
Są książki odpowiednie dla nastolatek. Jedna z nich, to Niezbędnik obserwatorów gwiazd i właśnie o niej pisze dziś moja córka Marta.
REKLAMA
Obserwowaliście kiedyś gwiazdy? Te migoczące punkciki na niebie, jaśniejące na czarnym, nocnym niebie? Patrzyliście na nie i zastanawialiście się, jakie mogłoby być wasze życie, gdybyście urodzili się zupełnie gdzieś indziej?
Finley tak. Praktycznie co wieczór razem ze swoją dziewczyną Erin siedzą na dachu jego domu i patrzą w niebo. A gdy już siedzą na tym dachu, to najczęściej milczą, bo Finley prawie wcale się nie odzywa. Dlaczego? Wydaje się, że odpowiedzią jest to, że woli koszykówkę i milczenie.
Finley i Erin wierzą, że kiedyś wydostaną się z Bellmont, miasta, gdzie królują narkotyki, przemoc, gangi i mafia irlandzka. Wydaje się, że mimo wszystko Finley prowadzi całkiem normalne życie. Wszystko miało się zmienić pewnego dnia, gdy trener koszykówki prosi chłopca o nietypową przysługę.
Finley tak. Praktycznie co wieczór razem ze swoją dziewczyną Erin siedzą na dachu jego domu i patrzą w niebo. A gdy już siedzą na tym dachu, to najczęściej milczą, bo Finley prawie wcale się nie odzywa. Dlaczego? Wydaje się, że odpowiedzią jest to, że woli koszykówkę i milczenie.
Finley i Erin wierzą, że kiedyś wydostaną się z Bellmont, miasta, gdzie królują narkotyki, przemoc, gangi i mafia irlandzka. Wydaje się, że mimo wszystko Finley prowadzi całkiem normalne życie. Wszystko miało się zmienić pewnego dnia, gdy trener koszykówki prosi chłopca o nietypową przysługę.
Przyznam się, że „Niezbędnik obserwatorów gwiazd” to moje pierwsze spotkanie z Matthew Quickiem. Nie czytałam, ani nie oglądałam „Poradnika pozytywnego myślenia”. I teraz trochę tego żałuję. Matthew Quick pisze bowiem pogodnie, nawet jeśli tematy są trudne i przygnębiające. Jego bohaterowie w nietypowy sposób radzą sobie z przeciwnościami losu.
Książka jest smutna, to trzeba przyznać. Wiele przy niej płakałam, ale myślę, że dla tej nadziei, którą daje i dla tego szczęśliwego zakończenia, warto było uronić tyle łez.
Książka jest smutna, to trzeba przyznać. Wiele przy niej płakałam, ale myślę, że dla tej nadziei, którą daje i dla tego szczęśliwego zakończenia, warto było uronić tyle łez.
Marta Kraszewska
