Prawdziwym i największym bohaterem dnia na lekkoatletycznych mistrzostwach świata w Moskwie był prezydent Władimir Putin. Wraz z nim, jak do hymnu, wstał cały stadion, by dokonać uroczystego otwarcia mistrzostw. Obecność prezydenta Rosji nadała rangi wydarzeniu, które w Moskwie było kompletnie niezauważone.
Robert Korzeniowski - Polski lekkoatleta, chodziarz, wielokrotny mistrz olimpijski, świata i Europy, uznawany za jednego z najwybitniejszych polskich sportowców w historii
Pierwsze medale lekkoatletycznych mistrzostw świata w Moskwie rozdane. Mamy za sobą fantastyczny bieg na 10 000 m Mo Faraha, w którym wszystkim swoim rywalom udzielił lekcji trzymania nerwów na wodzy, by - biegnąc pod koniec i w środku stawki przez większość dystansu - znokautować ich na ostatnim okrążeniu. Mo Fa był już bohaterem londyńskich igrzysk, gdzie obok Davida Rudishy z Kenii pozostał niestety w cieniu Bolta, ale wczoraj pokazał, że należą mu się na pewno nie mniejsze honory niż najszybszemu człowiekowi świata. Bolt, oczywiście, startując w kwalifikacjach do półfinału, samym pojawieniem się na bieżni wprawił publikę w stan wibracji i zdrowego, kibicowskiego podniecenia.
Prawdziwym i największym bohaterem dnia, choć nie stawał ani w blokach startowych, ani nie odbierał medalu, był prezydent Władimir Putin, który stanął na trybunie honorowej. Wraz z nim z miejsc, jak do hymnu, wstał cały stadion, by dokonać uroczystego otwarcia mistrzostw.
Obecność prezydenta Federacji Rosyjskiej nadała rangi wydarzeniu, które choć jest czwartą, co do wielkości, imprezą sportową na świecie, to jednak w samej Moskwie do wczoraj było kompletnie niezauważone. Kto pamięta Warszawę w trakcie finałów UEFA Euro 2012, czy był w strefach kibiców w innych polskich miastach i spodziewa się, że na Placu Teatralnym bądź pod samym Kremlem, znajdziemy choćby informację o mistrzostwach lub ludzi bawiących się, w Moskwie by się zawiódł.
Moskwa żyje swoim życiem, zupełnie obok mistrzostw. Stadion jest wypełniony w połowie, a najważniejsze sportowe wydarzenia, jakich się tutaj oczekuje, to przyszłoroczne igrzyska w Soczi i piłkarski mundial w 2018 roku. Może zatem dzięki wczorajszemu namaszczeniu lekkoatletycznego czempionatu przez samego Putina, doczekamy się Mazurka Dąbrowskiego na pękających w szwach Łużnikach.
Na razie naszym idzie nieźle. Faworyci do finałów nie zawodzą. Kolejni ruszają do boju. I chociaż, całe szczęście, nie ma już tutaj potrzeby spektakularnych gestów a'la Kozakiewicz, to jednak wciąż potrzebujemy błyskotliwych sukcesów, na co bardzo liczę. A więc Małachowski tryumfujący niczym Farah, Lewandowski ramię w ramię z Borzakowskim, a Anita Włodarczyk patrząca z pierwszego stopnia podium na Łysenko. Ja jestem za i mam nadzieję, że nasi mistrzowie nie przestraszą się własnej wielkości.