, poparte terrorem i nakładami materialnymi nie przyniosły spodziewanego efektu, za Goralenvolkiem opowiedziała się mniejszość mieszkańców Podhala. Porażką okazałą się też próba zorganizowania dywizji SS złożonej z Górali. Po tych niepowodzeniach Niemcy ograniczyli dotowanie Goralenvolku, choć oficjalnie wspierali ten ruch, aż do końca hitlerowskiego panowania na Podhalu.
Oceniając przywódców Goralenvolku, Autor jest nieco niekonsekwentny. Henryk Szatkowski i Witalis Wieder byli ewidentnymi zdrajcami, a w ich postawach Autor nie doszukiwał się niczego, co mogłoby w innym świetle pokazać te postacie. Inaczej traktuje pozostałych twórców i przywódców Goralenvolku. Zaznacza, że Goralenvolk zajmował się również przyznawaniem zapomóg dla poszkodowanych w czasie licznych pożarów, przywódcy Goralenvolku interweniowali też w sprawie zwolnienia z więzień aresztowanych górali. Czy jednak mogło to usprawiedliwić zdradę? Na to pytanie odpowiedziały polskie sądy- ten konspiracyjny, który wydał wyrok śmierci na Krzeptowskim i ten powojenny, który zasądził kary więzienia dla innych przywódców. Zgodzić się jednak należy z tezą, iż nigdy nie poznamy pełnego zaangażowania Górlai w kolaborację. Wacław Krzeptowski zniszczył sporą część akt Goralenvolku, a pospieszna jego egzekucja spowodowała, iż swą wiedzę na temat wielu mieszkańców Podhala zabrał on do grobu. Wielu więc ludzi weszło w powojenne życie z czystą kartą. Historyk jednak winien oceniac historię nie na podstawie domniemań a znanych faktów. Fakty, które znamy dowodzą, iż mieszkańcy Podhala, w swej większości, zdali w czasie wojny trudny egzamin z polskości.
