wydawnictwo czytelnik- za zgodą wydawnictwa

"Błaznem jest ten, kto odtrąca uciechy, jakich natura mu dostarcza. Nie trzeba ani gonić za nimi, ani od nich uciekać - trzeba je przyjmować." "Każdy z nas czasem mówi głupstwa. Nieznośne są tylko głupstwa wygłaszane uroczyście." Michel de Montaigne

REKLAMA
Okazją do napisania przez Stefana Bratkowskiego eseju historycznego o wybitnym francuskim pisarzu i myślicielu stałą się myśl Montaigne o przytuleniu Polaka, stawiając wyżej moralne pobratymstwo narodów nad więzami wewnątrz narodowymi. Sama ta myśl brzmi nam, żyjącym na początku XXI wieku dziwnie znajomo. Wszak idea „spójności powszechnej i ogólnej” , zapomniana w okresie powstawania ruchów nacjonalistycznych, odrodziła się w formie idei zjednoczonej Europy. Montaigne jest więc bliski wszystkim euro entuzjastom. Wróćmy jednak do samej książki- Bratkowski nie byłby sobą, gdyby do wybranego przez siebie tematu podszedł połowicznie. Już z pierwszych stron książki uderza Czytelnika wnikliwa analiza i bogactwo materiałów źródłowych, a sam styl pisania tworzy trudną do podrobienia aurę wieczornych opowieści przy kominku. Nic dziwnego- Autor pracował nad tą książką, zbierając materiały, analizując je i w końcu pisząc przez 30 lat.
Myliłby się jednak ten, kto uznałby „W drodze do Montaigne” kolejną biografią genialnego Francuza. Bratkowski idzie dalej. Książka staje się obrazem XVI wiecznej Polski i Francji. Polska, która jest rajem ludzi wolnych i wolność miłujących stała się celem nigdy nie odbytej podróży francuskiego myśliciela, który obserwując wypadki w swej ojczyźnie musiał widzieć zalety mocarstwa, jakim rzeczywiście była w tym czasie Polska. A było się czym interesować- kraj, w którym szlachcic depcze monstrancję, a głowa panująca uznaje, że Bóg, jeśli rzeczywiście czuje się urażony gromem może cisnąć w bluźniercę. Kraj, w którym szlachta poważnie myśli o nałożeniu podatków na dobra kościelne i nikt nie twierdzi, że to ataki na kościół i laicyzacja społeczeństwa. Wreszcie kraj, w którym kilkunastu szlachciców uwalnia oskarżonego przed trybunałem biskupim szewca, wiedząc, że jeśli pozwolą dziś skazać szewca, to za lat kilka sami mogą być skazani. Była więc Polska krajem wolności religijnej, wolności myśli, przekonań, krajem, w którym nawet nam współcześni chcieliby mieszkać.
Zastanówmy się nad tą naszą polską przeszłością dzisiaj, kiedy sama myśl o zmianie zasad finansowania kościoła postrzegana jest jako atak, zaś paragraf o obrazie uczuć religijnych narzędziem cenzury.