Robert Korzeniowski - Polski lekkoatleta, chodziarz, wielokrotny mistrz olimpijski, świata i Europy, uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich sportowców w historii
Boston i jego ofiary od wczoraj szokują i przypominają, w jak bardzo podłym i nieobliczalnym świecie żyjemy. Przed nieco ponad tygodniem cieszyłem się wraz z przedstawicielami 115 krajów świata wspólnym finiszem w Paryskim Maratonie. Być może wśród tych ponad stu nacji byli rodacy tych, którzy wczoraj w Bostonie targnęli się na święty symbol nowożytnego olimpizmu.
Postanowili zaatakować radość, optymizm, wręcz symboliczny bieg reprezentantów rożnych narodów i religii w tym samym kierunku i pod tym samym sportowym szyldem. Czy my, ludzkość nie zasługujemy już nawet na takie skrawki normalności i współdziałania jak najtańsza, najbardziej powszechna i zrozumiała forma uprawiania sportu?
Mimo wojennej retoryki i prężenia koreańskich muskułów, w ostatnią niedziele 600 maratończyków pobiegło nawet w Phenianie, ale by nie lękać się o własną skórę i życie naszych dzieci wcale nie musimy kusić losu w kraju dynastii Kim. Piekło jest gdzieś tuż za rogiem...