
Świat arabski, arabska kultura, obyczajowość i życie codzienne, wreszcie też relacje damsko-męskie w świecie arabskim. To tematy poruszane przez Emier Khidayer w książce „Życie po arabsku”.
REKLAMA
Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, by cały świat arabski traktować jako jedną całość i żadne różnice nas nie interesują. Arab to Arab, nie dość, że śmierdzi, to jeszcze pomiata kobietami i chce zislamizować cały świat. Nasze zainteresowania światem arabskim ograniczają się do lektury przewodników turystycznych, a nasi znajomi z tego świata to głównie pracownicy kurortów wypoczynkowych w krajach basenu Morza Śródziemnego.
Odrobinę wiedzy o arabskiej obyczajowości i codziennym życiu przemyca nam Autorka „Życia po arabsku”. Sama książka jest pochodną informatora, przewodnika turystycznego, zbioru anegdotek z pobytu w krajach arabskich i publicystyki. Pozornie taki koktajl jest niestrawny, Autorce jednak udało się napisać coś, co czytamy z wielkim zainteresowaniem. Cóż bowiem może być ciekawszego od poznania dnia codziennego ludzi z innej kultury? Dzięki Autorce możemy spędzić święta muzułmańskie wraz z religijnymi arabskimi rodzinami, uczestniczyć w ceremonii małżeństwa, świętować narodziny i obrzezanie dziecka, wreszcie możemy zapoznać się z arabską kuchnią i modą. Całość książki okraszona jest częstym podkreślaniem ułomnej roli kobiety w świecie arabskim. Nic dziwnego- Autorka, sama będąc kobietą wychowywaną w kulturze europejskiej, jest osobą przyzwyczajoną do innych relacji pomiędzy kobietą a mężczyzną, z tego więc względu podkreśla dominację mężczyzny w świecie arabskim, dokonując niestety często niesprawiedliwych ocen.
Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, ze w świecie arabskim kobieta traktowana jest nierzadko jako mówiąca odmiana zwierzęcia domowego. Statystyczny Polak skojarzy Arabkę z kobietą z zasłoniętą twarzą, podległą woli i władzy męża. Bardziej „wykształceni” dodadzą jeszcze do arabskich zwyczajów, występujące najczęściej w Indonezji i Afryce środkowej, obrzezanie kobiet . Na tym nasza wiedza się zamyka. Jednocześnie czujemy się lepsi od tych wstrętnych Arabów, bardziej cywilizowani i traktujący z wielkim szacunkiem kobiety. Tym samym zapominamy, że jeszcze 150 lat temu prawodawstwo angielskie dopuszczało sprzedaż własnej żony, zaś Szwajcaria zakończyła proces przyznawania kobietom prawa wyborczego dopiero w 1990 roku. Nie musimy się jednak posługiwać tak skrajnymi przykładami, by stwierdzić, że nasze poczucie wyższości wobec Arabów jest nieuzasadnione. Wystarczy wyjrzeć na ulicę, porównać płace kobiet z płacą mężczyzn, czy choćby wysłuchać prawicowych publicystów, by zrozumieć, że jesteśmy dopiero w połowie drogi, na którą wkroczyliśmy na przełomie XIX i XX wieku. Jeśli dodatkowo uświadomimy sobie, że na tę drogę społeczności arabskie dopiero wkraczają, to nasze poczucie wyższości legnie w gruzach. Niestety Emire Khidayer zdaje się nie rozumieć tego, dla niej świat arabski jest zły, bo kobietom jest źle, bo muszą zasłaniać włosy i twarze, a jakakolwiek swoboda w ubiorze pociąga za sobą niewybredne zaczepki ze strony mężczyzn. Również i te zarzuty można szybko obalić, jednak chciałbym zwrócić uwagę na ważne spostrzeżenie Autorki. Khidayer zwraca uwagę, że powrót do zasłaniania włosów, twarzy, wreszcie całego ciała występuje w regionach, w których toczą się wojny bądź też mają miejsce niepokoje społeczne. Przed amerykańską inwazją na Irak mieszkanki kraju chodziły z odsłoniętymi włosami i ramionami, z kolei w południowym Jemenie dwadzieścia lat temu kobiety kąpały się w strojach bikini. Właściwy strój w czasach niespokojnych dowodzi przynależności- nosisz chustę jesteś nasz, nie nosisz, jesteś kolaborantem. I tak właśnie należy postrzegać to osławione „powszechne radykalizowanie się społeczeństw arabskich”.
