- Obraniak najzwyczajniej w świecie nie przyłożył się do nauki języka polskiego, a miał na to naprawdę sporo czasu. Trzeba mieć sporo samozaparcia, aby nauczyć się naszego języka. Tego Obraniakowi zabrakło - mówi Maciej Chorążyk, koordynator skautingu w PZPN.
"Jesteś tak dobry, jak głośno gwiżdżą na Ciebie kibice rywala" - usłyszał kiedyś jeden z piłkarzy. Komentować wydarzenia w futbolu też nie jest łatwo. A niech gwiżdżą!
Można nazwać cię człowiekiem „starego układu”?
Nie. Absolutnie nie... Teraz mam dużo większe pole do popisu, niż za poprzednich władz. Pojawił się Marek Koźmiński i dzięki niemu sekcja zaczęła żyć na nowo. A doszło już do takiego kuriozum, że przez dwa lata nie byłem za granicą, co przy moim stanowisku i tym czym się zajmuję jest niewytłumaczalnym zjawiskiem.
Zbigniew Boniek jest trzecim prezesem z którym współpracujesz.
Ja nie mam zbyt bliskiego kontaktu z kolejnymi prezesami. Sześć lat temu zamieniłem tylko kilka zdań, na samym początku działalności, z Michałem Listkiewiczem. Chodziło o to, aby poparł projekt i podpiął go pod działalność PZPN-u. To wszystko.
Działalność jest prowadzona pod szyldem PZPN-u, a pieniędzy na nią podobno ciągle brakuje.
Teraz pojawił się już budżet, z którego możemy korzystać jako sekcja. Mamy pieniądze, aby zorganizować spotkanie młodych polskich talentów w Kolonii, mamy kasę na wyjazdy do Anglii, Francji, itp. Mimo wszystko cały czas staram się o zwroty dla skautów, ponieważ oni w dalszym ciągu pracują charytatywnie, czyli za darmo. Chciałbym, aby mieli zwracane koszty za telefony, czy przejazdy. Wydaje mi się, że wszystko jest na jak najlepszej drodze, aby te zwroty się pojawiły.
Ale chyba działacie obecnie trochę z mniejszą „parą”, niż wcześniej? Mniej was w mediach.
Temat jest już w mediach dosyć „oklepany”, więc pod tym względem mam spokój. Zainteresowanie dziennikarzy nie jest aż tak wielkie, jak na samym początku i dzięki temu mogę skupić się w pełni na swoich obowiązkach.
Podobno jesteś bardziej popularny w Niemczech, niż w Polsce?
(śmiech) Wiem do czego pijesz. Swego czasu niemiecki „Kicker” nazwał nas „kłusownikami”. Nie jest tak, że stajemy na drodze jakiegoś zawodnika i na siłę zabraniamy mu występów w reprezentacji Niemiec. Nasi skauci nigdy nie mieli problemów, aby obejrzeć mecz w lidze niemieckiej. Wręcz przeciwnie! Kluby w Niemczech zdają sobie sprawę, że mając w swoich barwach reprezentanta, czy to Polski, czy Niemiec ich renoma wzrasta.
Jednym z pierwszych ex-reprezentantów Niemiec przechwyconym przez was był Sebastian Tyrała. Wtedy traktowaliście to jak wielki sukces. Jak oceniacie to dziś?
To był sukces marketingowy. Pamiętajmy, że wówczas ciągnęła się za nami sprawa „utraconych” Klose i Podolskiego. Sebastian Tyrała? Wówczas był ogromnym sukcesem. Pamiętamy, że był etatowym reprezentantem niemieckich młodzieżówek. On wtedy miał status gwiazdy. To jak potoczyła się jego kariera, czyli te wiele kontuzji, na to niestety nie mieliśmy wpływu. Takie jest życie piłkarza. Z perspektywy czasu, patrzymy na to w ten sposób, że do gry w reprezentacji Polski można przekonać nawet byłego reprezentanta Niemiec.
Jakiś czas później pojawiła się sprawa z Ludovikiem Obraniakiem, którego sprawę odnośnie polskiego paszportu pilotowałeś od początku do końca. Teraz Obraniak najzwyczajniej w świecie „wypina się” na polską kadrę.
Nie chcę komentować tej sytuacji, ponieważ nie mam pojęcia, jak to wszystko wyglądało „od środka”. Jakiś impuls zmusił go do podjęcia takiej decyzji. Ja po „znalezieniu” zawodnika nie utrzymuję z nim już dłużej kontaktu. Nie dzwonimy do siebie, nie jesteśmy przyjaciółmi. Do momentu otrzymania paszportu, kiedy miałem z nim kontakt, wszystko wyglądało naprawdę bardzo dobrze.
Nie dało się wyczuć, że może ten paszport potrzebny jest mu tylko i wyłącznie do wypromowania swojej osoby?
Absolutnie nie. Mogę wręcz powiedzieć, że to Obraniak zabiegał bardziej o polski paszport, niż my o niego. Spędzał naprawdę długie godziny i dni na kompletowaniu potrzebnych dokumentów. A to nie są proste sprawy. Mógł sobie darować i machnąć na to ręką, a on parł do przodu i naprawdę bardzo mu na tym wszystkim zależało.
Na nauce języka polskiego, aż tak mu już nie zależało...
Ja zawsze patrzę na to w taki sposób, że jeżeli ktoś ma polskie korzenie, a urodził się w Anglii, Brazylii, Francji, czy jeszcze gdzieś indziej, ale ma polskie papiery, to dlaczego mamy mu zabronić być Polakiem? Przecież taka osoba ma takie samo prawo reprezentować Polskę, jak osoba urodzona na terytorium naszego kraju. Język? Ile mamy klubów na świecie, gdzie na boisku zawodnicy porozumiewają się w sześciu językach, a i tak świetnie rozumieją się na placu gry. Nie ukrywam jednak, że Obraniak najzwyczajniej w świecie nie przyłożył się do nauki języka polskiego, a miał na to naprawdę sporo czasu. Trzeba mieć sporo samozaparcia, aby nauczyć się naszego języka. Tego Obraniakowi zabrakło.
Określenie „farbowany lis” pewnie także nie sprzyja zaadaptowaniu się w naszej kadrze zawodnikom urodzonym poza granicami naszego kraju?
Jest to bardzo niesprawiedliwe określenie względem chłopaków, którzy polską kadrę mają w sercu. Przyjeżdża 15-latek urodzony w Niemczech na mecz młodzieżowej reprezentacji Polski i od razu atakowany jest takim określeniem. Jest to bardzo nie fair...
Stąd wzięła się także opinia, że pierwsza reprezentacja, nie jest reprezentacją Polski, a reprezentacją PZPN-u...
Źle stało się, że kilku zawodników urodzonych poza granicami Polski, szturmem przebiło się do pierwszej reprezentacji. Kibice zdawali sobie sprawę, że w kadrze pojawiło się kilku zawodników, którzy wcześniej nie chcieli słyszeć o reprezentowaniu naszego kraju, a w pewnym momencie zupełnie zmienili jednak zdanie. Ta szala przechyliła się na niekorzystny odbiór tych piłkarzy. Mimo wszystko nie rozumiem tego, jak reprezentację Polski można nazwać reprezentacją PZPN-u. To jest w ogóle jakiś absurd. Nie chce się tego nawet komentować.
A czy trudno jest przekonać piłkarzy z polskimi korzeniami do reprezentowania naszego kraju?
Nie, a wiesz dlaczego? Bo to oni przeważnie zgłaszają się do nas z chęcią reprezentowania Polski. Najpierw musi wypłynąć od takiego zawodnika chęć gry dla Polski, a dopiero później przechodzimy do etapu załatwiania niezbędnych formalności, czy też sprawdzenia takiego piłkarza...
Laurenta Koscielnego chcieliście przekonać do gry z orzełkiem na piersi, wręczając mu polski proporczyk...
W jednym czasie, jeden z naszych ludzi, spotkał się z Kołodziejczakiem, Perquisem i Koscielnym. Wręczył im kilka gadżetów promujących polską piłkę, m.in. właśnie proporczyki. Kołodziejczak powiedział wówczas, że jest mile zaskoczony, na pewno to przemyśli, ale w tej chwili gra dla Francji. Perquis od samego początku był na tak. Damien był mega podjarany tym wszystkim. Z naszym skautem spędził wtedy cały dzień. A Koscielny? Z nim była identyczna sytuacja, jak z Perquisem. On również powiedział „tak”. Niestety miesiąc, czy dwa miesiące później trafił do Arsenalu, a tam Arsene Wenger wybił mu z głowy grę w koszulce z orłem na piersi...
Ale przekonywać go do gry w reprezentacji Polski proporczykiem?
A co? Mieliśmy mu kasę dać?
Nie chodzi o kasę. Jeżeli w klubie chcą jakiegoś piłkarza, to wcześniej pokazuje mu się stadion, zaprasza na mecz...
My takie chęci też zgłaszaliśmy, ale ze strony związku nie było w ogóle takiego tematu. Powiem tak – Niemcy jeżeli chcą przekonać zawodnika do gry w swoich narodowych barwach, to wykupują takiemu piłkarzowi i jego rodzinie wczasy nad Morzem Śródziemnym... My tak nie robimy. My chcemy, aby to piłkarz sam wyrażał chęć gry dla Polski, a nie był przekonywany do tego rzeczami materialnymi. Tu nie Katar, tu Polska.
Ilu piłkarzy miesięcznie zgłasza się do was z chęcią gry w biało- czerwonych barwach?
Bywa, że przez dwa tygodnie nie zgłosi się nikt, a bywa, że w ciągu dnia zgłosi się pięciu. Naprawdę ciężko to określić. To nie jest huragan zgłoszeń. To są już konkrety. Przeważnie są to zawodnicy z mniejszych klubów, choć niejednokrotnie przewyższają swoimi umiejętnościami zawodników z markowych zespołów.
Nie wierzę jednak, że nie zdarzają się wam jakieś ciekawe, czy też śmieszne "okazy"?
Dostaję różne zgłoszenia. Swego czasu napisał do mnie człowiek, który polecał piłkarza do kadry. Napisał mniej więcej coś takiego, że ma chłopaka, który spokojnie nadawałby się do reprezentacji U-16, ponieważ widział go w zawodach parafialnych w biegu na orientację przez las. Podobno zajął drugie miejsce, ale ten człowiek po tym, jak on biegł wiedział, że będzie z niego znakomity piłkarz.
Trener Franciszek Smuda potrafi poznać dobrego piłkarza po tym, jak wchodzi po schodach...
(śmiech). Bardzo podobna sytuacja. Innym ciekawym przypadkiem było to, kiedy napisał do nas chłopak z Niemiec. Pisał, że jest bardzo dobrym bramkarzem, że gra w jednej z niemieckich szkół i chciałby zostać sprawdzony przez nasz sztab. Sprawdzałem informacje na jego temat, ale okazało się, że chłopak nie występuje w żadnym klubie. Gra tylko w szkolnej drużynie. Po jakimś czasie otrzymałem od niego drugą wiadomość, że jeżeli mamy dobrego bramkarza, to on nie widzi problemu i spokojnie może grać w polu.
Widać, że piłkarze garną się do reprezentowania Polski...
Jeżeli mogę w jakiś sposób zareklamować, to powiem z doświadczenia, że nie ma większej przyjemności, dla tych chłopaków, niż założenie koszulki z orłem na piersi. Chłopcy urodzeni poza granicami naszego kraju, występami w koszulce reprezentacji Polski, żyją bardziej, niż ci urodzeni na terytorium naszego kraju.
Słyszałem nawet, że jeden z piłkarzy, po takim zgrupowaniu, kazał sobie przemalować pokój na biało-czerwono.
Zgadza się. Inny chłopak zamęczał swojego dziadka, aby ten nauczył go polskiego hymnu. Mieliśmy też chłopaka z Nowego Jorku, który był tak oczarowany Polską, że stwierdził, iż w tej chwili byłby gotowy porzucić USA i całe tamtejsze życie, byle tylko zamieszkać w Polsce. Atmosfera na zgrupowaniach jest fantastyczna. Chłopcy bardzo szybko akceptują zawodników, którzy urodzili się w innym kraju, niż Polska. Oni z pierwszym dniem zgrupowania są już częścią grupy.
Na jakich kierunkach w tej chwili najbardziej się teraz skupiacie?
Niemcy i Anglia. Anglia z tego powodu, że jest tam bardzo dużo polskich imigrantów. W Anglii jest obecnie bardzo dużo polskich szkółek piłkarskich i tam za kilka lat, tych kandydatów do gry w reprezentacji Polski, może być znacznie więcej, niż obecnie w Niemczech.