4.89 to będą chyba trzy cyfry, które Elena Isinbayeva będzie pamiętała lepiej od tego ile wynosi jej własny rekord świata. Wiem, że dziś powinienem najwięcej uwagi poświęcić znów NASZYM, ale gdy na sportową emeryturę, w takim stylu, odchodzi Caryca Tyczki, to po prostu nie umiem.
REKLAMA
Elena nadawała sensu medalom zdobywanym przez nasze mistrzynie, czyli Monikę Pyrek i Anie Rogowską. Dziś Monika cieszy się nowo narodzonym synem, a Ania smuci swoją absencją w finale. Chciałbym by kiedykolwiek start naszego sportowca wzbudzał takie emocje na świecie, jak te które również na stadionie Orła w Warszawie, czy na Łuczniczce w Bydgoszczy serwowała nam piękna Rosjanka. Póki co nie narzekam na dreszcze jakich dostarczyli mi nasi dotychczasowi medaliści, ale i finaliści.
Marcinowi Lewandowskiemu wciąż życzę medalu, ale przecież to czwarte miejsce jest kolejnym wielkim sukcesem najlepiej na świecie sklasyfikowanego Europejczyka. A Małachowski? Wysłuchał hymnu granego dla Fajdka, ale pięknie walczył o własny tytuł z najgroźniejszym rywalem jakim wciąż jest Harting. Dzięki Niemcowi i tak fenomenalnej rywalizacji ta przegrana Piotra ma szczególny wymiar. Tu bowiem nie wstyd przegrać, kiedy daje się z siebie wszystko a za rywala ma się kogoś równie mocnego. Ci dwaj Supermeni tworzą już historie lekkiej atletyki, bo przy całym dopingowym brudzie są przewidywalni i wciąż najlepsi. Mimo wszystko to oczywiście naszemu Piotrowi Wielkiemu , życzę kiedyś, oby jak najpóźniej, takiego finału Kariery jak Carycy Elenie. Szkoda, że nie na naszym Stadionie Narodowym, ale brak jakiegokolwiek spełniającego światowe standardy stadionu w Polsce, to już temat na inną opowieść.
