Andrzej Dziurawiec
Bardzo długi marzec
Andrzej Dziurawiec Bardzo długi marzec Wydawnictwo Lira

Wielka miłość, wielki zawód miłosny, utrata przyjaciół, utrata poczucia przynależności narodowej. Tak, to spuścizna marca 1968. I o niej opowiada Andrzej Dziurawiec.

REKLAMA
Książkę otwiera słynny koncert w Sali Kongresowej, koncert, na który nastolatek, pochodzący z reżimowej rodziny się nie dostał, tego wieczoru zakochał się, tę pierwszą poważną miłością. Niestety plany wielkich tego świata nie przewidują indywidualnego szczęścia w czasach późnego Gomułki. Za kilka miesięcy wybuchnie wojna sześciodniowa, przez kilka dni warszawska ulica będzie radować się, gdyś „nasi Żydzi pobili ruskich Arabów”, jednak zza kilka dni nastroje się zmienią. Oto lud zrozumiał, że ma okazję do znalezienia kogoś, kogo można, za aprobatą władzy, gnębić, choćby słownie. Władza doskonale rozumie, że protestującego studenta łatwiej jest naznaczyć z powodu pochodzenia, trudniej wytłumaczyć, że krytyka poczynań rządzących jest niesłuszna. Dodatkowo konkurenci polityczni o niesłusznym pochodzeniu mogą zostać usunięci na boczny tor dzięki obudzonym demonom nienawiści. O tej histerii widzianej oczami nastolatka, o przymusowym dojrzewaniu, wreszcie o spuściźnie marca opowiada nam Andrzej Dziurawiec. Marzec 68 roku bywa relatywizowany. Oto w opowieściach wielu, nagle pojawili się tajemniczy komuniści, którzy zastąpili cały naród, nagle to nie robotnicy na wiecach wspierali Gomułkę, tylko właśnie komuniści. Podłość, czy tchórzliwość jednostek, zastępuje polityka, ona może rozgrzeszyć, sprawić, że beneficjenci marca mogą czuć się lepiej, przynajmniej z pozoru.
Ale marzec oznacza coś jeszcze. Oto na lata złamano kręgosłupy tym, którzy dla korzyści, wsparli partię, dodatkowo kraj opuściło dwadzieścia tysięcy ambitnych, nierzadko świetnie wykształconych ludzi, gotowych do ciężkiej pracy. Wyrzucono fachowców, którzy odtąd budowali dobrobyt w innych krajach. I w tym też tkwi spuścizna marca. Pora, abyśmy wszyscy sobie to uświadomili.