Marco Melgrati, "Femme Fatale"
Marco Melgrati, "Femme Fatale"

- „Zabiłam tych mężczyzn i bez mrugnięcia okiem ich okradłam i dziś zrobiłabym to samo”. Kobiety modliszki roztaczają swój urok nienachalnie. Często wręcz nie są piękne, lecz wabią skromnością, pozorną ufnością, wizją szybkiego zaspokojenia męskich potrzeb. Nie muszą też zabijać, by skrzywdzić. Czasem zabawa żywą ofiarą jest dotkliwsza i bardziej bolesna.

REKLAMA
LEGENDARNA SŁABA PŁEĆ
Słaba płeć? Kobiety zabijały i zabijają z namiętności, z zazdrości i z miłości. Jednak bądźmy szczerzy mordują również dla zysku, planując zbrodnie w szczegółach. Tak naprawdę rzadko zabijają w przypływie szału, ze złamanym sercem, w tak zwanym afekcie, który to obraz najczęściej serwuje nam popkultura. Przylgnęło również do kobiet, że od wieków posługiwały się głównie trucizną, podstępną, acz skuteczną metodą, najprostszą w zastosowaniu dla słabej płci. Kolejny mit! Poniżej znajdziecie kilka przykładów, w których w kobiecych dłoniach obok trucizny pojawi się rewolwer, pistolet i siekiera.
Przypadki morderczych kobiet zawsze wywoływały tak zwane święte oburzenie, częściej trafiały na pierwsze strony gazet, bo mężczyznom, wybaczcie sformułowanie, wypadało zabijać, panie zaś w opinii publicznej, zostały stworzone do dawania życia, a nie odbierania go. Oczekiwano od nich, że będą łagodne, posłuszne, delikatne oraz wykluczano złe intencje u tak kruchych istot, które mdleją z powodu zbyt silnych emocji! Dlatego władze, niezależnie od kraju, starały się ułaskawiać kobiety skazane na karę śmierci, bywało, że w dramatycznych okolicznościach, w ostatniej chwili. Wieszano czy ścinano je niezwykle rzadko i raczej z ostateczności, dla przykładu. Większości zamieniano stryczek na dożywotnie więzienie.
logo
Joséphine-Éléonore-Marie-Pauline de Galard de Brassac de Béarn (1825-1860), Princesse de Broglie, 1851-53. autor oryginalnego obrazu: Jean-Auguste-Dominique Ingres
PODSTĘPNE i MŚCIWE… Z NATURY
W XIX wieku uważano, że kobieta-zbrodniarka dziedziczy swoje cechy, jest zła z natury i urodzenia. Mściwa, zazdrosna, kłamliwa, okrutna i rozpustna mogła być tylko ta, której przekazano w genach przypisywane zwykle mężczyznom cechy. Słynny włoski lekarz więzienny i psychiatra Cesare Lombroso uważał, że skłonność do zła mamy wypisaną dosłownie na twarzach. Opracował rysopisy osób, które na pewno dokonały lub dokonają przestępstwa w swoim życiu. Panie skłonne do zła według Lombroso zdradzają masywne rysy twarzy, kwadratowa szczęka, wydatne policzki, cienkie wargi, meszek na twarzy, zewnętrznie przypominają po prostu mężczyzn.
Na początku XX wieku Zygmunt Freud dorzucił swoje trzy grosze do psychologicznego wizerunku zbrodniarki. Upatrywał przyczyn przestępstw popełnionych przez kobiety we frustracji, że nie posiadają one… penisa. Paskudna zazdrość, złość na biologiczną kastrację prowadziła je na drogę zła.
Te niedorzeczne z dzisiejszego punktu widzenia opinie nie zmieniają faktu, że kobiety potrafią mamić niczym modliszki i zabijać z zimną krwią, niezależnie od pochodzenia i wyglądu.
OD ZAZDROŚCI DO MORDERSTWA
Pierwsza historia, na rozbieg opowieści o morderczych kobietach, jest wręcz komiczna. Miejsca i czas akcji: Hłuboczek Wielki koło Tarnopola, rok 1932. 31-letnia Julja (pisownia przedwojenna) była niezwykle zazdrosna o swego małżonka. Było to o tyle dziwne, że mąż jej, Jan Pitak, weteran wojny polsko-bolszewickiej, nie posiadał obu rąk, stracił je w walce i zapewne byłoby to przeszkodą w takim prowadzeniu się, jakie sugerowała mu żona. Nie przeszkadzało to jednak temperamentnej Julii w gnębieniu męża, dzień w dzień zatruwała nieszczęsnemu facetowi życie. W końcu straciła cierpliwość do własnych urojeń. Przygotowała się do ataku na Jana, pozamykała drzwi i okna, by nie mógł wołać o pomoc, chwyciła za siekierę i walnęła nią w głowę męża dwa razy. Okazało się, że jednak nie dała rady go zabić, lecz jedynie pozbawiła przytomności, którą odzyskał na szczęście w szpitalu. W domu też zapanował spokój, bo Julia trafiła za kratki. I zapewne potraficie sobie wyobrazić, że w więzieniu zadręczała się wizjami, jak to teraz słomiany wdowiec, jej mąż, korzysta z wolności.
Rok wcześniej wydarzyła się historia, która miała bardziej krwawy koniec. Bohaterka afery, księżna, a właściwie księżniczka Zyta Woroniecka pochodziła z arystokratycznej, acz zubożałej rodziny. Jej pierwsze małżeństwo, zawarte z miłości romantycznej i durnej, było mezaliansem. Inżynier, któremu oddała ciało, duszę i rękę, nieakceptowany przez jej rodzinę, okazał się łowcą posagów. Zyta opuściła go natychmiast jak tylko upomniał się o pieniądze i przestał udawać otumanionego miłością mężczyznę jej życia. W drodze do nowej pracy poznała w pociągu do Warszawy sympatycznego pana Dudzińskiego, pracownika firmy Brunona Boya. Nie wiedziała, że w ten sposób wpadła w sidła kolejnego łowcy posagów. Dudziński przedstawił jej swojego pracodawcę jako niemal anioła. W rzeczywistości Boy, rozwiedziony 40-latek na skraju bankructwa, uznał, że jedynym sposobem zdobycia pieniędzy będzie ożenek z bogatą panną. Wraz z Dudzińskim doszli do wniosku, że Zyta nadaje się do tej roli idealnie. Jeszcze nie wiedział, że dziewczyna nie była tak bogata, jak wskazywałyby na to jej koneksje i nazwisko. Nie była nawet ładna według ówczesnych kanonów piękna, ani też specjalnie inteligentna. Lombroso znalazłby potwierdzenie swoich teorii w jej twarzy! Za to buzowały w Zycie emocje, czego żaden z mężczyzn nie docenił. A na pewno nie Bruno, z którym przed ślubem, już jako narzeczona, zamieszkała. Kiedy tylko się zorientował, że z posagu nici, wrócił do dawnego hulaszczego trybu życia. Uwodził, bawił się, w końcu przygarnął nową narzeczoną, niejaką Dzidzię. O niej też opowiadał Zycie. Woroniecka za nimi chodziła, śledziła ich wyjścia w miasto, robiła karczemne awantury przy ludziach i dalej tkwiła w chorym związku. W końcu puściły jej nerwy i zastrzeliła ukochanego z rewolweru pewnego listopadowego poranka. Siedem kul dosięgło Boya. Owszem widział, że Zyta bierze do ręki rewolwer, ale zdaje się zlekceważył jej zamiary, zapewne myśląc, że sama się postrzeli, o ile nie spudłuje. Spokojnie zapinał spinki przy mankietach koszuli, gdy Zycie przysłowiowa żyłka pękła, wystrzeliła i nie przestała strzelać, póki nie opróżniła bębenka. Skazano ją na trzy lata twierdzy (twierdza była wówczas więzieniem dla dobrze urodzonych, o złagodzonym rygorze). Warto wspomnieć, że prokuratorzy, ale i media w trakcie procesu, zarzucały jej wampiryzm i wysysanie energii z biednego Brunona! Podobno oczekiwała od niego stosunków seksualnych aż… dwa razy w tygodniu! Biedny Bruno.
logo
Zyta Woroniecka, bohaterka artykułu na łamach "Tajnego Detektywa".

CHCIWA MODLISZKA
W historii Aileen Wuornos, najsłynniejszej morderczyni na świecie, w której postać wcieliła się z Oscarowym efektem Charlize Theron w filmie „Monster”, nie ma nic zabawnego. Wournos pracowała jako prostytutka przy autostradzie stanowej nr 75 na Florydzie i w ciągu roku zastrzeliła co najmniej siedmiu mężczyzn, wabiąc ich niczym prawdziwa modliszka wizją taniej i dyskretnej usługi seksualnej. Zazwyczaj dokonywała zbrodni w samochodach ofiar, a potem okradała je z mniej i bardziej wartościowych rzeczy. Zwłoki porzucała w pobliżu drogi. Wpadła właśnie przez kradzione fanty, które zastawiała wraz ze swoją kochanką w lombardach. Dzięki temu w miarę szybko wytropiła ją policja.
logo
Aileen Wuornos

Aileen otrzymała 6 wyroków śmierci. Sama zrezygnowała z apelacji i zwolniła adwokatów. „Zabiłam tych mężczyzn i bez mrugnięcia okiem ich okradłam i dziś zrobiłabym to samo”- napisała. Miała szalenie nieszczęśliwe dzieciństwo. Ojciec, oskarżony o gwałt na dziecku, powiesił się. Matka porzuciła ją i jej brata. Gwałcona jako nastolatka, jako 14-latka urodziła dziecko, które jej odebrano i przekazano do adopcji. Później staczała się coraz bardziej, aż wylądowała jako przydrożna prostytutka.
W październiku 2002 roku otrzymała śmiertelny zastrzyk. Miała 46 lat. Podczas procesu jej partnerka zeznawała przeciwko niej.
WALENTYNKA I BEZGŁOWE ZWŁOKI
Czegóż się nie robi z miłości, prawda? Można nawet zabić dla ukochanego.
Znów przeskakujemy w czasie. Mamy rok 1980. Aktorka Veronica Compton wysłała do więźnia Kennetha Bianchiego (seryjny morderca, połowa morderczego duetu Dusicieli z Hillside) tekst swojej sztuki, do recenzji. Bohaterką dramatu uczyniła seryjną zabójczynię i oczekiwała fachowych uwag ze strony mordercy kobiet. Wkrótce korespondencja między Veronicą i Kennethem nabrała innego charakteru. 24-latka zakochała się w skazańcu! A on chciał to wykorzystać. Podczas jednego z widzeń przekazał jej próbkę swojej spermy w gumowej rękawiczce. Dziewczyna miała udusić przypadkową kobietę, zostawić na jej zwłokach spermę i w ten sposób wprowadzić śledczych w błąd, a być może doprowadzić do uwolnienia Kennetha. Na szczęście Compton dość nieudolnie zabrała się do realizacji planu, choć przygotowała się dobrze. Weszła w bliższy kontakt ze świeżo poznaną 26-latką, następnie zaprosiła ją do motelu, gdzie się zatrzymała i gdzie planowała pozbawić ją życia przez uduszenie. Młoda kobieta wyswobodziła się jednak z więzów i udało jej się umknąć. Po pościgu złapano Compton na lotnisku. Trafiła do więzienia, skazano ją za usiłowanie morderstwa.
Czemu Veronica znalazła się pośród modliszek? Już za kratami porzuciła Kennetha, inny morderca zwrócił jej uwagę. Douglas Daniel Clark skazany na karę śmierci wysłał jej romantyczną Walentynkę – zdjęcie jednej ze swoich ofiar, czyli kobiece zwłoki pozbawione głowy. W ten „uroczy” sposób nawiązała się relacja, która trwała 8 lat.
Kenneth Bianchi odsiaduje dożywocie, Douglas Clark czeka dalej w celi śmierci, a Compton wyszła na wolność w 2003 roku. Trzeba przyznać, że poświęciła im kawał życia, najlepsze lata. Ciekawe, co robi teraz, czy wciąż szuka miłości wśród osadzonych. Na pewno wykorzystywała ich do swoich niezdrowych fantazji. Zresztą za kratami romansowała nie tylko z tymi dwoma więźniami. Wśród jej adoratorów, których sama sobie dobierała, znalazł się również pewien nekrofil. Potrafiła bawić się uczuciami (o ile takowe mieli) jednych z najokrutniejszych morderców w Stanach, do czego sama się przyznawała.
WYŁĄCZNIE POWAŻNE OFERTY
Na finał – przystojna wdowa, znana później jako „Pani Sinobrody”.
Belle Gunnes urodziła się w 1859 roku w Norwegii.
Zamordowała 28 mężczyzn. Choć może było ich aż 40. A nawet 70.
Około 1880 roku przybyła do USA i tam rozpoczęła makabrycznie ciekawe życie. Pierwszy mąż zmarł po zażyciu „proszku” (czytaj arszeniku) mającego pomóc na przeziębienie, podanego przez troskliwą żonę. Z ich czwórki dzieci przeżyło tylko dwoje, pozostała dwójka zmarła na „ostre zapalenie okrężnicy”, czyli najprawdopodobniej zostały otrute przez matkę. Mąż i dzieci, a także ich cukiernia, która spłonęła (i dom również), wszystko zostało ubezpieczone. Beneficjentką była Belle.
Doświadczona przez los wdowa wyprowadziła się na wieś. Tam szybko wyszła za kolejnego faceta, zamożnego gospodarza z dzieckiem. Mężczyzna i jego córka wkrótce zmarli. W tym mąż w dość ciekawy sposób – spadła mu maszynka do mięsa na głowę. Obrażenia czaszki doprowadziły do zgonu. Czy trzeba dodawać, że pasierbica i drugi mąż byli ubezpieczeni…?
logo
Belle Gunnes

Dwukrotna wdowa zaczęła zamieszczać ogłoszenia w gazetach: „Zamożna, przystojna wdowa. Młoda. Właścicielka dużej farmy. Pozna zamożnego pana o wytrawnym guście w celu matrymonialnym. Wyłącznie poważne oferty”. By uniknąć naciągaczy (!) nakazywała wybranym mężczyznom, by stawili się na jej farmie zaopatrzeni w 500 dolarów. O naiwności! Przyjeżdżali i przywozili pieniądze. I dokonywali żywota zarąbani siekierą podczas snu, a ich bezgłowe ciała lądowały w chlewie. Historia kończy się w roku 1908, kiedy to farma Belle spłonęła. W zgliszczach odnaleziono zwłoki trójki jej dzieci oraz ciało kobiety bez głowy. Z ruin zaczęto jednak wydobywać coraz więcej szczątków, niedoszłych narzeczonych Gunnes.
Historia nie ma umoralniającego finału. Wiele wskazuje na to, że Belle zwiała, a bezgłowe zwłoki należały do przypadkowej ofiary, która miała udawać martwą gospodynię.
Jej okrucieństwo i zimna kalkulacja przerażają do dziś. Tu nie ma mowy o afekcie, emocjach. Zbrodnie planowała na zimno i precyzyjnie zgodnie z planem pozbawiała kolejne osoby życia, w tym własne dzieci.
Kobiety dając się porwać zazdrości, wygórowanym oczekiwaniom, chciwości, zemście i fantazjom są zdolne do najgorszych, najokrutniejszych czynów. Prawdziwa modliszka przy nich to słaby zawodnik.
Na szczęście tylko nieliczne spośród pań mordują czy przejawiają fizyczne okrucieństwo. Tak przynajmniej pokazują policyjne statystyki. A może po prostu kobiety nie dają się tak łatwo złapać i potrafią umiejętnie zacierać ślady jak Belle Gunnes.