New Republic
Reklama.
Węgrzy zaczęli już otrzymywać korespondencję od administracji swojego kraju, w której znajdują kwestionariusze z pytaniami konsultacji oraz instrukcje w jaki sposób należy na nie odpowiedzieć. Jedną z możliwości udzielenia odpowiedzi jest forma elektroniczna. Na tę okoliczność stworzona została strona internetowa, na której każdy, kto zechce na zadane pytania udzielić odpowiedzi, podaje najpierw swoje imię i nazwisko, adres email oraz wiek. Tuż po uruchomieniu strony czujni dziennikarze postanowili obejrzeć ją od strony kodów źródłowych. Dzięki tej opcji można sprawdzić m.in. jakie narzędzia analityczne są jej przypisane. Innymi słowy, kto ma wgląd w dane zapisane w rzeczonych formularzach. W tym przypadku sprawa okazała się cokolwiek zastanawiająca. Otóż okazało się, że rządowy serwis z Węgier korzysta z narzędzi analitycznych rosyjskiej wyszukiwarki Yandex - Yandex Metrica, odpowiednik Google Analytisc.
logo
444.hu
Yandex to najpopularniejsza rosyjska wyszukiwarka, a jej szczególną cechą jest zbieranie danych osobowych i dzielenie się pozyskaną wiedzą z organami rosyjskiej władzy. Kilka lat temu firma zasłynęła z przekazywania do FSB danych osobowych osób dokonujących za pośrednictwem należącego do Yandex-u serwisu transakcyjnego, wpłat na rzecz Aleksieja Nawalnego – obecnie najgroźniejszego dla Putina (żyjącego) opozycjonisty.
Tuż po opublikowaniu tych informacji zadziało się kilka równie ciekawych rzeczy. Prezes Yandex-u oświadczył, że firma, którą prowadzi nie jest rosyjska, rządowa tuba medialna opublikowała artykuł nt. portalu, który tę informację odnalazł, jakoby to właśnie tenże portal korzystał ze szpiegowskiego narzędzia analitycznego – Google Analytics, by zaraz po tym, właśnie na to narzędzie administracja Orbana zamieniła rosyjskiego usługodawcę.
W odpowiedzi, na pytania dotyczące tej sprawy, postawione przez opozycję, podczas posiedzenia Komisji ds. Bezpieczeństwa Narodowego, członkowie Fidesz opuścili salę obrad. Trudno więc wnioskować o przyczynach takiej decyzji, tym bardziej o jej skutkach. Trudno jednak przyjąć, iż takie postępowanie nie ma nic wspólnego z prorosyjską linią polityki prowadzonej przez Orbana i jego zaplecze.
Dzięki takim rewelacjom, w zestawieniu z całym katalogiem poczynań obecnego rządu w Polsce (zwłaszcza w dziedzinie obronności), trudno również odmówić konsekwencji w realizacji pewnej deklaracji sprzed kilku lat - "Przyjdzie taki dzień, kiedy nam się uda, i będziemy mieli w Warszawie Budapeszt".