
Po lekturze tej książki bedziemy zawsze się zastanawiać czy źródło historyczne, które czytamy jest naprawdę autentyczne
REKLAMA
Profesor Janusz Tazbir jest chodzącym człowiekiem instytucją. Znakomity badacz XVI i XVII wieku w Polsce, znawca ruchów religijnych i kultury tych czasów, autor wielu publikacji wydał ostatnio nakładem wydawnictwa Iskry książkę pod przewrotnym tytułem „Od sasa do lasa”.
Przewrotność tego tytułu polega na tym, iż miłośnik historii będzie przypuszczać, że jej tematem jest analiza społeczeństwa polskiego w czasie XVII wiecznych elekcji. Tymczasem na jej kartach Profesor opisał fałszerstwa jakich dopuścili się nasi antenaci tworząc „zaginione, lecz autentyczne dokumenty”. To ostatnie określenie zapożyczyłem z książki Umberto Eco „Cmentarz w Pradze”, trudno bowiem nie mieć skojarzenia z fałszerstwami, których dopuszczał się bohater tamtej powieści, tym bardziej, że i fałszerstwa były dość śmiałe, graniczące wręcz z bezczelnością. Oto bowiem jeden z genialnych fałszerzy wystawia na sprzedaż listy i to nie byle jakie, bo pisane przez Pascala, Newtona czy nawet Sokratesa. I kupujący nie wątpił w ich autentyczność, a był nim nie byle kto, tylko uczony z Sorbony. Ta ufność oszukanego uczonego przypomina jak żywo niefrasobliwość z jaką niemieckie wydawnictwo zakupiło w latach siedemdziesiątych XX wieku sfałszowane pamiętniki Hitlera. Cóż, ufność granicząca z głupota jest widać ponadczasowa.
Najdziwniejsze jest jednak to, że nadal wielu historyków przyjmuje część z tych „odtworzonych” dokumentów. Jak jednak wierzyć w autentyczność edyktu Zygmunta III Wazy o wygnaniu jezuitów? Albo o magnacie spalonym za konwersję na judaizm? Albo fantastyczny wręcz opis śmierci Kazimierza Pułaskiego? Słowem dobra zabawa w czasie lektury gwarantowana.
Część druga książki, sam Profesor podzielił swe dzieło na trzy odrębne tematy, traktuje o tych twórcach historiografii polskiej, do których sam Profesor czuje sentyment. Dość powiedzieć, że w przypadku jednego z nich nasze gusta są zbieżne.
Część trzecia jest nie mniej interesująca niż poprzednie. Oto Profesor „bierze na tapetę” bardziej współczesne piśmiennictwo. Czytelnicy bowiem mają zwyczaj bezkrytycznego przyjmowania za dobrą monetę treści pamiętników, dzienników, słowem całej literatury wspomnieniowej., zapominając, że każdy z nas jest ideałem w swoim curriculum vitae. Zawiedzie się jednak ktoś, kto będzie spodziewał się po tej części zdemaskowania np. Marii Dąbrowskiej. O nie, Profesor nie ocenia, on tylko analizuje przepowiadając jednocześnie,że choćby Dzienniki Marii Dąbrowskiej będą kopalnią wiedzy dla tego, kto w przyszłości opisywać będzie dzieje kultury polskiej XX wieku.
Przewrotność tego tytułu polega na tym, iż miłośnik historii będzie przypuszczać, że jej tematem jest analiza społeczeństwa polskiego w czasie XVII wiecznych elekcji. Tymczasem na jej kartach Profesor opisał fałszerstwa jakich dopuścili się nasi antenaci tworząc „zaginione, lecz autentyczne dokumenty”. To ostatnie określenie zapożyczyłem z książki Umberto Eco „Cmentarz w Pradze”, trudno bowiem nie mieć skojarzenia z fałszerstwami, których dopuszczał się bohater tamtej powieści, tym bardziej, że i fałszerstwa były dość śmiałe, graniczące wręcz z bezczelnością. Oto bowiem jeden z genialnych fałszerzy wystawia na sprzedaż listy i to nie byle jakie, bo pisane przez Pascala, Newtona czy nawet Sokratesa. I kupujący nie wątpił w ich autentyczność, a był nim nie byle kto, tylko uczony z Sorbony. Ta ufność oszukanego uczonego przypomina jak żywo niefrasobliwość z jaką niemieckie wydawnictwo zakupiło w latach siedemdziesiątych XX wieku sfałszowane pamiętniki Hitlera. Cóż, ufność granicząca z głupota jest widać ponadczasowa.
Najdziwniejsze jest jednak to, że nadal wielu historyków przyjmuje część z tych „odtworzonych” dokumentów. Jak jednak wierzyć w autentyczność edyktu Zygmunta III Wazy o wygnaniu jezuitów? Albo o magnacie spalonym za konwersję na judaizm? Albo fantastyczny wręcz opis śmierci Kazimierza Pułaskiego? Słowem dobra zabawa w czasie lektury gwarantowana.
Część druga książki, sam Profesor podzielił swe dzieło na trzy odrębne tematy, traktuje o tych twórcach historiografii polskiej, do których sam Profesor czuje sentyment. Dość powiedzieć, że w przypadku jednego z nich nasze gusta są zbieżne.
Część trzecia jest nie mniej interesująca niż poprzednie. Oto Profesor „bierze na tapetę” bardziej współczesne piśmiennictwo. Czytelnicy bowiem mają zwyczaj bezkrytycznego przyjmowania za dobrą monetę treści pamiętników, dzienników, słowem całej literatury wspomnieniowej., zapominając, że każdy z nas jest ideałem w swoim curriculum vitae. Zawiedzie się jednak ktoś, kto będzie spodziewał się po tej części zdemaskowania np. Marii Dąbrowskiej. O nie, Profesor nie ocenia, on tylko analizuje przepowiadając jednocześnie,że choćby Dzienniki Marii Dąbrowskiej będą kopalnią wiedzy dla tego, kto w przyszłości opisywać będzie dzieje kultury polskiej XX wieku.
