
Manipulacja ludźmi prowadząca do bezwzględnego ich podporządkowania. Wykorzystywanie naiwności ludzkiej, wiary i niedoświadczenia. Vladimir Bartol rzucił tą książką wyzwanie wszystkim systemom totalitarnym.
REKLAMA
W swoim Opisaniu świata Marco Polo twierdził, że odwiedził Alamut, twierdzę, w której rządził Starzec z Gór. Mężczyzna ten wysyłał swoich wojowników na straceńcze misje, głównie przeciw krzyżowcom, nagradzając ocalałych porcjami narkotyku i pobytem w tajemniczym ogrodzie pełnym hurys i rozkoszy. Dziś wiemy, że pobyt w ogrodzie był jedynie narkotyczną wizją, ale właśnie z relacji pierwszego najsłynniejszego podróżnika skorzystał słoweński pisarz Vladimir Bartol kreśląc swój Alamut. Zanim przejdziemy do samej książki zatrzymajmy się przez chwilę przy samym Bartolu. Pisarz urodził się i dorastał w Trieście, a po jego przyłączeniu do Włoch w Lubljanie. Nie tylko jednak miejsce urodzenia, ale i późniejsze podróże skłoniły Bartola do bacznej obserwacji zmian na arenie międzynarodowej. Lata trzydzieste XX wieku to czas kiedy Europa powoli zmierzała ku dwóm totalitaryzmom, przed którymi pisarz starał się ostrzec sobie współczesnych. Dysponując piórem, jedyną jaką dysponował, aczkolwiek groźną, bronią opisał społeczność rządzoną na sposób wodzwski. Tu nie liczy się dobro jednostki, tu nie liczą się ludzie, pokrewieństwo czy przyjaźń. Idea i religia, tylko to ma jakiekolwiek znaczenie. I właśnie taką społeczność stworzył Hassan ibn Sabbah. Twardy rygor wojskowo religijny panujący w Alamucie, fanatyzm religijny wyznawców i poczucie monopolu na nieomylność. Skąd to nam jest znane? Tworzony oddział bezwzględnych fanatyków, młodych ludzi, którzy nie doświadczyli rozkoszy jaką niesie świat, a raczej jego poznawanie przywołuje wspomnienie nie tylko janczarów, ale i dziecięcych krucjat. Wszystko to jednak, w imię tezy, iż nic nie jest prawdziwe, a wszystko jest dozwolone, stanowi jedynie fasadę. Ciemny lud wszystko kupi, wystarczy dać mu materialne złudzenie, takie wywołujące głód i pragnienie. Wystarczy dać mu ułudę siły, opierającej się na ofiarach fanatyków. Ofiary takie przerażają. Zwolennicy ciekawi są przyczyn, przeciwnicy nie wiedzą jak walczyć z kimś, kto gotów jest ponieść każdą ofiarę. Prawdziwą tragedią jest jednak świadomość zwolenników, iż zostali oszukani. Jednego świadomego przekonać można, można dokonać kolejnej próby manipulacji, ale dziesiątek tysięcy już nie. To prawdziwe zagrożenie tyranii i tego każdy tyran się boi.
Niestety książka przeszła, tuż po jej wydaniu, bez echa. 1938 rok, kto w Europie przejmował się książką słoweńskiego pisarza? Po wojnie również o niej nie pamiętano. Atak na World Trace Center wzbudził zainteresowanie Alamutem, jednak właśnie ten zamach skrzywił spojrzenie na to dzieło. Czytelnicy odczytywali w nim zapowiedź terroryzmu islamskiego, a spojrzenia tego nie skorygowali fani gier komputerowych. I w taki oto sposób pragnienie pewnego Słoweńca, by ostrzec ludzkość przed zagrożeniem fanatyzmu, może po raz kolejny lec w gruzach. Oby nie, bo świat dyktatury jest straszny.
