
- Bawią mnie nieraz komentarze osób naśmiewających się z tej ligi. W gruncie rzeczy nie mają pojęcia z czego się naśmiewają, bo z bliska nigdy jej nie widzieli. Na Wyspy Owcze potrafił przyjść napastnik z Broendby Kopenhaga, który miał być gwiazdą tej ligi i strzelać w meczach po kilka bramek. Okazało się, że nie strzela praktycznie wcale. Czy my w Polsce mamy dobrych napastników? Jest Robert Lewandowski i długo, długo nic. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby na Wyspy Owcze przyjechał grać taki Artur Sobiech, to wcale nie strzelałby po 20 bramek w sezonie - mówi Łukasz Cieślewicz, piłkarz B36 Torshavn, robiący furorę na Wyspach Owczych.
Hmm... Ciężko powiedzieć. Raczej wszyscy traktują siebie na równym poziomie. Piłkarze są rozpoznawani na ulicach, ale ciężko nazwać ich celebrytami. Pewnie chodzi ci o to, czy sam jestem tutaj takim celebrytą? W pewnym sensie tak. Jestem bardzo znany na Wyspach Owczych. Mimo wszystko uważam, że ludzie traktują nas podobnie jak innych obywateli.
Zdarza się, to fakt. Mam chociażby znajomego taksówkarza, który od czasu do czasu nie chce pieniędzy za trasę. Zdarza się, że na mieście ktoś postawi mi drinka. Jednak staram się tego unikać. Nie ukrywam jednak, że tego względu przywileje piłkarzy grających na Wyspach Owczych nie omijają.
Obcokrajowcy nie mają z tym problemu. Niektórzy piłkarze pochodzący z Wysp Owczych już nie za bardzo utrzymaliby się tylko z gry w piłkę. Ja nie muszę nigdzie „dorabiać”, ale robię to tylko ze względu na to, że w innym wypadku mógłbym dostać tutaj swego rodzaju „świra”, bo nie oszukujmy się, ale ten kraj jest mały i najzwyczajniej w świecie, w wolnym czasie nie ma co robić.
Czasami tak. Teraz już tego tak nie odczuwam, bo mam malutką córeczkę i mam co robić (śmiech). Dodatkowo mieszkam w stolicy, więc tych „atrakcji” jest więcej. Najbardziej denerwująca jest chyba monotonia. W kółko robisz jedno i to samo, widzisz te same miejsca. Niektóre miasta na Wyspach Owczych potrafisz przejechać samochodem w ciągu minuty. Trzeba się do tego przyzwyczaić.
Praktycznie wszyscy. Mamy w zespole tylko jednego zawodnika, który pochodzi z Afryki i który żyje tylko z piłki. Widocznie nie chce mu się dodatkowo pracować. Starsi zawodnicy pracują, a młodsi studiują. Czasami wkurza mnie tylko to, że dla niektórych to piłka jest dodatkowym zajęciem i nie za bardzo się do niego przykładają. Dla mnie jest na odwrót. To dla gry w piłkę daję z siebie 100%.
Zgadza się. W wieku 16 lat przeniosłem się do innego kraju. Spędziłem w Danii blisko 7 lat. Przez pierwsze 4 lata grałem w Broendby Kopenhaga, a więc jednym z lepszych ówcześnie zespołów w Danii. Bardzo dużo się nauczyłem. Wspominam z sentymentem tamten okres. Później przez 3 lata występowałem w drugiej lidze duńskiej. Ostatnie pół roku grałem już tam za bardzo małe pieniądze, bo w Danii pojawił się duży kryzys. Musiałem zacząć rozglądać się za czymś innym. Pojawiały się oferty z kilku duńskich klubów, ale pod względem finansowym w żadnym wypadku nie mogły równać się z tą którą otrzymałem z B36 Torshavn. Postanowiłem więc znowu wrócić na Wyspy Owcze.
Bo można. Zaryzykuję stwierdzenie, że mój klub B36 Torshavn spokojnie poradziłby sobie w I lidze polskiej. Pod względem budżetu na pewno by nie odstawał.
Typowo angielski futbol. Przede wszystkim liczy się walka. W całej lidze, chyba tylko mój zespół stara się grać piłką. Bramek nie zdobywa się łatwo. Mi nie udało się zdobyć tutaj tytułu króla strzelców mimo, iż jestem naprawdę bramkostrzelnym zawodnikiem, ale dużo także asystuję. Tutaj królem strzelców zostaje zawodnik, który jest typowym „lisem pola karnego”. Ja w pierwszym swoim sezonie zdobyłem 17 bramek. Aby sięgnąć po koronę trzeba strzelić ich ponad 20.
Pamiętam, że w 2011 roku, jakiś zespół wygrał swój mecz 10:0. To był jednak jedyny tak wysoki wynik od tamtego czasu. Wtedy też jeden z zawodników strzelił w tym meczu pięć, czy sześć bramek i to w zasadzie decyduje o tym, że zostaje później królem strzelców w lidze. Ja jednak nie skupiam się tylko na strzelaniu bramek. Wolę strzelić dwa gole w meczu, gdzie wygrywamy 3:2 i sięgamy po tytuł, niż strzelić sześć goli w tak jednostronnym spotkaniu.
I o to mi właśnie chodzi. Bez wątpienia ten tytuł znaczy dla mnie dużo więcej, niż ewentualna korona króla strzelców. Nie chcę być postrzegany jako zawodnik tylko i wyłącznie od strzelania bramek, a mam do tego nosa. Chcę pokazać się również jako piłkarz, który te bramki potrafi wypracować, który bierze ciężar gry na swoje barki.
Szczerze? Bez cienia wątpliwości odpowiem, że tak. Kiedy gramy mecze w lidze, to niejednokrotnie docierają do mnie opinie z obozów przeciwnika, że to właśnie Łukasza Cieślewicza obawiają się najbardziej. Kiedy jestem w najwyższej formie, to jeżeli jakiemuś obrońcy uda się wyłączyć mnie z gry, to już połowa sukcesu rywala.
Zawsze marzyłem o grze w reprezentacji Polski. Widzę jednak jak to obecnie wygląda i nie czarujmy się – szanse na to, że ubiorę koszulkę z orzełkiem na piersi są na tę chwilę nikłe. Postanowiłem więc ubiegać się o tutejsze obywatelstwo. Niestety to wszystko trwa już dosyć długo. Przez to, że ten kraj jest mały, o obywatelstwo jest zdecydowanie trudniej. Przepisy są bardzo ostre. Aby ubiegać się o obywatelstwo należy mieć ciągłość zamieszkania na terenie Wysp Owczych wynoszącą 8 lat. Ja niestety przez wyjazd do Danii tej ciągłości nie mam. Sam na swoją rękę próbuję załatwić coś przez tutejszą federację, ale jak na razie bezskutecznie...
Zdecydowanie. Oglądałem ostatnie spotkanie Wysp Owczych z reprezentacją Niemiec i muszę przyznać, że taki mecz jest niesamowitym przeżyciem. Dodatkowo ma się możliwość sprawdzenia swoich umiejętności na tle najlepszych zawodników na świecie. Uważam również, że piłka nożna na Wyspach Owczych naprawdę w ostatnim czasie zdecydowanie podniosła swój poziom. 0:3 z Niemcami. Nie wiem, czy w podobnych rozmiarach, takiego meczu nie przegrałaby reprezentacja Polski? Wyspom Owczym należy się szacunek, chociażby z tego względu, że będąc tak małym krajem, potrafią i tak osiągać przyzwoite wyniki. Nie tak dawno przegrali na wyjeździe z Kazachstanem 1:2. Jagiellonia Białystok odpadała z europejskich pucharów w meczu z rywalem z tego kraju. Trzeba sobie zadać pytanie, czy my Polacy powinniśmy w takim razie śmiać się z takiej ligi i takiej reprezentacji, skoro sami osiągamy mizerne wyniki na arenie europejskiej.
O to trzeba zapytać trenera Zielińskiego. Nie wiem co mu we mnie nie pasowało? Od napastnika wymaga się bramek. Ja w dwóch spotkaniach strzeliłem dwa gole, a to nie wystarczyło. Już kilka lat gram w piłkę i potrafię zauważyć czy odstaję od innych zawodników, czy też nie. I jeżeli widzę, że ktoś jest lepszy ode mnie, to nie będę tego ukrywał. A w Chorzowie? W sparingach jako jedyny ze wszystkich napastników strzelałem bramki. Pytanie dlaczego nie dano mi szansy w Ruchu pozostaje bez odpowiedzi.
Może coś w tym jest? Skoro trener Zieliński mówi mi, że ma lepszych napastników ode mnie, a ja w sparingach strzelam bramki, a im się to nie udaje, to nie za bardzo wiem o co chodzi... Najprostszą odpowiedzią jest – Nie nadawał się. Trenerzy w Polsce skupiają się na słabych punktach zawodników. Nie skupiają się na pozytywach. Jeżeli ktoś kończy bramką trzy z pięciu wrzutek w pole karne, to lepiej skupić się na tym, że jest wolny. Trochę to śmieszne. Nie mam 16 lat, żeby odstawiać jakieś cyrki w związku z decyzją jaką podjął trener Zieliński, ale zrozumieć tego nie potrafiłem.
Pojawiłem się w na placu gry w drugiej połowie i strzeliłem w tym meczu bramkę. W tym spotkaniu grały dwie „11”. Ja grałem w tej drugiej. Na boisku było wtedy bardzo dużo śniegu, więc druga „11” rozgrzewała się wtedy na hali. Kiedy wychodziliśmy na drugą połowę dowiedzieliśmy się, że przegrywamy 0:6. Myślałem, że to jakiś słaby żart. Doszedłem do wniosku, że nawet moje B36 Torshavn nie przegrałoby sparingu z tym zespołem, aż taką ilością bramek.
Bronili się przed spadkiem, a ja znałem ówczesnego dyrektora sportowego tego klubu. Padło z jego ust zapytanie, czy nie zechciałbym pomóc temu zespołowi utrzymać się w I lidze. Kontrakt miałem podpisać na pół roku. Długo nad tym myślałem, ale ostatecznie postanowiłem pozostać na Wyspach Owczych. Jedną z barier nie do przeskoczenia dla klubu z Brzeska były pieniądze jakich zażądał za mnie B36 Torshavn.
Pokaźna. W moim odczuciu zbyt wysoka. Niektóre drużyny, jak tylko poczują pieniądze, to zrobią wszystko, aby wyciągnąć ich jak najwięcej...
Nie. Nie żałuję, bo widziałem jak to wszystko wyglądało w tym klubie w ostatnich miesiącach. Chciałbym jednak zagrać kiedyś na polskich boiskach. Co chwila dostaję zapytania ze strony kilku działaczy pracujących na co dzień w Polsce. Być może w styczniu znowu spróbuję swoich sił na testach w jakimś polskim zespole. Na dzień dzisiejszy w grę wchodzi I liga, bo stamtąd padają główne zapytania co do mojej osoby.
To nie jest topowa liga. Nie jest pewnie nawet dobrą ligą, ale nie jest też ligą ogórkową. Bawią mnie nieraz komentarze osób naśmiewających się z tej ligi. W gruncie rzeczy nie mają pojęcia z czego się naśmiewają, bo z bliska nigdy jej nie widzieli. Na Wyspy Owcze potrafił przyjść napastnik z Broendby Kopenhaga, który miał być gwiazdą tej ligi i strzelać w meczach po kilka bramek. Okazało się, że nie strzela praktycznie wcale. Czy my w Polsce mamy dobrych napastników? Jest Robert Lewandowski i długo, długo nic. Zaryzykuję stwierdzenie, że gdyby na Wyspy Owcze przyjechał grać taki Artur Sobiech, to wcale nie strzelałby po 20 bramek w sezonie.
Kiedy widzę komentarze ludzi pod informacjami dotyczącymi tego, że strzeliłem gola w meczu ligi farerskiej, to chce mi się śmiać. Wypisują je ludzie, którzy nigdy nie widzieli tej ligi z bliska. Nie wiedzą jak gra się tutaj w piłkę. Nie chodzi mi wcale tylko o moją osobę. Kiedy Polak zdobywa bramkę w mało popularnej lidze, jak chociażby Tomasz Gruszczyński strzelał je w lidze luksemburskiej, to zamiast zebrać pochwały, zbiera ironiczne opinie. Dlaczego Polacy nie potrafią docenić tego, że ktoś swoją dobrą postawą robi reklamę Polsce poza jej granicami? Nie potrafię tego zrozumieć. Trochę to dziwne, że Polak Polakowi życzy jak najgorzej. Widocznie taka mentalność obywateli naszego kraju.
To nie jest proste pytanie. Grając przez te 3 lata na Wyspach Owczych uważam, że już wyrobiłem sobie opinię zawodnika, o którym w tutejszym rejonie świata na pewno długo będzie głośno. Wydaje mi się, że ludzie będą wracać do tych momentów kiedy grałem w B36 Torshavn. Przeprowadzka do Polski, do zespołu z dołu tabeli Ekstraklasy, mającego pewnie nie małe problemy finansowe, chyba nie za bardzo by mnie interesowała. Może wolałbym pograć na Wyspach Owczych, zdobyć pięć tytułów mistrzowskich, sięgnąć kilka razy po koronę króla strzelców i na stare lata wracać wspomnieniami do tych przyjemnych momentów. Na tę chwilę postawiłbym jeszcze na Ekstraklasę, bo jestem młodym piłkarzem i jeszcze dużo lat gry w piłkę przede mną. Za jakiś czas decyzję podjąłbym pewnie zupełnie inną. Zostać legendą ligi farerskiej... To byłoby coś!
Obserwuj mnie na Twitterze! @s_czaplinski
