"Ostrożnie, chińskie uczucia, nosić ostrożnie" - rysunkowy komentarz do postawy Chin względem spotkania Prezydenta USA z duchowym przywódcą Tybetańczyków.
"Ostrożnie, chińskie uczucia, nosić ostrożnie" - rysunkowy komentarz do postawy Chin względem spotkania Prezydenta USA z duchowym przywódcą Tybetańczyków. rys. Tendor Tenzin Dorje

W miniony piątek doszło do spotkania dwóch noblistów: duchowego przywódcy Tybetańczyków i Prezydenta Stanów Zjednoczonych. Tradycyjnie przed planowanym spotkaniem zaprotestował chiński rząd. Chińskie MSZ oznajmiło, że zaszkodzi ono relacjom USA-Chiny i będzie „poważną ingerencją” w sprawy wewnętrzne Pekinu.

REKLAMA
„Planowane spotkanie przywódcy Stanów Zjednoczonych z Dalajem, będzie stanowić poważną ingerencję w sprawy wewnętrzne Chin oraz naruszenie norm stosunków międzynarodowych” - powiedział rzecznik chińskiego MSZ Hua Chunying przed spotkaniem i zaapelował o jego odwołanie.
[Dalaj - obraźliwe określenie tybetańskiego przywódcy stosowane w chińskiej nomenklaturze – cytat za Reutersem]
„Jeśli Prezydent USA chce się spotkać z jakąkolwiek osobą, to jego własna sprawa, ale nie może spotykać się z Dalajem” - grzmiał chiński MSZ. „Dalaj z pewnością nie jest wyłącznie postacią religijną. Wykorzystuje on przebranie religijne w celu podejmowania działań mających w dłuższej perspektywie podzielić Chiny. Jest zbiegiem politycznym.”
Jak komentują sprawę media – poprzednie spotkania Dalajlamy z Prezydentem USA spotykały się z podobną krytyką, choć nie prowadziły do poważnych reperkusji. Jedną z nich było wezwanie przez chiński MSZ w piątek charge d'affaires ambasady USA w Pekinie Daniela Kritenbrinka.
logo
Jedyne oficjalne zdjęcie ze spotkania, Waszyngton, 21 lutego 2014 r. White House, fot. Pete Souza

Warto zauważyć, że podobnie jak poprzednim razem, Obama przyjął Dalajlamę w Gabinecie Map, a nie Gabinecie Owalnym w Białym Domu, gdzie zwykle przyjmuje najważniejszych dostojników. Spotkanie zamknięte było także dla mediów, w tym fotoreporterów. Również po spotkaniu Dalajlama nie rozmawiał z dziennikarzami (choć do takiego spotkania doszło poprzednim razem) – fakty te interpretowane są jako próba obniżenia rangi spotkania i załagodzenia rozdrażnienia Chin. Jako ilustrację tego wydarzenia niektóre serwisy przywołały także fotografię Dalajlamy wychodzącego ze poprzedniego spotkania w Białym Domu w 2011 r. gdzie dziennikarze sfotografowali tybetańskiego przywódcę wychodzącego tylnymi drzwiami, obok których leżały worki przypominające te na śmiecie. (Zdjęcie ilustruje m.in. tekst w serwisie Gazety Wyborczej) Wielu Tybetańczyków i przyjaciół Tybetu uznało ówczesne wydarzenie za obraźliwe.
logo

Sytuację być może częściowo „ratuje” w oczach Tybetańczyków oficjalne zdjęcie z ostatniego spotkania, które w odróżnieniu od poprzednich pokazuje Baracka Obamę słuchającego Dalajlamy, a nie jak na odwrót – jak na podobnych fotografiach z poprzednich lat – fakt ten podchwyciła popularna tybetańska blogerka i dysydentka Tsering Woeser (pisaliśmy o niej w jednym z tekstów w portalu NaTemat)
logo
www.facebook.com/tsering.woeser

Warto przypomnieć, że Stany Zjednoczone jako jedyne państwo na świecie posiadają specjalną ustawę dotyczącą spraw tybetańskich, przyjęty w 2002 r. „Tibet Policy Act”, który powołuje m.in. Specjalnego Koordynatora, do jego zadań należy m.in. promowanie dialogu pomiędzy Dalajlamą a rządem ChRL oraz koordynowanie polityk, programów i projektów USA dotyczących Tybetu. John Kerry powołał na to stanowisko - dzień przed spotkaniem Obamy z Dalajlamą - Sarah Sewall (która sprawuje jednocześnie stanowisko Podsekretarza ds. Bezpieczeństwa Publicznego, Demokracji i Praw Człowieka). Stanowisko Specjalnego Koordynatora pozostawało nieobsadzone przez ponad rok, odkąd wraz z Hillary Clinton ustąpiła sprawująca tą funkcję Maria Otero - fakt ten też może być odczytywany jako próba obniżenia temperatury w relacjach na linii Pekin-Waszyngton.
Chiny – jak sobie same zdają z tego sprawę – nie mają prawa dyktować przywódcom demokratycznych państw tego, z kim mają się spotykać lub nie, nie mówiąc już o duchowym przywódcy i laureacie Pokojowej Nagrody Nobla, który jest jednym z najważniejszych rzeczników pokoju na świecie.
„To co starają się zrobić Chiny – to narysować linię na piasku – jeśli im się udam, Chiny będą kontrolował agendę w sprawie Tybetu. Reszta świata musi to potraktować nie jako zasadę Pekinu, ale pozycję negocjacyjną: jeśli nasi przywódcy się sprzeciwią, Chiny będą musiały ustąpić” - komentuje chińskie przepychanki organizacja Free Tibet z Londynu.
„W tym kontekście Prezydent Obama zasługuje na uznanie za to i inne spotkania z Dalajlamą przy różnych okazjach pomimo chińskich pogróżek. Niemniej jednak, Dalajlama nie jest już politycznym przywódcą, a to czego potrzebuje okupowany Tybet to nie tylko symboliczne gesty jak to spotkanie, ale ale solidne i publiczne wsparcie dla osiągnięcia postępu politycznego.” - komentuje Free Tibet, podkreślając znaczenie stanowiska wyrażonego przez Prezydenta USA względem naruszeń praw człowieka w Tybecie.
Trudno nam się nie zgodzić z wytkniętym w oświadczeniu Białego Domu odniesieniu do Tybetu jako części Chińskiej Republiki Ludowej. „Wyrażamy żal, że Stany Zjednoczone powtarzają swoje stanowisko dotyczące Tybetu jako części Chin – to sprawa o której powinien decydować naród tybetański, a nie Waszyngton czy Pekin.”