wydawnictwo Świat książki
Reklama.
O samym Schulzu możemy powiedzieć tylko to, co zostało we wspomnieniach ludzi, którzy go cenili. Zgodnie z planami konferencji w Wannsee Schulz miał zginąć jak wielu innych mniej lub bardziej zasymilowanych, czy też niezasymilowanych europejskich Żydów. Razem z samym Artystą przepadło wiele jego rękopisów, listów i innych dokumentów. Pozostała jednak pamięć ludzka. Jego uczniowie, znajomi, przyjaciele, a wreszcie kobiety, które go otaczały zachowały Go w swojej pamięci. I z tej pamięci, z tego ostatniego źródła korzystał przy pracy nad swą książką Wiesław Budzyński.
Jaki więc był Bruno Schulz? Żyd, który czuł się polskim patriotą, a jednocześnie ponadnarodowy wręcz artysta, który nie może wyzwolić się ze swojej ukochanej prowincji. Na pewno nie był światowcem- rauty, otwarte przestrzenie i tłumy ludzi przerażały go. Człowiek ciepły, roztaczający wokół siebie niepowtarzalny urok, którego nie potrafił wykorzystać dla kariery. Wielbiciel kobiet, a jednocześnie człowiek, który nie potrafił zbudować stałego związku. Czy to wszystkie sprzeczności? Tak naprawdę nigdy nie poznamy do końca Schulza, skoro nawet nie wiemy jak zginął. Czy możemy więc w sposób odpowiedzialny dywagować nad jego skłonnościami seksualnymi, jego fobiami czy związkami z kobietami? Czy możemy wreszcie spekulować na ile platoniczny miał charakter jego romans z Zofia Nałkowską? Czy sam Schulz nie będzie dla nas bardziej interesujący pozostając tajemniczy? Ta polemika z Wiesławem Budzyńskim jest pokrętna. Doceniamy to, co Autor zrobił dla zachowania pamięci o Schulzu, powiedzenia światu jakim był.
Bruno Schulz pisał o świecie, którego już nie ma. Sam Artysta nie ma w swoim mieście nagrobka, nie ma nawet ulicy, nie sposób kupić tam jego książek. I to właściwie jest drugą śmiercią Schulza… Ale czy na pewno? Czy nie patrzy na nas z kart książki Budzyńskiego?