
Kultura europejska. Kiedy słyszymy te słowa czujemy dumę z przynależności do czegoś więcej niż naród. Jako Europejczycy czerpać możemy z kulturalnych i naukowych zdobyczy całego kontynentu. Ten europejski kanon poszedł w ślad za Europejczykami w każde miejsce, do którego przybyli, odciskając swe piętno w innych kulturach, kształtując je i ubogacając.
REKLAMA
Kosmopolityczne społeczeństwo. Jeszcze do niedawna mianem kosmopolity określało się kogoś, kto wyzuł się z ojczyzny i nie przywiązywał wagi do dorobku narodowego. Oczywiście nikomu nie przychodziło do głowy, że polski intelektualista, poza wspólnym językiem, nie znajdzie płaszczyzny porozumienia z sąsiadującym z nim fanem kultury masowej. Z drugiej zaś strony, nikogo nie dziwi fascynacja muzyką Chopina przedstawicieli azjatyckiego kręgu kulturowego i nie dziwi swobodna dyskusja o Chopinie z mieszkańcem Jokohamy czy Seulu. A to właśnie jest przejawem kultury kosmopolitycznej, ponadnarodowej. Oddziaływanie kultur, mieszanie się ich, tworzenie kultury ponadnarodowej mogło zaistnieć jedynie w warunkach zdobyczy naukowych nowoczesnego społeczeństwa. Szybsza komunikacja, możliwość przemieszczania ludzi i dóbr musiała zaowocować szybszą wymianą kultur, tworząc na początku grupy czytających te same lektury, słuchających tej samej muzyki w różnych salach koncertowych, czy oglądających te same opery i przedstawienia teatralne.
Zanim jednak to się stało, ktoś musiał zrobić pierwszy krok. Orlando Figes na chorążych kosmopolitycznej kultury wybrał Iwana Turgieniewa i małżeństwo Viardotów. Śledzimy kariery naszych bohaterów, wraz z nimi stajemy się bywalcami modnych miejsc epoki, doświadczamy swoistego mariażu sztuki i pieniądza. Wchodzimy w meandry kultury XIX wieku, co może nieco przerażać tych, dla których wiek XIX to przede wszystkim dzieła Sienkiewicza i seria powstań narodowych. Smaczku jednak przydaje romansowy wątek w trójkącie Turgieniew Viardotowie, który sprawia, że autor Ojców i dzieci, staje się bardziej ludzki.
I może właśnie o to tu chodzi?
